Tatuaż cieszy się coraz większą popularnością zwłaszcza wśród osób młodych. Mimo powszechnej zmiany nastawiania wobec osób wytatuowanych, nie brakuje jednak negatywnych reakcji wobec „wydziaranych”. A jak reagują pracodawcy?
1„Blaszki”
Przechadzając się ostatnio w słoneczne, ciepłe popołudnie po raciborskim rynku, zahaczając o kilka śródmiejskich uliczek, zauważyłem sporo ludzi, których kończyny, torsy, czasami szyje, zdobiły kolorowe malunki. Wtajemniczeni mówią na nie „blaszki”. Najbardziej obrazowo można to skojarzyć z powiedzeniem: „wykute na blachę”, to znaczy na stałe, do końca życia. Mowa oczywiście o tatuażach. Ilość spotkanych „pomalowanych” zaintrygowała mnie do tego stopnia, że zacząłem ich liczyć. W czasie zaledwie 10 minut spotkałem 6 osób, które w widocznym miejscu posiadały większy bądź mniejszy tatuaż. Głównie byli to ludzie w wieku dwudziestu kilku, do czterdziestu lat. Nie zauważyłem, żeby w jakiś znaczący sposób przechodnie im się bardziej przyglądali, żeby budzili sensację, niechęć czy odrazę. Jeżeli już wzbudzali jakieś emocje, to były to raczej ciekawość, a być może i zazdrość. Czasy, kiedy tatuaż był kojarzony ze środowiskiem kryminalnym, wojskiem, marynarzami powoli odchodzi do lamusa. Tatuaże są w naszym społeczeństwie coraz bardziej akceptowalne, a sami „pomazani”, jak czasami z uśmiechem o sobie mówią, w większości wypadków nie czują się szykanowani czy to w miejscu pracy, czy w kawiarni, barze albo innym miejscu publicznym.