Poseł SLD Piotr Chmielowski jest zdania, że jego własna formacja zdradziła ideały lewicy.
Wybory to dla wielu osób prawdziwe „być albo nie być”. Determinacja, która popycha zarówno jednostki jak i partie polityczne do walki o głosy wyborców nierzadko przybiera formę ocierającą się o patologie życia społecznego. Wychodzą wówczas cechy ludzkie, które rzadko chcemy widzieć w naszym otoczeniu. Egoizm, cwaniactwo, lenistwo, pogarda dla innych – to te uczucia, które w gorącym ogniu kampanii wyborczej płoną najbardziej żywym ogniem. Spory, kłótnie, ostre wymiany zdań stają się normą. Co dziwne jednak spory te często dotyczą nie przeciwników politycznych, ale konkurentów we własnej formacji. Trudno jest wówczas dojść, kto w takim sporze jest stroną odpowiedzialną i przyczynia się nierzadko do klęski wyborczej całego ugrupowania. Z podobną sytuacją mamy do czynienia również naszym okręgu wyborczym w przypadku Zjednoczonej Lewicy.
Jeden z kandydatów do izby niższej parlamentu dotychczasowy poseł Piotr Chmielowski na kilka tygodni przed wyborami rozpoczął kampanię… przeciwko własnej partii. Poseł motywuje swoją postawę kilkoma przyczynami. Po pierwsze według posła kształt listy wyborczej determinuje porażkę swojego ugrupowania w październiku. Po drugie według Chmielowskiego program wyborczy, który powstał w wyniku rozmaitych kompromisów w trakcie negocjacji środowisk lewicowych jest skierowany przeciwko mieszkańcom Śląska. Kluczowe według posła są tutaj ustalenia w sprawie węgla kamiennego, które w opinii Chmielowskiego zmierzają w konsekwencji do likwidacji polskiego górnictwa. Poseł poszedł w swoich ocenach byłych kolegów tak dalece, że dzisiaj uważa, iż dla lewicy najlepsza byłaby przegrana, bo na gruzach można by budować nową formację. I tak dzisiaj opisując swoich dotychczasowych kolegów nie przebiera w słowach. O szefie struktur wojewódzkich Marku Balcie pisze: „Ciągle nieobecny, w Komisji Zdrowia praktycznie nierozpoznawalny, przydatność w sejmie bliska zeru”, „Sosnowiec. Czysty dramat. Listę otwiera osobnik bez matury, z elementarnym problemem prawidłowego budowania zdań po polsku, bez jakichkolwiek przydatnych kwalifikacji. Całkowity brak kompetencji w zakresie sprawowania mandatu poselskiego. Jak to się stało, że jest jedynką? Po prostu był wspólnikiem Janusza Palikota z czasów gdy ten tworzył Ambrę”, „Kalita. Spadochroniarz ze stolicy, bez osiągnięć zawodowych, cudownie kompetentny rzecznik kampanii Magdaleny Ogórek. Lewicujący elektorat z tego okręgu nawet nie będzie miał moralnego kaca jak zagłosuje na inną listę”.
Stanowisko Zjednoczonej Lewicy w sprawie krnąbrnego posła jest dość jasne. W warszawskiej centrali dowiedzieliśmy się, że poseł już ma taki charakter. – Najpierw pisał książkę o Palikocie, teraz obraża nowych kolegów. – Opinie zwłaszcza ludzi związanych z Sojuszem Lewicy Demokratycznej są jednoznaczne. Według nich Chmielowski „pyszczy po mediach”, bo ma słabsze miejsce na liście. Kwestie związane z programem wyborczym są w oczywisty sposób nieprawdziwie interpretowane. Wystarczy sięgnąć do Programu Zjednoczonej Lewicy i zerknąć na stronę szesnastą, gdzie jasno jest napisane, że polska gospodarka musi być oparta na węglu kamiennym. Co więcej w centrali przynajmniej odrobinę kwestionuje się wiarygodność posła w sprawie górnictwa. W Warszawie dowiedzieliśmy się, że: – poseł raczej nie wychylał się ze swoją wiedzą dotyczącą górnictwa. Był raczej odpowiedzialny za kwestie związane z medycyną, ze światem pielęgniarskim. Miał nawet swoje problemy z ministrem Arłukowiczem. – Przynajmniej w jednej sprawie środowisko lewicy w naszym okręgu jest zgodne. Prace nad listą wyborczą były chaotyczne. Nazwisko na szczycie kartki przesuwało się w górę i w dół. Początkowo na „jedynce” znalazł się Łukasz Kohut z Rybnika, później na „topie” znalazł się Patryk Kosela z Głogowa. Jak się skończy przedwyborcza przepychanka w okręgu nr 30? Jak wpłynie na wynik formacji w całym kraju? Tego dowiemy się prawdopodobnie w noc wyborczą 25 października. Na chwilę obecną poseł Chmielowski zrezygnował ze startu w wyborach.
Leszek Iwulski
Po pierwsze, nie zrezygnowałem ze startu w wyborach. Jak łatwo sprawdzić, mam numer 3 na liście i uczestniczę w kampanii wyborczej. Wszystkie moje treści rozsyłane do mediów i w nich publikowane, jak również wywiady, zawierają wyłącznie prawdę, przez co do tej pory nikt nie był łaskaw mnie pozwać. Jeżeli chodzi o sprawy górnictwa, to chciałem grzecznie zwrócićPanu uwagę, że jestem przewodniczącym parlamentarnego zespołu ds. wydobycia
węgla i modernizacji kopalń. Dodatkowo nadmieniam, że przez ostatnie 2 lata byłem typowany przez klub poselski jako specjalista od spraw węgla i energetyki na wiele różnych konferencji branżowych, na których zabierałem głos w imieniu klubu. W sprawie górnictwa złożyłem prawie 200 interpelacji, trzy doniesienia do prokuratury. Uczestniczyłem w masówkach górniczych i stale współpracuję z ZZG w Polsce (oddziały w Jastrzębiu, Radlinie, Rybniku) jako jeden z głównych doradców. Natomiast jeżeli chodzi o program ZLewu, to wystarczy przeczytać stronę wcześniej „jesteśmy za całościowym wdrożeniem pakietu klimatycznego bez odstępstw”. Korespondencji w tym temacie z centralą Panu oszczędzę. Nie atakuję i nie występuję przeciwko swojej partii – Sojuszowi Lewicy Demokratycznej. To koalicja Zjednoczonej Lewicy, w moim odczuciu – alloploid polityczny – jest na celowniku mojej krytyki. I nie chodzi tutaj o moje rzekomo niskie miejsce na liście, bo zapewniam Pana, że nie występowałem o żadne miejsce na liście. Sam dostałem propozycję, bo ktoś ocenił, że dzięki mojej pracy i osiągnięciom, może uda im się uzbierać parę dodatkowych głosików. Robię to dla ludzi, dla kraju, dla lewicy. A swoje postępowanie w tej kwestii oceniam pozytywnie. Każdy wyborca ma prawo wiedzieć, że głosującna niektórych kandydatów z list ZLewu będzie popierał niekompetencje, brak wykształcenia, głupotę. A to lewicy w Polsce nie będzie służyć dobrze.