Rysiu był dla niej całym światem. Spędzili razem całe życie, spoczęli w jednej mogile. Wzruszająca historia o tym, jak mocna może być matczyna miłość i jak wielka może być tęsknota za swoim jedynym dzieckiem.
Kiedy pani Aniela z Brzezia zauważyła, że jej syn nie jest taki, jak inne dzieci to zmienił się jej cały świat. Małżeństwo, praca zawodowa, kobiece ambicje stały się wówczas nieważne. Ważna stała się walka o zdrowie i normalne życie jej ukochanego Rysia. – Trudno opisać, co przeżywa matka, gdy obserwuje z pozoru normalne cechy swojego niemowlęcia, w których uwidaczniały się już objawy choroby, takie jak ograniczone ruchy, brak wszelkich, zainteresowań, apatia. Dlaczego nie próbuje siadać? Byłam sama i bezradna, ale jednocześnie instynkt kazał mi być silną, wytrwałą. Powtarzam sobie, że nie wolno mi się załamywać, nie wolno ani na chwilę poddawać się zwątpieniu czy rozpaczy – opisywała swoją historię pani Aniela na łamach czasopisma Przyjaciółka w 1973 roku.
Lekarze robili co mogli, jednak uprzedzili, że najlepszym lekarzem dla Rysia będzie właśnie jego mama. To dodało Jej sił w walce o zdrowie synka. Na początku było leczenie senatoryjne. Później pani Aniela rozpoczęła z synkiem naukę chodzenia oraz mówienia. Na początku były sylaby, pojedyncze dźwięki, a później całe wyrazy i zdania. – Pewnego dnia mój syn po głębokim namyśle zapytał mnie o to, jak długo trzeba lecieć na księżyc. Miałam wtedy łzy w oczach – pisała pani Aniela. Jej Rysiu przekraczał pewien próg życiowy i odzyskiwał zdolność rozumowania. Rysiu widział zaangażowanie swojej mamy i tylko gdy miał na to siłę starał się robić coś dla niej. Cieszyło go to, że mógł pójść mamie na zakupy. Tak wyrażał swoją wdzięczność. Ogromnym wydarzeniem, zarówno dla Rysia jak i jego Mamy było pójście do szkoły. – Uczeń wyznacza się wytrwałością, aktywnością, pilnością i w miarę możliwości bierze udział w życiu zespołu klasowego. Podkreślić należy rolę jego matki, której opiece i staraniu uczeń zawdzięcza swe dotychczasowe życie – czytamy w opinii nauczycieli Rysia. Chłopiec naukę w Szkole Podstawowej w Brzeziu ukończył w wieku 17 lat. Jego matka chciała, aby syn kształcił się dalej, jednak nie było wówczas instytucji, w których znalazłaby wsparcie.
1 stycznia 2013 roku w wieku 57 lat syn pani Anieli zmarł na jej kolanach. Pogrzeb odbył się dwa dni później. W czasie pogrzebu doszło do tragicznego incydentu. Pani Aniela nie wytrzymała emocji, zemdlała i wprost z placu kościelnego została przewieziona do szpitala. Niespełna miesiąc później Pani Aniela wypisana została ze szpitala. Jednak po czterech dniach zmarła. Matczyna tęsknota za synkiem, któremu poświęciła całe życia, okazała się silniejsza. Pogrzeb pani Anieli odbył się nieco miesiąc po pogrzebie jej syna. Tak jak razem przeszli przez życie, tak razem spoczęli w jednej mogile.
Osoby, które pamiętają śp. Ryszarda z lat dziecięcych wspominają go jako bardzo uczynnego i uśmiechniętego chłopca. W pamięci mieszkańców Brzezia na zawsze pozostanie także pani Aniela. – Samotnie wychowywała syna, pracowała zawodowo i angażowała się w działalność charytatywną. Nigdy nie narzekała. Była naprawdę silną kobietą – wspominają panią Anielę jej znajomi.
Paulina Krupińska
Piękna i interesująca historia, szczególnie na DzieńMatki. Może by redakcja zrobiła cały cykl o niesamowitych matkach z Raciborza? Przecież one na codzień dokonują cudów. Mnie by to ciekawiło bardzo.
wiele jest takich historii i nie trzeba z tego od razu robić materiału sensacyjnego. każda matka by postąpiła tak, jak ta z tekstu.
mysle ze nie kazda, wiele jest przykladow matek wyrodnych, meczacych, bijacych czy wrecz mordujacych wlasne dzieci – to ekstrema, ale rowniez sie zdarzaja
No to prawda, ale o nich też się sporo pisze. A o normalnych, kochających w każdej sukundzie zycia kobietach się zapomina. Robi się bohaterki tabloidów z matek, które zamordowały swe dzieci, a szare kochające mamunie spycha się na margines sołecznego zainteresowania.
Wszystko to prawda, są matki różne, ale p. Aniela poświęciła dla swego syna wszystko, nie tracąc przy tym pogody ducha, radości, chęci do pomocy innym. Ci, którzy ich znali przez lata (ja – przez całe swe życie) mogą to potwierdzić. Przebywanie z nimi dawało dużo radości i wiele pozytywnych przeżyć. Syn, jak tylko mógł starał się być pomocny w domu. Był inteligentny, zorientowany w świecie. Owszem, były też zmartwienia, szczególnie co może stać się z Rysiem po ewentualnej wcześniejszej śmierci mamy lub gdy sił już braknie, ale zawsze był w pobliżu ktoś życzliwy i pomocny; były osoby, które nigdy nie odmawiały pomocy. Tak szczęśliwie się ułożylo, że mama już nie musiała się martwić o syna. Sama też była ciężko chora, tak szybko odeszła do niego, ale chyba było to wyczekiwane odejście.
Pani Aniela była aniołem. Skromna i dobra, cicha i cierpliwa. Była po prostu wspaniałą matką.