Felieton: Kim jesteś, Polaku na wakacjach? [ZDJĘCIA]

Gili Trawangan - mała wysepka w Indonezji, gdzie mieszają się dwa światy...
Gili Trawangan - mała wysepka w Indonezji, gdzie mieszają się dwa światy...

Oszczędny centuś wiozący polskie pierogi na pole namiotowe w Chorwacji, wiecznie zawiany imprezowicz podrywający piękne Hiszpanki czy roznegliżowana kokietka szukająca bogatego (nie tylko we wrażenia) urlopu na cudzy koszt? Kim jesteś, kiedy opuszczasz Polskę? I czy Twój wizerunek na pewno zależy tylko od Ciebie?

- reklama -

Wakacje to dla większości z nas odpoczynek od powszednich trosk i obowiązków. Wyjeżdżamy, by zapomnieć o codzienności i poczuć się na moment inaczej – zasmakować nie tylko śródziemnomorskich potraw, adriatyckiego słońca, ale i skorzystać z wolności, która sprawia, że na urlopach z radością mieszamy się z tłumem anonimowych turystów i cieszymy poczuciem swobody. Mrużąc oczy skierowane w zachód słońca, popijając poranne cappuccino czy delektując się porcją spaghetti aglio e olio, z błogością zapominamy, co zostawiliśmy w domu, co na nas czeka po powrocie. Smakujemy każdy moment poczucia beztroski i cieszymy się wolnością do momentu, kiedy ktoś z sąsiedniego stolika w przyportowej restauracji nie zacznie nas towarzysko zagadywać:

Kto Ty jesteś? Polak mały. Mały, a przecież mamy się kim pochwalić. Maria Curie Skłodowska – dwukrotna noblistka, która jako jedyna kobieta spoczywa w paryskim Panteonie, Lech Wałęsa, także laureat Nobla, okrzyknięty w 1989 roku przez amerykański tygodnik Time Człowiekiem Roku, którego za bohatera uważa nawet odwiedzający w lipcu Polskę kontrowersyjny prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump, Jan Paweł II, który jeszcze za życia doczekał się blisko 600 pomników, z czego połowy za granicami Polski. Tyle powodów do dumy, a jednak tacy jesteśmy maluczcy. Skłodowską oddaliśmy Francji, Wałęsę pozwoliliśmy zmieszać z błotem, a polski papież kojarzy się już jedynie z polskim fanatyzmem.

Jaki znak Twój? Orzeł biały. Orzeł, nasz polski bielik zwyczajny, największy ptak szponiasty północnej Europy, który symbolizować miał niezależność państwa od innych krajów, a jego kolor nawiązywać do czystości i niewinności. Tyle razy Polska podniosła się z kolan, by ponownie stanąć odwagą i walecznością, a teraz pozwalamy na to, by największy drapieżnik wśród ptaków został zadziobany przez stado żarłocznych sępów. Pozwalamy na to, by to, o co walczyli nasi przodkowie zostało bezpowrotnie zaprzepaszczone, dobra opinia zszargana. Obraz tego, co się dzieje w krajowej polityce kojarzy się ze wszystkim poza czystością i niewinnością, a dowodów na osłabienie pozycji białego orła nie trzeba szukać daleko – symbol polskiego bohaterstwa o mało nie został pozbawiony domu przez atak pustych jak pień Szyszek.

Gdzie Ty mieszkasz? Między swemi. Swemi, a tak skłóconymi, że różnic wśród nas więcej niż poczucia wspólnoty. Podzieleni na lepszy i gorszy sort, sprzeczający się o wszystko, od historii kraju aż po współczesne przemiany, jednoczymy się jedynie, kiedy trzeba stanąć przeciwko innym. A inni to wszyscy, których nie chcemy zrozumieć – kobiety walczące o swoje prawa, mężczyźni kochający mężczyzn, rodziny uchodźców przyjeżdżające do Polski w poszukiwaniu normalności tak samo, jak nasi bliscy migrowali na zachód z nadzieją na lepsze jutro.

Tak nas widzą, kiedy wśród setek innych turystów staramy się odpocząć od codzienności. Tak się kojarzymy, kiedy niczego nieświadomi, z poczuciem dumy odpowiadamy, że jesteśmy Polakami. I to nie duma jest tu powodem do wstydu. Także nie to, że jesteśmy z Polski. Wstydzić powinniśmy się tego, że umywamy ręce od tego, co się dzieje w naszym kraju, że nie bierzemy odpowiedzialności za wizerunek Polski, który sami tworzymy. Więc zacznijmy od małych kroczków – odciągnięcia nieletniej Polki od grupy podstarzałych mężczyzn w Bułgarii, od zabrania z chorwackiej plaży puszki po przywiezionym z Polski piwie, od uświadomienia polskiemu podrywaczowi, że nie każda napotkana na drodze jego slalomu turystka ma ochotę słuchać wygwizdywanych przez niego komplementów. A po powrocie do domu zacznijmy budować codzienność, z której możemy być dumni i powoli zacznijmy tworzyć nasz wizerunek od nowa. Bo wakacje to nie odpoczynek od odpowiedzialności. Odpowiedzialność za to, jak nas widzą, powinna nam towarzyszyć nie tylko od święta.

Anna Burek

 —————————————-

Fotoreportaż:   Gili – mała wysepka mieszcząca dwa światy 

 

Gili Trawangan – maleńka wysepka w Indonezji. Płynę tu 1,5 godziny szybką motorową łodzią z portu Densapar na Bali w kierunku wyspy Lombok. Wysepka ma zaledwie 6 km obwodu, jadąc rowerem wzdłuż wody oglądam przylegające do plaży knajpki i hoteliki. Zapuszczam się w głąb wyspy, gdzie mieszka rdzenna ludność. Na wyspie obowiązuje całkowity zakaz poruszania się pojazdami z silnikiem. Są tu jedynie rowery i niewielkie konie.

Mariea wychowywała się w biednej wiosce na Lombok (wyspa sąsiadująca z Bali), wpojono jej twarde zasady moralne, wzrastała w surowej rzeczywistości. Zanim mogła ze mną porozmawiać, musiała zapytać o zgodę starszego brata. Wykształciła się jako nauczycielka języka angielskiego, ale na Lombok niewielu stać na prywatne lekcje języka. Przyjechała więc na Gili za pracą.
To tu zderzyła się z dwoma krańcowo różnymi światami. Mieszka wśród swoich, mieszkańców wyspy, którzy są ostoją jej wartości. W niewielkim pokoju właściwie tylko śpi, chwilę wypoczywa, by następnie wieczorem zderzyć się z inną rzeczywistością. W knajpie podaje drinki turystom. Jest tu mieszanka ludzi z całego świata. Skandynawowie, Europejczycy, ludzie ze stanów i wielu młodych z Australii. Niemal wszyscy przypłynęli tu, aby się zabawić, aby zrzucić codziennie noszone garnitury i ciasne zasady, w których nie wypada. Zasady, które obowiązują wśród rodziny, znajomych, których przestrzegają, by uchodzić za „porządnych” ludzi… Tu jednak przyjeżdżają, aby każdego popołudnia wygrzewać nagie ciała na słońcem nagrzanym piasku, aby potem, późnym wieczorem zatopić się w tłum knajpek i dyskotek. By oddać się swobodnej imprezie, na której króluje alkohol, narkotyki i sex. By przy klubowej muzyce bawić się w wyzwolonym transie.

Za 100 dolarów miesięcznie Mariea podaje drinki bawiącym się „wczasowiczom”, dopóki ci ostatni nie wyjdą. Potem kilka nocnych godzin pracuje przy sprzątaniu dyskoteki, ulicy, toalet…

Dwa razy w miesiącu stara się pojechać do rodziców i brata na Lombok, by ze łzami w oczach przyznać matce, że nie udaje się odłożyć zbyt wiele na remont rodzinnego domu. Co wyjeżdżając, kiedyś jej przyrzekła.

Ireneusz Burek

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj