W przestrzeniach publicznych – na miejskich murach, parkanach, wiaduktach, na przystankach i w wielu innych miejscach w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci obserwujemy znaczne nasilenie pojawiania się przeróżnych znaków.
Niektóre są napisami, inne przybierają formy przypominające pismo, jeszcze inne są kolorowymi plamami. Wszystko to razem sprawia wrażenie wizualnych śmieci w naszym środowisku wizualnym. „Napisy, znaki i malowidła wykonywane na murach, wagonach i we wszelkiego rodzaju miejscach publicznych przy użyciu szablonów bądź bezpośrednio natryskiwane z pojemników ciśnieniowych (spray), umożliwiających bardzo szybką pracę […]” – to graffiti. Należy jednak wyjaśnić, iż nie wszystko co oglądamy na ścianach naszych miast można do tego zjawiska zaliczyć. „Graffiti pojawiły się w Ameryce w końcu lat 60 w środowisku wielkomiejskiego undergoundu. Ich twórcami byli początkowo Portorykańczycy, Latynosi i Murzyni szukający w tej twórczości możliwości wyrażenia swych problemów i wyładowania emocji. Z biegiem czasu anonimowe graffiti, zwalczane intensywnie przez władze, zyskały swoistą nobilitację, wchodząc do obiegu sztuki galeryjnej (…)”. Również gangsterzy w ten sposób zaznaczali swój teren. Obecnie zjawisko to ma wymiar międzynarodowy i jest szerokim zagadnieniem socjologicznym.
W potocznym obiegu językowym graffiti utożsamia się raczej z techniką i miejscem niż z formą czy treścią tego, co obserwujemy na murach naszych miast. Zatem należy przede wszystkim odróżnić graffiti jako rodzaj działania artystycznego od wandalicznych znaków i napisów, które stanowią w naszych przestrzeniach publicznych niestety większość. Celem niniejszego artykułu jest próba klasyfikacji i szukania odpowiedzi na pytanie, jakie są przyczyny powstawania znaków wandalicznych.
Nasza zaśmiecona przestrzeń publiczna to efekt nałożenia się na siebie kilku społecznych czynników, można stwierdzić, że znaki na murach powstają z różnych przyczyn. Jedną z nich jest popularność i swoista nobilitacja graffiti jako sztuki. Wśród młodzieży powstała moda na tego rodzaju działania, które jej zdaniem są przejawem wolności. Przechodząc przez dowolne miasto łatwo odróżnimy takie znaki, które wzorowane są na graffiti. Świadczą o tym pełne, obwiedzione konturem litery, kulisowo zachodzące za siebie. Są to najbardziej charakterystyczne cechy graffiti. Duża część osób podchodzących do ściany nie jest świadoma kanonów tworzenia graffiti, one tworzą formy zupełnie dowolne i przypadkowe, jednak w intencji przyłączenia się do panującej mody. Takich znaków jest najwięcej, one też powodują wrażenie zaśmiecania środowiska wizualnego. Należy zwrócić uwagę na łatwość i szybkość tworzenia ściennych wandalizmów za pomocą puszki spray`u, która jest tutaj głównym narzędziem.
Stąd wiele znaków jest przypadkowych, nieprzygotowanych, robionych w pośpiechu również w przypadkowych miejscach. Spośród wielu znaków na murach łatwo można wyróżnić te, które o coś walczą. Jest to forma, przy pomocy której grupa społeczna spontanicznie „wykrzykuje” swoje racje, swoją postawę, może przyłączyć się do jakiejś idei. Jeszcze do niedawna można było zobaczyć na murach warszawskich budynków antyniemieckie napisy z czasów II wojny światowej. Eksplozja haseł antykomunistycznych i antyrosyjskich miała miejsce w Polsce w czasie stanu wojennego. W tym okresie przemian ustrojowych przed i po roku 1990, napisów „walczących”, politycznych było najwięcej. Niektóre pozostały do dzisiaj. Pisząc na ulicznym murze „Solidarność” czy „Rosjanie do domu” autor chciał się opowiedzieć, przyłączyć do tych, którzy walczyli o zmianę naszej rzeczywistości. Do graffiti zaangażowanych na ogół należą tzw. „szablony”. Są to przemyślane, przygotowane wcześniej w pracowni formy graficzne. Tutaj najczęściej mamy do czynienia z jakimś pomysłem: grą słów, dowcipem lub z jakąś ideą społeczną, czasem polityczną. Działania tego typu należałoby zaliczyć do tzw. street art. Przy pomocy wyciętego szablonu i puszki spray’u można taki znak wykonać wielokrotnie w różnych miejscach. Szablony niemal nigdy nie są wandalizmem. Malowane są na szarych odrapanych murach lub po prostu na asfalcie, gdzie po pewnym czasie same znikną. Rzucającą się w oczy częścią omawianego zjawiska są napisy piłkarskie. Są to najczęściej nazwy klubów piłkarskich.
Mówią nam one o regionie w jakim się akurat znajdujemy lub o tym, że byli tu kibice określonej drużyny. Inne natomiast opatrzone zazwyczaj wulgarnym epitetem wskazują z jakim przeciwnikiem ostatnio rozegrano mecz. Piłkarskie hasła przybierają duże rozmiary, powstają bowiem prawdopodobnie bezpośrednio pod wpływem emocji meczowych. Wulgaryzmy – właściwie wiele je łączy z wymienionymi powyżej. Tego rodzaju napisy znane są od dawna, lecz kilkadziesiąt lat temu najczęściej można je było spotkać w publicznych toaletach wydrapane na ścianie, były więc niewielkich rozmiarów. „Kiedy byłem dzieckiem, bardzo lubiłem wypisywać brzydkie wyrazy w różnych miejscach…” . „(…) Gombrowicz, gdy znalazł się w kawiarnianym ustępie, porwany nieprzytomną zachcianką, nagryzmolił wysoko na ścianie (aby trudniej było zetrzeć) nieprzyzwoity napis, następnie przeszedł przez całą kawiarnię i wmieszał się w tłum na ulicy”. Wulgaryzmy obecnie „wyszły” na ulicę i metodą spray’u powiększyły się wielokrotnie.
Różne pomysły – miejskie ściany stały się nieoficjalnym forum „wypowiedzi”: kogo autor lubi, kim jest zafascynowany, jaki ma pogląd wobec czegokolwiek (ile napisów tyle poglądów). Oprócz tego „prezentuje się” pomysły graficzne. Często niedojrzałe, niedopracowane, bo nie trzeba za nie odpowiadać, są całkowicie niezobowiązujące. Ot tak spontanicznie „rzucone” i już funkcjonują. Jak już wspomniałem powyżej, na temat graffiti sporo już napisano, nie jest moim zamiarem w tym artykule zbieranie i prezentowanie różnych punktów widzenia na ten temat. Uporządkowania wymaga w tym zakresie terminologia, bowiem do tej pory wszystko co można znaleźć na ulicznym murze wydrapane lub wymalowane pojemnikiem ciśnieniowym nazywane jest graffiti. Jest to zbyt daleko idące uproszczenie. Po ogólnym wstępie chciałbym postawić kilka hipotez dotyczących przyczyn omawianego zjawiska, które powinny być w przyszłości zweryfikowane empirycznie:
– Bunt młodych. Zawsze istniał konflikt pokoleń, młodzi się buntowali przeciwko zastanemu porządkowi. Młode pokolenie pragnie zaznaczyć swoją obecność, zapowiedzieć jako przyszłą siłę.
– Osłabiona tożsamość. W dobie globalizacji identyfikacja z ojczyzną, regionem, własnym miastem wydaje się być coraz słabsza wśród młodzieży. Według opinii Hannah Arendt symbolem XX stulecia będą ludzie pozbawieni ojczyzny, ludzie przepędzeni, wykorzenieni, odseparowani od krainy swojego dzieciństwa, odcięci od pępowiny małych, intymnych ojczyzn. Gdy zadałem pytanie grupie młodzieży, jaki jest ich system wartości, to najczęściej wymieniali miłość i zdrowie. Przedstawiciele poprzednich pokoleń, którzy musieli o swoją ojczyznę walczyć, wymieniliby Ojczyznę, Patriotyzm.
– Potrzeba ekspresji. Ludzie, zwłaszcza młodzi, potrzebują ekspresji ruchowej, słownej, ale także plastycznej. W przeszłości zajęć plastycznych w szkołach było na tyle dużo, aby częściowo zaspokoić potrzebę ekspresji plastycznej. W obecnych programach szkolnych na swobodną ekspresję plastyczną jest zdecydowanie za mało miejsca.
– Powszechna wizualizacja. Nasza przestrzeń publiczna zatłoczona jest napisami i znakami reklamowymi. Reklama jak wiadomo stosuje wszelkie możliwe sposoby, aby być skuteczną, zauważoną. Są miejsca w przestrzeni miejskiej, gdzie reklam jest tak wiele obok siebie, iż powoduje to ogromne ciśnienie i natłok obrazów. W takim otoczeniu być może rodzi się podświadoma potrzeba „dostosowania się”, zapełnienia pustych miejsc.
– Zdehumanizowana przestrzeń. Przestrzeń miejska staje się w coraz większym stopniu obca, zunifikowana, zuniformizowana. Często jeden blok można odróżnić od drugiego wyłącznie za pomocą numeru. Nowopowstałe osiedla czy centra handlowo – administracyjne cechują się bezduszną wielkopłaszczyznowością. Być może rodzi to chęć nadania tym miejscom jakichś cech indywidualnych?
– Zostawić po sobie widoczny ślad. W miejscach często odwiedzanych przez wycieczki szkolne można spotkać (najczęściej wyryte w drewnie imiona wraz z nazwami miejscowości) – „ja tu byłem”. Obecnie takie wizytówki w postaci nieregularnego bohomazu zostawiane są w publicznych miejscach niemal wszędzie.
– Zaklinanie rzeczywistości. „Kocham Kasię” napisane na miejskim parkanie ma metafizycznie sprawić, aby „Kasia” zauważyła autora.
– Adrenalina. „Zakazany owoc smakuje najbardziej”. Świadome złamanie zakazu wiąże się z silną emocją towarzyszącą ryzyku. Gombrowicz po zostawieniu w publicznym miejscu swojego wulgaryzmu pisał: „Odtąd egzystuję ze świadomością, że tam jest mój napis”. Niewątpliwie wynalazek ciśnieniowej puszki z farbą sprawił, że niezwykle łatwo i szybko można pisać i malować duże formy na pionowych płaszczyznach.
– Tworzenie symboli osobistych. Zauważyłem, iż część omawianych znaków powstaje z potrzeby określenia własnej tożsamości, mam wrażenie, że autor bada charakter swoich ruchów tak jakby ćwiczył swój podpis. Myślę, że każdy młody człowiek przeżywa ten moment w swoim życiu, kiedy ćwiczy swój podpis. Zaczyna bowiem zdawać sobie sprawę, że będzie on jego wizytówką, będzie o nim coś mówił, będzie go charakteryzował.
– Uliczne bazgroty. Pewna część omawianych form wykazuje podobieństwo do dziecięcych bazgrot. Przeciętna długość linii w takim znaku to około 80 cm. Gdyby spróbować stać w jednym miejscu i próbować stworzyć zamkniętą formę za pomocą linii prostych lub wklęsłych, wówczas przekonamy się, że długość naszego ramienia i zakres ruchu wyznacza właśnie taką długość.
Dzieci w wieku około trzech lat wykonują ruchy swoimi ramionami, tworząc formy złożone głównie z łuków o promieniu odpowiadającym długości dziecięcego przedramienia. Dziecko wykonuje te ruchy najczęściej na podłodze w pozycji klęczącej, leżącej lub siedzącej. Graffiti to zjawisko, w którym można dopatrywać się zarówno przejawów twórczości, jak i destrukcji. Aby choć częściowo docenić tę formę tworzenia, w ostatnich dziesięcioleciach pojawiły się wystawy i „konkursy grafficiarskie” oraz liczne publikacje związane z tym zjawiskiem.
dr Piotr Wysogląd
Tekst zaczerpnięto z miesięcznika Eunomia nr 7 (56) / październik 2012