Wystawa w Rudach to gotowy scenariusz na film o losach polskiego lotnika w czasie II wojny światowej.Jedna z udostępnianych obecnie wystaw w byłym opactwie cysterskim w Rudach poświęcona jest polskiemu lotnikowi i żołnierzowi Antoniemu Tomiczkowi. Na kilku planszach starano się przedstawić niezwykłe życie urodzonego w niedalekiej Pstrążnej pilota, którego losy splotły się z historią narodu. Pierwsza z plansz dokumentuje najbliższą rodzinę i czasy szkolne, a kolejne jego losy w mundurze lotnika.
Urodzony w roku 1915 Tomiczek wstąpił w 1930 roku do szkoły piechoty w Koninie, by w 1936 zgłosić się do lotnictwa. Szkolenie lotnicze przeszedł w Krakowie i Grudziądzu, a swoją służbę rozpoczął w 122 eskadrze myśliwskiej stacjonującej w Krakowie. W jej składzie w październiku 1938 roku brał udział w zajęciu Zaolzia. Po wybuchu II wojny światowej, w trakcie kampanii wrześniowej zajmował się ewakuacją sprzętu i wyposażenia lotniczego. 20 września wpadł w ręce wroga po przymusowym lądowaniu w rejonie Tarnopola i znalazł się w sowieckim obozie. Jako jeniec został zmuszony (Sowieci nie respektowali umów międzynarodowych, w tym o jeńcach wojennych) do ciężkiej pracy przy budowie szosy Lwów – Kijów oraz w kamieniołomach. Po wybuchu wojny Niemiec z ZSRS trafił na krótko do Starobielska.
Na mocy paktu Sikorski – Majski został zwolniony z niewoli i przez Archangielsk przedostał się na angielskim okręcie do Wielkiej Brytanii, w której w Szkocji ukończył szereg kursów lotniczych, np. obsługi bombowców typu Wellington i Halifax. W sierpniu 1944 został przydzielony do 1586 Eskadry do Zadań Specjalnych Dywizjonu 301 stacjonującej na południu Włoch w okolicach Brindisi. Jedną z plansz poświęcono pomocy aliantów żołnierzom Powstania Warszawskiego, nie zabrakło tu naszego bohatera. Przywołano jego wspomnienia z przygotowań i lotu nad stolicą Polski, pierwszy lot odbył nocą z 22 na 23 sierpnia: „Nastrój wśród załóg był bardzo dobry i każdy chciał lecieć z pomocą walczącej Warszawie, co jednak nie było proste, gdyż brakowało sprawnych do lotu maszyn. /…/ 22 sierpnia 1944 r. zostałem wyznaczony do lotu wraz z innymi załogami z pomocą walczącej Warszawie. Ładunek to amunicja, broń i lekarstwa. Lot obliczony był na około dziesięć godzin i odległość około 1500 km, wysokość 1200 stóp. Miejsce zrzutu: Plac Krasińskich. Na odprawie przed lotem dowódca powiedział, że to mały spacer do Warszawy. Ja jednak, widząc na wiszącej w sali odpraw mapie trasę lotu nad trzema krajami: Jugosławią, Węgrami i Czechosłowacją oraz zaznaczoną obroną przeciwlotniczą zdawałem sobie sprawę, że to nie spacer. Nie podzieliłem się jednak swymi obawami z załogą gdyż chyba każdy myślał tak samo. Cała załoga cieszyła się, że znów zobaczy Polskę po pięciu latach. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy, że lot ten będzie tak wyczerpujący. Po odprawie każdy zaczął przygotowywać się do tego lotu. Dla niektórych załóg lot ten był ostatni w życiu. My jednak porzucaliśmy tę myśl i każdy z nas wierzył, że wszyscy mogą zginąć ale nasza załoga nie zginie. Tak chyba też myśleli członkowie innych załóg. A jednak los był dla nich okrutny. Nareszcie nadeszła godzina startu 19. Halifax nr 171 obciążony do maksimum paliwem i ładunkiem ciężko odrywa się od pasa startowego…”.
Na wystawie pokazano zdjęcia zapisu lotu nad Warszawą, bohatera wystawy oraz jego maszyny. Lotnik brał udział także w innych misjach, ostatnią był nocny zrzut dla Armii Krajowej u podnóża Kiczory z 28 na 29 grudnia 1944 roku. Od marca 1945 został włączony w skład odtworzonego 301 Dywizjonu "Ziemi Pomorskiej – Obrońców Warszawy", który wykonywał w tym czasie loty między innymi do Francji, Włoch, Grecji, Niemiec, Danii czy Norwegii. W Polskich Siłach Powietrznych w Wielkiej Brytanii służył do 1946 r. Zdecydował się na powrót do kraju i od 1947 roku pracował, do przejścia na emeryturę w 1979, w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych w Rybniku. Po odwilży październikowej mógł ponownie usiąść za sterami i w latach 1957 – 1964 był pilotem sportowym reprezentując Aeroklubu w Gliwicach. Lotnik weteran zmarł w roku 2013, a w uznaniu zasług Gimnazjum w Lyskach obrało imię: majora pilota Antoniego Tomiczka.
Wystawa opisuje kolejne etapy fascynującego życia pilota, jego dokonania wojenne i drogę do Polski oraz narzeczonej z Dzimierza. Niezwykły człowiek, niezwykła wystawa, szkoda jedynie, że zapewne brak środków sprawił, że ekspozycji nie udało przygotować się z większym rozmachem i szczegółowością. Pomimo tego warta jest zobaczenia.
Beno Benczew