Zwiedziła mnóstwo krajów, jednak najbardziej w pamięci zapadła jej Birma. – Urzekli mnie tamtejsi ludzie. Nie mają nic oprócz kawałka ziemi i okrycia na ciele, ale mają serdeczność, ciepło i bezinteresowność wobec drugiego człowieka – opowiada Anja.
W Birmie mieszkała przez dwa lata. Nie na jachcie, a w zwyczajnym birmijskim domu. Mieszkanie pomógł znaleźć im przyjaciel. – Nie płynęliśmy tam w ciemno. Znajomy pomógł znaleźć nam dom. Dzięki niemu wiedzieliśmy nawet gdzie możemy iść coś zjeść. Mieszkaliśmy w starym domu nad rzeką z ogromy ogrodem i basenem pełnym, żab, wężów i skorpionów. Był to wspaniały rozdział w moim życiu – wspomina Anja.
Birma należy do jednych z najbiedniejszych państw ciemiężonych przez dyktaturę junty wojskowej ale jednocześnie najbardziej fascynujących krajów Azji. Jest to nieskomercjalizowane miejsce. – Życie w Birmie dla fotografa nie jest wcale takie łatwe. Każdy wytykał mnie palcami. Myślałam, że jeśli ubiorę się jak oni to zginę w tłumie, nikt nie będzie już na mnie patrzył. Jednak tak nie było. Im bardziej się wystroiłam jak birmijka, tym bardziej się ze mnie śmiano. Ale ludzie są bardzo przyjaźni. Jednocześnie twardzi, wytrzymali jak skały i delikatni jak porcelana. Uczciwi i wielkoduszni. Po czasie nauczyłam się śmiać razem z nimi. Tylko żołnierze patrzyli na mnie, kiedy robiłam zdjęcia, bardzo wrogo – wspomina.
Jeśli chodzi o architekturę i krajobraz to Birma naprawdę potrafi oczarować dawnymi kolonialnymi domami o pastelowych kolorach ścian, ulicznymi herbaciarniami, rikszami mieszającymi się z dziesiątkami samochodów. Większość mieszkańców tego kraju wyznaje buddyzm, dlatego przechadzając się ulicami większych miast można podziwiać wielkie świątynie pokryte złotem, będące miejscem kultu setek tysięcy Birmijczyków. Pięknym miejscem w Birmie jest jezioro Inle. Ludzie mieszkający w pobliżu jeziora żyją w wioskach zbudowanych na wodzie.
Podczas pobytu Anji w Birmie niedaleko, w Tajlandii miało miejsce tsunami. Było to w 2004 roku. Trzęsienie ziemi o sile 9 stopni w skali Richtera wystąpiło 26 grudnia na Oceanie Indyjskim w pobliżu wybrzeża Sumatry i w jego następstwie potężne fale tsunami zabiły ponad 200 tys. ludzi w południowym i południowo-wschodnim rejonie Azji. – Na szczęście nie byliśmy w tamtym miejscu, ale nami też potężnie zatrzęsło. Kilka dni wcześniej wróciliśmy właśnie z Tajlandii, więc ogromnie to przeżyliśmy. Dodatkowo na morzu byli nasi przyjaciele, którzy o mały włos nie zginęli – mówi Anja.
W Birmie mieszkała, gdyż jacht był w remoncie. – Jacht wymagał napraw przed wyruszeniem na Alaskę. Podczas rejsu do Hong Kongu okazało się, ze jacht nie był jeszcze gotowy na najgroźniejsze morze jakim jest Morze Beringa i Północny Biegun. Spędziliśmy trochę czasu w Hong Kongu. Były również oceaniczne regaty z Hong Kongu do Filipin. Nie chwaląc się, wysiłki kapitana odniosły owoc i wpłynęliśmy na metę pierwsi. Nagrodą dla całej załogi były wakacje na Borneo. Podczas rejsu czułam się świetnie. Choroba morska zniknęła. Pomyślałam: co się dzieje? Okazało się, że jestem w trzecim miesiącu ciąży. No i w Borneo właśnie skończyła się moja kariera „majtka”. Popłynęliśmy do Europy – wspomina. Aktualnie Anja ma dwójkę dzieci. Dalej podróżuje, ale tylko z wyspy na wyspę, gdyż boi się o dzieci.
Przyznaje, że kiedy dzieci będą musiały pójść do szkoły raczej nie zamieszkają w Raciborzu. – Tutaj to tylko tak przyjeżdżam odwiedzić rodzinę. Staram się chociaż raz w roku przyjechać – mówi. Planują z mężem zamieszkać w Nowej Zelandii. Jak mówi Anja, życie tam to będzie takie przedłużenie życia na jachcie. Wszystko jest tam otoczone morzem, są wielkie możliwości. – Żeglowania nigdy nie porzucę. Za każdym razem, kiedy na jakiś czas zostaję na lądzie tęsknie za jachtem, za morzem – mówi. Zapytana o to czy chciałaby aby jej dzieci kiedyś przejęły po rodzicach pasję powiedziała: "Jest to dobry sposób, aby uchronić ich od wszelkich złych pokus. Nie mówię, że akurat ich pasją musi być morze, ale żeby po prostu miały jakąś pasję. Bez pasji człowiek dryfuje na bezkresnym morzu. Zastanawiam się czasem jak to będzie. Na pewno będę próbowała pomagać im w rozwoju ich pasji. Oczywiście jeśli będą chciały podróżować to będzie super, ale jeśli nie no to nic na siłę. Spełnianie swoich własnych marzeń to najpiękniejsze co może się w życiu przytrafić i jeśli nie postawisz sobie przeszkody to na pewno jej nie pokonasz".
Zobacz również inne artykuły z cyklu "Pasje raciborzan".
/p/
Znowu świetne zdjęcia i znowu ZA MAŁO ZDJĘĆ!!! Nie można parę więcej ?PS. Zmieniliście obrazek w zapowiedzi i o mało nie przegapiłam artykułu. Pozdrawiam))
Końcówka trochę zbyt ckliwa jak na mój gust, ale generalnie mnóstwo ok.. Podzielę opinię przedmówczyni, zdjęć rzeczywiście mogłoby być więcej. Jest szansa, że cykl będzie kontynuowany?