2017 – niech będzie lepszy od Ciebie

Felieton masz do Aleppo

2016 nie był dobrym rokiem. Zabrał nam Wajdę i Cohena, zesłał 500 plus i likwidację gimnazjów.

Zaciekłe potyczki polskich polityków odbiły się echem nie tylko w Europie, ale i na całym świecie. Polska megalomania skutecznie mydliła nam oczy, a pod płaszczykiem afer w iście polaczkowatym stylu odciągnięto naszą uwagę od tego, co się dzieje poza naszym krajem.
2016 nie był dobrym rokiem. Na szczęście idzie nowe. Nowy rok, nowe możliwości, nowe postanowienia, nowe plany, nowe nadzieje. Co roku czekacie na tę magiczna datę 1 stycznia, by obudzić się rano nowym już człowiekiem, w lepszym już świecie. Fakt, 2016 nie był dobrym rokiem. Jednak 2017 też nie będzie. Nic się nie zmieni, jeśli nie zmienicie się Wy.
Co robiliście kilka tygodni temu, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, 26 grudnia 2016? Widziałam niektórych z Was na mieście – toczących się z przejedzenia. Sunących po raciborskich uliczkach z brzuchami pełnymi pierogów, kapusty z grzybami i karpia, narzekających na przejedzenie, wsuwających ciepłe pączki ze świątecznego jarmarku. Im więcej tym lepiej, jakbyście chcieli najeść się na zapas, na wyścigi. Wrzucając w siebie kolejne porcje makowców, pierniczków i serniczków. Wrzucających ich fotki na Instagrama. Widziałam Was ani przez sekundę nie zastanawiających się nad sobą i sensem świąt.

- reklama -

Widziałam Was w raciborskich knajpach – zalewających jeszcze ciepłą w brzuchu moczkę morzem alkoholu – wiśnióweczki, naleweczki, piwka, szampany, wódeczki. Bez umiaru, na umór, bez zastanowienia, na ślepo, piliście, jednocześnie klnąc, na czym to świat stoi… Na jedną nóżkę, na drugą nóżkę, byle szybko, byle bez refleksji, byle przejeść, przepić te święta. Byle do Nowego Roku. Byle dalej… od samego siebie, od drugiego człowieka. Widziałam Was ani sekundę nie zastanawiających się nad drugim człowiekiem, nie patrzących nawet na kumpla od kieliszka.

Widziałam Was też w kościołach. Elegancko ubranych w nowe płaszcze, dumnie prezentujących zdobycze z przedświątecznych wyprzedaży. Błyszczące rajstopki, skórzane botki, parada próżności po obu stronach ołtarza. Wy – w drogich futrach udający, że miłujecie kogoś poza sobą, oni – w czarnych sukniach – udający, że miłują wszystkich dookoła. Widziałam Was ani przez chwilę nie zastanawiających się nad możliwością podzielenia się tym, co macie. Widziałam Was bez przekonania stawiających puste nakrycie na stole, błagających Bóg wie kogo, o to, by nikt z niego nie skorzystał.

Mam nadzieję, że dobrze przeżyliście święta. Bo ponoć jakie święta, taki cały rok. A nie bez powodu ten miniony określacie nieudanym. I ten 2017 też będzie do kitu. Ale nie u wszystkich. Bo są tacy, którzy 26 grudnia wyruszyli do Aleppo. To trochę dalej niż raciborski rynek czy farny. Poszli dalej niż na Koniec Świata. Poszli tam, gdzie kończy się człowieczeństwo. Poszli tam, gdzie ludzkie życie ma wartość mniejszą niż torebka barszczu instant z Biedronki. Poszli, by wziąć sprawy w swoje ręce. By coś zmienić.

I choć marsz z Berlina do syryjskiego centrum wojny ma wymiar jedynie symboliczny, to znaczy dla mnie więcej niż dwanaście potraw na świątecznym stole. I choć idą w nim muzułmanie, sikhijczycy, katolicy i ateiści, jest dla mnie większym wyznaniem wiary niż to, które słyszę od święta w kościele. I choć z Bogiem raczej się kłócę, wierzę, że jest z nimi w trakcie tego marszu. Bo idą dorośli, osoby starsze i dzieci. Idą z białymi flagami, by nie wyrzucać sobie, że nic nie zrobili w czasie tej okrutnej próby człowieczeństwa. Idą, by solidaryzować się z tymi, którzy walczą o przetrwanie zaledwie kilka godzin wygodnej jazdy samochodem od nas.

Słyszałam Was, jak mówiliście, że nie powinniśmy przyjmować uchodźców, bo to sami terroryści. Jak krzyczeliście, że nie ma w Polsce pieniędzy dla nie-Polaków, bo my sami nie mamy dosyć. Jak kpiąco życzyliście tym w stanie wojny, by się sami powybijali. Jak wyzywaliście osoby o innym kolorze skóry od ciapasów. Słyszałam też, o czym śpiewaliście w trakcie pasterki. O tym, że 2017 lat temu na świecie działo się to samo. Ludzie szukali schronienia i nikt nie otworzył im drzwi. Byli głodni, nikt ich nie nakarmił. Byli bliscy śmierci – nikt nie wyciągnął w ich kierunku pomocnej dłoni. I na cześć tej rodziny cała ta świąteczna farsa.

Szkoda, że celebrując wydarzenie sprzed tysięcy lat, nie widzimy tego, co dzieje się teraz. Szkoda, że czekamy aż świat się zmieni, nie zmieniając się sami. Szkoda, że nie uczymy się na cudzych błędach, a historia wiecznie musi zataczać koło. Szkoda, że w dziejach XXI wieku to my będziemy tymi, którzy w obliczu wojny i okrucieństwa nie zrobili nic. Szkoda, że mimo iż poczciwi z nas ludzie, będziemy opisywani jak prosięta u koryta, którym obojętne było cudze cierpienie. Szkoda, że 2017 będzie u Was tak samo kijowy, jak poprzedni. No chyba, że…

Civil March For Aleppo wyruszył z Berlina 26 grudnia 2016 r. Obecnie jego uczestnicy wędrują przez Czechy. Na granicę czesko-austriacką zamierzają dotrzeć w pierwszych dniach lutego. Celem marszu jest Aleppo – syryjskie miasto, które stało się symbolem kryzysu humanitarnego w tym państwie. Inicjatorką akcji jest polska dziennikarka Anna Alboth.

Fot. Ireneusz Burek

Anna Burek

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj