Życie na śmieciowym – druga strona medalu

Umowy śmieciowe dzielą społeczeństwo na "biednych" pracowników i krwiopijców-pracodawców. Tymczasem prawda o "śmieciowych" wcale nie jest tak oczywista.

Według raportu Komisji Europejskiej aż 27% Polaków pracuje na umowach czasowych – w tej liczbie na szczególnie piętnowanych umowach zlecenie i umowach o dzieło. Raport KE nie oddaje w pełni skali zjawiska, które zyskało w kraju niepochlebną nazwę "umów śmieciowych", do tych bowiem możemy zaliczyć również setki tysięcy tak zwanych jednoosobowych firm, kolejnego polskiego wynalazku. To jest europejski rekord. Na drugim miejscu jest pogrążająca się w kryzysie Hiszpania. Niewiele wskazuje, aby miało się to zmienić – będzie raczej gorzej. Nietrudno się domyślić, że spowoduje to jeszcze większa ucieczkę w szarą strefę. Bowiem to składka na ZUS, obok innych obciążeń spowodowała tak dużą popularność "śmieciówek". Dlaczego? Nie każdy ma świadomość, że wypłata to nie jest jedyny koszt, jaki ponosi pracodawca zatrudniając pracownika. Wedle badań OECD polski pracodawca do każdego 1000 zł pensji netto musi dopłacić dla rządu ponad 700 zł różnych danin i podatków. Tutaj również jesteśmy w światowej czołówce. Mówiąc najprościej: praca jest w Polsce zbyt droga – dlatego między innymi mamy wysoki poziom oficjalnego bezrobocia i dlatego narzekamy na niskie zarobki. Jeśli odrzucimy na bok wszelkie klasowe zabobony mówiące, że każdy pracodawca to krwiopijca, to pojmiemy, że niski poziom wynagrodzeń w Polsce nie wynika ze zmowy i skąpstwa pracodawców (czytaj również artykuł: Jak się żyje na śmieciowym w Raciborzu – zobacz artykuł).

- reklama -


Czytaj również artykuł: Zdesperowani pracownicy okupowali siedzibę firmy. Sprawa nie zakończyła się pozytywnie – pracownicy nie otrzymali zaległych pieniędzy. Zobacz dyskusję na ten temat>>>>

Jak ktoś zauważył, prowadzenie firmy to nie jest działalność charytatywna. Firma jest po to, aby przynosiła zyski. Zyski będą tym większe, im niższe będą koszty prowadzenia firmy. Trudno się zatem dziwić przedsiębiorcom, że korzystają ze wszystkich możliwych sposobów, aby obniżyć koszta pracy. Jeśli zatem prawo daje im możliwość legalnego unikania płacenia np. składki na ZUS, to wybierają taką formę wiązania się z pracownikiem. Dla pracodawcy ważne jest również i to, że "śmieciówki" dają mu dużą elastyczność: kupują tyle pracy, ile im jest aktualnie potrzeba. Wiele firm pracuje skokami: są okresy, gdy zleceń jest dużo, lecz po nich następuje posucha. Pracodawca woli zatem umowy czasowe lub umowy cywilno-prawne, bo gdy firma wejdzie w martwy okres, to nie trzeba będzie utrzymywać pracownika, którego pracy nie można spieniężyć. Taką umowę można w razie potrzeby błyskawicznie zakończyć lub, jeśli zajdzie taka potrzeba, przedłużyć. Jeśli w grę wchodzi umowa na czas nieokreślony, to zgodnie z prawem pracy pracodawcę obowiązuje nawet trzymiesięczny okres wypowiedzenia oraz wypłata odprawy. Pracodawcy wolą też najpierw przez jakiś czas przetestować nowego pracownika: czy jest pracowity, czy dobrze funkcjonuje w ramach firmy etc. Właściciele często skarżą się bowiem na nierzetelnych podwładnych, którzy nadużywają swoich praw. Umowa o pracę gwarantuje na przykład między innymi ochronę przed zwolnieniem w czasie przebywania na L4. Wyobraźmy sobie, że zlecamy majstrowi remont mieszkania, wypłacamy mu zaliczkę, wydajemy pieniądze na materiały a majster dzwoni, że jest chory i przyjdzie do nas za tydzień. Po tygodniu znowu jest chory i tak kilka razy z rzędu. Można się zdenerwować, prawda? Podobne problemy ma pracodawca z "chorowitym" pracownikiem – trzeba na niego łożyć, nawet gdy nie pracuje. Dla pracodawcy to generator strat. Jeśli wspomnieliśmy o rekordach, to wymieńmy i taki: w Polsce mamy rekordową ilość zagrożonych ciąż. Wiele kobiet zaraz po przejściu w stan błogosławiony idzie na L4, tak jakby ciąża była chorobą, która uniemożliwia wszelką aktywność zawodową Stąd pewna niechęć do zatrudniania na stałe młodych kobiet – wielkie szczęście dla rodziców to czasami kłopot dla pracodawcy. Nietrudno się domyśleć skąd się bierze taka taktyka – wobec rzeczywistego braku polityki prorodzinnej, kobiety wykorzystują ten przywilej łatwego L4 dla ciężarnych.


Pełne parkingi przed ZUS dobitnie świadczą o ilości petentów potężnej instytucji.
Mamy do czynienia ze starym jak świat konfliktem między dwiema stronami pracy: pracodawcą i pracobiorcą. Im większa podaż pracy (bezrobocie), tym mniejszy udział pracobiorcy w zyskach pracodawcy. Dlatego wzięci specjaliści zarabiają więcej od pracowników niewykwalifikowanych. Tych pierwszych jest po prostu mniej i dlatego są cenniejsi dla pracodawców. W czasie bezrobocia w sposób oczywisty rośnie również pozycja pracodawcy: może sobie pozwolić na to, że  większą część zysków pozostawi w swojej kieszeni. Problem sięga jednak głębiej i polega na tym, że jest jeszcze trzeci chętny na kawałek tortu. Tym chętnym jest państwo, które niczego nie produkuje, a ze wszystkiego chce czerpać zyski. Rosnąca obecnie skala napięć na linii pracodawcy – pracobiorcy jest umiejętnie podsycana przez polityków różnej maści. Dlatego tyle szumu wokół umów śmieciowych. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a ściślej rzecz ujmując – o podatki. Do złej sytuacji na rynku pracy nie przyczynili się przecież ani sami pracodawcy ani sami pracownicy. W otaczającym nas świecie zachodzą złożone procesy, na które państwo reaguje z opóźnieniem i najczęściej w taki sposób, że żadna ze stron "barykady pracy" nie jest zadowolona. Trudno się zatem dziwić, że wobec chorego prawa mamy tak wiele sposobów na jego ominięcie. Co więcej: to państwo często puszcza oko to do pracodawców, to do pracowników. Niby jest prawo, ale nie będziemy go egzekwować. Polacy to urodzeni partyzanci. Żeby żyć, musieliśmy oszukiwać cara, okupantów, komunistów. Paradoks polega na tym, że chyba nigdy wcześniej nie musieliśmy tak dużo oddawać państwu, które niesamowicie się rozrosło. Totalitarny PRL potrzebował do kontroli społeczeństwa pięć razy mniej urzędników niż wolna i demokratyczna III RP. Dlatego – wzorem naszych praojców – musimy kombinować. My – pracodawcy i my – pracobiorcy. Szkoda tylko, że umyka nam, że oszukujemy siebie nawzajem.

/Tomek Szota/

- reklama -

2 KOMENTARZE

  1. powiedział: „Nie mogę pogodzić się z państwem, które jest jak samochód,
    w którym [url=http://www.dziennik.pl/tagi/silnik]silnik[/url] ledwo zipie, a dyskusje trwają o tym, na jaki kolor go
    przemalować. A w tym samym zaś czasie, kiedy wyborcy mało co o te kolory
    nie pozabijają się nawzajem, władza jeździ taksówką. Za obywatelską
    kasę”[/i]

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj