Piechurzy z Piekar Śląskich dotarli do Szonowic

Byli już w Andach, na pustyni Gobi, zdobyli także Mont Blanc. Jednego dnia potrafią pokonać pieszo nawet kilkadziesiąt kilometrów. Teraz odwiedzają gminę Rudnik. – Jest fantastyczna. Kochamy eksplorować takie miejsca – mówią.

Co to jest droga, najlepiej dowiedzieć się nogami – to hasło przewodnie turytów skupionych w Klubie Turystyki Kwalifikowanej "Be-loć" (nazwa pochodzi od skrótu góralskiego "będzie padać") działającym już od ponad dwudziestu lat przy Miejskim Domu Kultury w Piekarach Śląskich. W trasę wyjeżdżają właściwie co tydzień. Na piątkowych spotkaniach planują i opracowują najbliższą wyprawę. Miejsca ich wycieczek są przeróżne, bo to i Polska, i reszta świata. W ciągu roku średnio 60 dni są poza domem. Turystyka niejedno ma dla nich imię. Wędrują, nurkują, wiosłują w kajakach, latają balonami, jeżdżą konno. – Liczba osób, która przez klub się przewija jest duża, równie duża jest ilość kierunków i sposobów realizacji pasji – mówi  Wojciech Boryczka, szef klubu.

- reklama -

Jak trafili do gminy Rudnik? – Kochamy eksplorować miejsca niekoniecznie opisywane szeroko w przewodnikach. Chętnie wyszukujemy miejsca, do których wcześniej jeszcze nie dotarliśmy. Okazało się, że w gminie Rudnik jest mnóstwo ciekawych obiektów, pałaców, ruin, folwarków. Obdzwoniłem szkoły z pytaniem, czy moglibyśmy w którejś przenocować. I udało się w Szonowicach. Pani sołtys Karina Lassak jest osobą bardzo przychylną tego typu inicjatywom, a do tego okazała się miłośniczką historii i wsparła nas materiałami o miejscach, które chcieliśmy odwiedzić. Dzięki nim, odwiedzając ruiny jakiegoś obiektu, możemy zobaczyć jak wyglądał np. sto lat temu – opowiada Wojciech Boryczka.

 

Piechurzy analizują kolejną trasę.

 

 

Te wyprawy To dla nich nie tylko zwiedzanie. – Unikamy głównych dróg, przemierzamy raczej polne, leśne ścieżki, kontemplujemy przyrodę, krajobraz. Tutaj akurat pofałdowany przez morenę denną – Wojciech Boryczka jest z wykształcenia przyrodnikiem. Klub skupia ludzi o przeróżnych profesjach, są nauczyciele, grafik komputerowy, historyk, a nawet muzyk Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach.

Na piechotę zeszli już Rudnik, Strzybnik, Modzurów. – Nie wiem czy mieszkańcy się orientują, że mają u siebie najstarszy zabytek w promieniu wielu kilometrów. W parku, w ruinach kaplicy znajduje się maswerk, czyli dekoracyjna część gotyckiego okna, który został tam przeniesiony ze starego kościoła – zachwyca się. – Teren jest rewelacyjny choćby ze względu na nasycenie ciekawymi obiektami. Z naszego punktu widzenia tym atrakcyjniejszymi, że mało znanymi, często już w ruinie, ale dla nas to tylko dodatkowy smaczek. Eksplorowanie dawnych światów jest dla nas ogromnie ekscytujące. Przeżywamy piękno, aurę starych miejsc, cofamy się w czasie.

 

Piechurzy zwiedzili gminę Rudnik.

 

Korzystają z przewodników, map z różnych okresów. – Widzi pani ten mały punkcik na mapie? Nie jest w żaden sposób opisany, nie wiadomo co oznacza, jest ledwo dostrzegalny, a jednak my chcemy do niego dotrzeć. Dzięki mapie z 1932 roku wiem, że ten punkcik to stary domek myśliwski. Chcemy go zobaczyć – uśmiecha się Boryczka.

Jednego dnia są w stanie pieszo pokonać nawet kilkadziesiąt kilometrów, ale zazwyczaj to 15, 20 kilometrów. – To nie wyścig, chcemy przeżyć i doświadczyć, dowiedzieć się więcej o odwiedzanych miejscach. Informacją służą nam nie tylko przewodniki, mapy, ale i mieszkańcy. Któż zna ich okolicę lepiej od nich? – mówi. Klub Turystyki Kwalifikowanej "Be-loć" działającym skupia ludzi zainteresowanych uprawianiem turystyki kwalifikowanej we wszelkich jego przejawach i specjalnościach. Są tu typowi piechurzy, wspinacze czy kolarze, ale spotkać można także paralotniarzy, speleologów, żeglarzy, kajakarzy, są specjaliści od koni czy imprez na orientację.

 

/s/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj