Nie znalazła finału rozprawa, która w raciborskim sądzie toczy się przeciwko Annie Ronin o publiczne rozpowszechnianie bez zezwolenia ustaleń ze śledztwa. Sąd odroczył postępowanie do 10 października.
Wczoraj (7 IX) w Sądzie Rejonowym w Raciborzu odbyła się kolejna rozprawa w której Annę Ronin odpowiada z art. 241 par. 1 kk, czyli publiczne rozpowszechnianie bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego zanim trafiły one przed sąd. Grozi jej za to kara pozbawienia wolności do lat dwóch, ograniczenia wolności lub kara grzywny i utrata mandatu radnej miejskiej. Jako świadek obrony zeznawał radny powiatowy Dawid Wacławczyk, który w drugiej turze ostatnich wyborów prezydenckich startował wespół z Anną Ronin przeciwko Mirosławowi Lenkowi. Dodatkowo rozprawie przyglądał się przedstawiciel Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, organizacji która zajęła stanowisko, iż ewentualna odpowiedzialność Anny Ronin w stosunku do popełnionego czynu jest niewspółmiernie wysoka.
Podczas wcześniejszych rozpraw przesłuchano Annę Ronin, Mirosława Lenka oraz Dariusza Ronina, męża radnej. Głównym punktem trzeciej z kolei rozprawy były zeznania Wacławczyka. Były kandydat na prezydenta odpowiadał na pytania ze strony sądu, oskarżenia i obrony przez ok. 3 kwadranse. Na wstępie na pytanie, co mu wiadomo o sprawie, zaznaczył iż wie, że Anna Ronin „jest oskarżona o ujawnienie szczegółów jakiegoś śledztwa”, on sam na własne oczy widział jaki przebieg miała kampania prezydencka i że potem policja prowadziła postępowanie w którym świadkiem był Mirosław Lenk. Wyjawił, iż dość szybko po wyborach w środowiskach samorządowych i dziennikarskich pojawiła się wiedza, iż to z domu prezydenta wyszły internetowe komentarze mające charakter „hejtu” pod adresem Ronin. Dla osób związanych z raciborskim samorządem nie była to żadna tajemnica.
Plotki (to słowo często padało w trakcie posiedzenia – red.) o przesłuchiwaniu przez organy ścigania kilku osób znanych z zaangażowania publicznego (w tym prezydenta) w związku z obraźliwymi komentarzami w internecie krążyły wśród obserwatorów życia samorządowego już od lata bądź wczesnej jesieni 2015 roku, choć nikt nie kwapił się do ich upublicznienia. Zrobiła to dopiero Anna Ronin na pamiętnej konferencji prasowej na przystani kajakowej, oskarżając urzędującego prezydenta o szerzenie „hejtu” i wzywając go do ustąpienia ze stanowiska. – Ona tylko stanęła i powiedziała to, co wszyscy wiedzieli: że Lenk kursuje na policję, że toczy się postępowanie, że z jego domu były wysyłane hejty – mówił. Powyższe zdanie pochodzi z artykułu napisanego przez niego w grudniu 2015 roku w obronie Anny Ronin. Pani prokurator pytała, czy pisząc te słowa zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności karnej za rozpowszechnianie informacji z postępowania przygotowawczego zanim sprawa trafi przed sąd. – Teraz to wiem – przyznał Wacławczyk nie będąc w stanie sprecyzować, czy wiedzę taką miał wówczas.
Wacławczyk zeznał, iż wiedzę na temat że to z numeru IP routera z domu prezydenta uzyskał dopiero wtedy, gdy w mediach zaczęły pojawiać się artykuły na ten temat. Wcześniej było to jedynie „wewnętrzne przekonanie”.
Anna Ronin podczas całej rozprawy nie zabrała głosu, ograniczyła się jedynie (za zgodą sądu) do rejestrowania jej przebiegu poprzez nagrywanie na dyktafon.
Na prośbę sądu Prokuratura Rejonowa Gliwice-Wschód przekazała akta sprawy prowadzonej wcześniej o pomówienia pod adresem Norberta Miki i Arkadiusza Tylki. To właśnie w tej sprawie przesłuchiwany był wówczas Mirosław Lenk, a Anna Ronin poczuła się pokrzywdzona sugestiami o związki z sektą. Akta te dotarły jednak do Raciborza w przededniu rozprawy, a więc za późno by sąd mógł się z nimi zapoznać (chodzi o ustalenie, kto wcześniej występował o wgląd do nich). Stąd też rozprawa została odroczona do 10 października. Kolejne posiedzenie odbędzie się o godz. 13.20 w sali 25 raciborskiego sądu.
/ps/