Jakuba Żulczyka jako pisarza można kochać lub nienawidzić. Rzadko kiedy zdarza się, aby czytelnik przeszedł z zupełną obojętnością obok twórczości tego popularnego ostatnimi czasy prozaika. 9 maja spotkał się z czytelnikami w Raciborskiej bibliotece.
Jego mocno charakterystyczna, mroczna, niepokojąca proza, której strony niejednokrotnie ociekają krwią czy innymi, ludzkimi płynami ustrojowymi, znalazła dla siebie mocno ugruntowaną pozycję we współczesnej literaturze pop. Pokazało to również zorganizowane spotkanie z tym autorem w raciborskiej bibliotece przy Kasprowicza. Na to wydarzenie przybyło kilkudziesięciu fanów „Wzgórza Psów, „Zmorojewa” czy najgłośniejszej książki tego autora – „Ślepnąc od świateł”.
Raciborskim czytelnikom Jakub Żulczyk dał się poznać jako charyzmatyczny i piekielnie inteligentny rozmówca, o którym z całą stanowczością nie można powiedzieć, że popadł w samozachwyt nad sobą czy swoją twórczością. Spotkanie z nim miało formę bardzo luźnej, niemoderowanej, swobodnej rozmowy, w którą chętnie włączała się raciborska publiczność. Żulczyk odpowiadał merytorycznie i bez sarkazmu czy ironii, nawet na te najnudniejsze pytania, które z pewnością słyszał już milion razy, jak np.: Jak powstał pomysł na książkę „Ślepnąc od świateł” czy jak to się stało, że został pisarzem? Jego wypowiedzi były dosyć obszerne i zawsze ciekawe. Z łatwością wplątywał barwne anegdoty w swoją opowieść o literaturze, życiu czy muzyce.
Tak było również, kiedy wspominał jak jego talent odkrył wydawca nieistniejącego już magazynu kulturalnego „Lampa” – Paweł Dunin-Wąsowicz. – Przeczytałem na stronie „Lampy”, że nie przyjmują tekstów mailem – wspominał autor. – Wyobraziłem więc sobie te stosy makulatury, których nikt nie czyta i wysłałem swoje opowiadanie przekornie na maila. Po miesiącu Dunin się odezwał, co było dla mnie totalnym zaskoczeniem. Tak w sumie rozpoczęła się moja przygoda z literaturą. Pamiętam, że za swoje pierwsze opublikowane opowiadanie otrzymałem 600 zł, co mi jako studentowi drugiego roku dziennikarstwa wydawało się sumą niebotyczną – śmiał się wspominając to Żulczyk. Autor wspominał również, że wcale się nie pomylił, myśląc, że wysłanych maszynopisów nikt nie czyta. – Kiedy spotkałem się z Duninem w jego pracowni, zobaczyłem piętrzące się pod sufit skoroszyty, które zostały wysłane przez młodych, mających marzenia o wielkiej sławie początkujących pisarzy. Dunin, który był akurat w mocno melancholijno- filozoficznym nastroju po trzech „królewskich”, wskazał mi palcem na ten stos i powiedział „Pamiętaj Kuba, tam pośród tych setek maszynopisów, jest na pewno ktoś lepszy od Ciebie, który nie miał tyle szczęście”. To zrobiło na mnie ogromne wrażenia jak i nauczyło pokory – wspomina początki swojej kariery gość raciborskiej biblioteki.
Autor i scenarzysta „Ślepnąc do świateł” pytany był również o to, co miało wpływ na skrystalizowanie się jego charakterystycznego pióra, czy były próby wmieszania go w politykę, no i oczywiście, czy Jacek (główny bohater w „Ślepnąc”) wyjechał do Argentyny? Raciborska publiczność chętnie pytała. Weszła w dobrą interakcję z gościem spotkania, co przełożyło się na kameralny i swobodny charakter wydarzenia. Po zakończeniu oficjalnej części, J. Żulczyk podpisywał swoje książki i z każdym zainteresowanym zamienił jeszcze parę słów czy stanął do wspólnego „selfieka”.
Wydarzenie pokazało, że w Raciborzu jest chęć i zainteresowanie ze strony czytelników, aby uczestniczyć w takich eventach. Raciborzanie coraz częściej sięgają po książki, co pokazują biblioteczne statystyki, a to z pewnością przekłada się na frekwencję podczas organizowanych przez nią spotkań autorskich; a należy przyznać, że na te spotkania zapraszani są naprawdę ciekawi i popularni pisarze. Wystarczy, że wspomnimy m.in. o Katarzynie Bondzie czy Szczepanie Twardochu, którzy również odwiedzili już Racibórz. Kto będzie następny? Zobaczymy.
EnDe