"Malarz obłędu" to dwa udane debiuty: raciborzanina Przemysława Wilczyńskiego jako autora oraz Raciborza – miasta, w którym rozgrywa się mroczna akcja powieści kryminalnej.
Powieść jest raczej thrillerem psychologicznym aniżeli klasycznym „kryminałem”, opartym na schemacie rozwiązywania zagadki popełnionej zbrodni i dochodzenia do odpowiedzi na pytanie: „kto zabił?” Tutaj zbrodniarz pojawia się zaraz na początku. Jest więźniem raciborskiego Zakładu Karnego. Antoni Filip Grzęda, gwałciciel i seryjny morderca, jest
szczególnego rodzaju osobistością. Jan Kowalski, raciborski dziennikarz, wolny strzelec, specjalizujący się w kontrowersyjnych tematach, chce przeprowadzić z nim wywiad. Po to, by zrozumieć Grzędę jako człowieka, poznać motywy jego budzących grozę czynów, wyrafinowanych i szczególnie okrutnych morderstw. Lecz Kowalski marzy też o dziennikarskiej sławie: napisaniu artykułu, a nawet książki, która przyniosłaby mu pieniądze. I tak zaczyna toczyć się misterna gra. Z początku nie zapowiada się jeszcze, jaki będzie dalszy rozwój sytuacji. Kowalski zabiega u władz raciborskiego więzienia o możliwość widzenia z Grzędą. Kilkakrotne spotkania z osadzonym będą mogły zaowocować napisaniem tekstów. Ale jest coś jeszcze: o tym, czy tak się stanie, decyduje przede wszystkim morderca. To Grzęda od samego początku kontroluje sytuację i stawia warunki: „jeśli wypadniesz obiecująco, to kto wie, może doczekasz się następnej rundy?” (s. 21).
Akcja „Malarza obłędu” może trochę przypominać słynne „Milczenie owiec”. Podobnie jak w filmie, mamy tu inteligentnego i przebiegłego psychopatę. Wywiera on wpływ na ludzi, z którymi ma kontakt, chce ich osaczyć i zdominować. Życie Jana Kowalskiego, po trzydziestce, z początku nie różni się specjalnie od życia osób z jego pokolenia. Ma żonę Annę, nieźle się rozumieją, oboje chcieliby zamienić mieszkanie w bloku na większe, może postarać się o dziecko. Ale z tym trzeba jeszcze zaczekać, najprawdopodobniej do chwili gdy dziennikarz odniesie zawodowy i finansowy sukces. Najpierw trzeba popracować, by móc sprzedać teksty o swoim bohaterze. Tym bardziej, że Anna niedawno zmieniła pracę, założyła firmę w branży księgowości. Wraz z Katarzyną, wspólniczką i przyjaciółką są jeszcze „na minusie”. Wszystko wskazuje na to, że Kowalski jest na dobrej drodze do dziennikarskiego
sukcesu. Został pozytywnie oceniony przez Grzędę. Może więc liczyć na następne spotkania z mordercą w więzieniu. Na „następną rundę”? Jednocześnie w jego życiu zaczyna się dziać coś dziwnego. Wkrada się coś mrocznego, niekontrolowanego, niepoznawalnego. Obsesja? Psychoza? Obłęd? Nie ma wątpliwości – to objawienie zła, które chwyta w swoje kleszcze mocno i nie pozwala uciec. Bezwzględnego zła, które stopniowo zmienia bohatera, spychając go w otchłań ciemnej strony ludzkiej natury. Ten proces został opisany przez Przemysława Wilczyńskiego bardzo sugestywnie. Lektura trzyma w napięciu, nie pozwala o sobie zapomnieć, powieściowe sceny (niektóre bardzo drastyczne) mocno oddziałują na wyobraźnię. Przerażają i zaskakują. Co się dzieje z dziennikarzem? Czy ktoś steruje jego myślami?
Kowalski zbliża się do odkrycia tajemnic zbrodni Grzędy, ale będzie musiał zapłacić za to ogromną cenę. Cień grozy pada także na Annę. Gdy któregoś dnia wraca z pracy, dzieje się coś strasznego, co na zawsze zmienia również ją. Więź Jana i Anny rozpada się. Odsuwają się od siebie. Czy kiedykolwiek ich małżeństwo się odbuduje? Bardzo interesującą, nietuzinkową postacią w powieści jest Katarzyna. Dziewczyna jest zupełnym przeciwieństwem Anny, jeśli chodzi o podejście do życia. Okazuje się, że nie jest obojętna Janowi. Jej życiowe wybory i decyzje mają zaskakująco duży wpływ na Kowalskiego, który w pewnym momencie znajdzie się w punkcie, skąd nie ma odwrotu… Warte podkreślenia jest to, że autor uzyskał efekt mrocznego i przygnębiającego thrillera za sprawą scen nieprzeładowanych akcją, napisanych przejrzystym, żywym, bogatym językiem. Jest to opowieść raczej kameralna,
wywołująca chwilami uczucie klaustrofobii. Bohaterów (łącznie z drugoplanowymi) jest zaledwie kilkoro, a psychologiczne napięcie między nimi jest nieraz tak trudne do zniesienia, że udziela się także czytelnikowi.
Szkoda tylko, że autor porzucił dość ciekawie ujęte sceny spotkań Kowalskiego z Grzędą w więzieniu. Ich regularność mogłaby dać jeszcze lepszy efekt nieuchronności tego, co się rozgrywa, nadać pulsu i rytmu narastającej grozie. Zamiast tego mamy wrażenie, że coś nas omija i że historia miejscami toczy się bez naszego udziału. Całkowicie zbędny wydaje się wątek spotkania Anny z panią psycholog. Został on szybko porzucony, a powrót do niego jest całkowicie nieprzekonujący. W powieści stanowczo zbyt często bohaterowie sięgają po alkohol – po jakimś czasie ta powtarzalność bardzo nuży i irytuje. Można było z pewnością znaleźć inne sposoby pokazania, że bohaterowie książki aspirują do „mocnych
facetów” egzystujących „na krawędzi”.
Racibórz okazał się bardzo wdzięczną, jeśli można tak powiedzieć w przypadku ponurego thrillera, scenerią dla akcji książki. „Malarz obłędu” należy do tych książek, których czytelnicy mogą podążać śladami powieściowych bohaterów. Została zachowana tu rzeczywista, aktualna topografia miasta, raciborzanie bez trudu rozpoznają wiele szczegółów związanych ze swoim miastem. Czytelników „Eunomii” ucieszy zapewne wzmianka o „raciborskiej uczelni” (s. 21), natomiast Obora będzie kojarzyć się z dramatycznym finałem jeszcze długo po odłożeniu książki… Duże brawa dla Przemysława Wilczyńskiego za udany debiut pisarski. Czekamy na kolejną powieść z Raciborzem w tle – nie mielibyśmy nic przeciwko
temu, by był to w przyszłości znak firmowy autora. Bardzo dziękujemy wydawnictwu Sonia Draga (www.soniadraga.pl) za egzemplarz recenzencki ksiązki.
Dr Joanna Kapica-Curzytek
Artykuł zaczerpnięto z miesięcznika Eunomia nr 7 (83) / październik 2015
I po cóż opowiadać – niektórych może to zniechęcić do lektury!