Tym razem Krzysiek i Kamil mieli szczęście i nie musieli długo czekać na darmową podwózkę. Spotkali Valentinę, pierwszą kobietę, która wpuściła ich do swojego samochodu. Podróż minęła pod znakiem ciekawych opowieści, które potem chłopcy wspominali przy butelce napoju brzoskwiniowego z dodatkiem alkoholu. – zobacz galerię zdjęć
Wracamy opowieścią do początków podróży po Bośni i Hercegowinie. Autostop nie szedł nam najlepiej – do Mostaru zostało 30km, a my staliśmy w jedynym miejscu ok 3h. Trochę zmęczeni (patrz: upal 37 stopni) zarzuciliśmy plecaki i idąc wzdłuż drogi machaliśmy kciukami. Właśnie wtedy zatrzymało sie auto i ruszyliśmy.
Po drodze widzieliśmy osiedla samowoli budowlanych. Są to domy zbudowane zaraz po wojnie, często posiadające karykaturalne kształty. Sam Mostar jest dla mnie esencją Hercegowiny. Widać w nim zamierzchłą historię w okolicach Starego Mostu, które kryją w sobie coś ze słuchanych w dzieciństwie legend oraz znacznie nowsza w postaci wielu zbombardowanych budynków, których nikt nie zamierza, ani remontować, ani burzyć. Dołączając do tego rozwijającą się turystykę oraz współistnienie 2 religii tworzy iście Bałkańską mieszankę. Staraliśmy się się z nią zapoznać na ile to możliwe.
Krzysiek i Kamil zmęczeni, ale chyba szczęśliwi – zobacz więcej zdjęć
Wieczorem, po długich poszukiwaniach miejsca (krzaków) na rozbicie namiotu wreszcie wymiękliśmy i wynajęliśmy tani hostel z niezwykle przyjaznym właścicielem. Pierwszy ciepły prysznic od tygodnia, wygodne łóżka, możliwość dokładnego wyprania ubrań, ceny jak dla miejscowych w barze na dole – było warto. Następnego dnia odwiedziliśmy targowisko, na którym, jako Polacy zostaliśmy entuzjastycznie przyjęci. Po krótkiej degustacji i rozmowach jak tam dotarliśmy, kupiliśmy po butelce napoju brzoskwiniowego z dodatkiem alkoholu (możliwe, ze proporcje były odwrotne). Po chwili sprzedawca przyszedł do nas z trzecią butelką, jako prezentem, bo "długa droga do Polski przed nami."
Kilka godzin stania na wylotówce zaowocowało spotkaniem z Valentiną. To pierwsza kobieta, która nas podwiozła. Warto przytoczyć reakcję Kamila na te historyczne wydarzenie: Can we go with you?! REALLY?! Zanim zaczęła zabierać stopowiczów, sama podróżowała po całej Europie. Pokazała nam muzeum w Jablanicy – warto poznać historię tego miejsca. Przy ciekawych opowieściach Valentiny (np. o byciu wolontariuszką w czasie wojny) upłynęła nam droga do Sarajewa. Możliwe, ze źle szukaliśmy, ale miejsca, które tam zobaczyliśmy nie były, aż tak ciekawe, jak się spodziewaliśmy – cóż tak też bywa. Za to rozbicie namiotu na wzgórzach otaczających oświetlone centrum polepszyło wrażenie.
Dzisiaj posmakowaliśmy klimatów Bośniackiej wsi. Zjedliśmy obiad (konserwę) w przysklepowym ogródku. Praktycznie zerowy ruch nie napawał nas zbytnim optymizmem. Na szczęście dość szybko zatrzymał się Serb. Pieszo przekroczyliśmy granicę w miejscowości Zvornik. Tu również, jako przybysze z Polski zostaliśmy przywitani z wielką gościnnością.
Jutro ruszamy do Nowego Sadu. Byłem tam w maju i chętnie zobaczę go jeszcze raz – pewnie nie ostatni.
Do usłyszenia
Krzysiek Krzemiński i Kamil Litwinowicz
Publ. Marta Rajchel
Oficjalny sponsor:
Akcję wspiera:
Wspaniale chłopaki! Trzymam kciuki za Waszą podróż i podziwiam odwagę i kreatywność!