W Raciborzu jest za dużo szkół i przedszkoli. Niektóre z nich najlepiej zamknąć – wynika z najnowszej analizy.
Mateusz Tabor, espert oświatowy z firmy Vulcan przygotował na zlecenie Urzędu Miasta analizę sieci szkół i przedszkoli. Okazuje się, że w Raciborzu mamy ich zdecydowanie za dużo. Najpoważniej sytuacja wygląda w przedszkolach. Już dziś przedszkola mają sporą nadwyżkę miejsc (250 wolnych miejsc), która wraz z biegiem lat będzie systematycznie rosła. Ma to związek z obniżeniem wieku szkolnego. Podobnie jest w szkołach podstawowych i gimnazjach. Jak wynika z analizy, raciborskie szkoły byłyby w stanie przyjąć jeszcze 1500 uczniów. Nadwyżka pociąga za sobą dodatkowe koszty. Gmina Racibórz dopłaca do subwencji oświatowej prawie drugą połowę – w 2014 roku do 28 mln zł otrzymanej subwencji dopłaciła 12 mln. Dane napływające z Głównego Urzędu Statystycznego również nie napawają optymizmem. Niż demograficzny ma się ciągle pogłębiać. Pronozuje się, że w 2030 roku na terenie powiatu raciborskiego będzie o 17 proc. sześciolatków mniej niż w 2013 r.
Choć wśród radnych pojawiły się odosobnione głosy kwestionujące zasadność wydawania pieniędzy na ekspertyzy sporządzane przez zewnętrzne podmioty, prezydent Lenk jest zadowolony z merytorycznej zawarości raportu i uważa wskazówki z niego wynikające za zasadne. Autor dokumentu wysoko ocenił raciborską oświatę pod kątem jakości, wytknął jednak iż jest (z punktu widzenia ekonomii) nadmiernie rozbudowana. Zmiany polegające na redukcji placówek, wydawałoby się, nasuwają się same. Likwidacja małych szkół w dzielnicach raczej nie wchodzi w rachubę. Po pierwsze, da to niewielkie oszczędności. Po drugie, bardziej sprawdza się łączenia placówek w zespoły szkolno-przedszkolne. Po trzecie wreszcie, problem w tym, iż nie do końca wiadomo co zrobi nowy rząd.
Powrót sześciolatków do szkoły wydaje się być w kraju przesądzony, stąd miasto przygotuje się na ten (bolesny dla gmin organizacyjnie wg słów prezydenta, ale jednak pod egidą jednego samorządowego organu prowadzącego) krok. Nauczyciele, którzy dopiero co po ostatniej reformie zostali przesunięci z przedszkoli do klas nauczania początkowego, ponownie muszą liczyć się z ewentualnością zmiany miejsca zatrudnienia. Opustoszałe przedszkola mogą znów się zapewnić i to nie wiadomo w jakim stopniu. Do zmian na tym szczeblu ratusz musi być przygotowany już od nowego roku szkolnego.
Nieco inaczej ma się sprawa, jeśli chodzi o projekt likwidacji gimnazjów. Zakładając skrajny wariant, że PiS nie wycofa się z pomysłu, miejska oświata traci jeden rocznik uczniów. Lenk wątpi, aby rząd wyrobił się ze wszystkimi aktami prawnymi sankcjonującymi nowy stan rzeczy, stąd sam też nie zamierza wykonywać nerwowych ruchów i śpieszyć się ze stosownymi uchwałami, które musiałyby być gotowe do nadejścia najbliższej wiosny. Jeśli już mają być zmiany w gimnazjach, to najwcześniej zaczną obowiązywać od września 2017 roku. W przyszłym roku nabór do klas pierwszych gimnazjum jeszcze się odbędzie.
Prezydent pozostaje sceptyczny, co do zapewnień o "bezkosztowej" reformie. – Jeśli chodzi o gimnazja, to się odbije na zatrudnieniu nauczycieli. Mówienie, że nikt nie straci pracy jest przedwczesne – komentuje. Jakiekolwiek decyzje co do reorganizacji sieci oświaty podlegającej miastu to najwcześniej luty 2017 – podsumowuje prezydent Lenk.
/p, ps/
Artykuł zaczerpnięto z Gazety Informator nr 200 / grudzień 2015
Ekspert z Vulkanaa :D))))))