Drzewa, trawa i te stawy… Cisza i spokój, pięknie! Tylko rażą te kupy śmieci. Przyjeżdżam tu z rodziną od dawna i muszę przyznać, że teren zaczyna być coraz bardziej zanieczyszczony.
W naszym mieście wiele mówi się o ekologii. Segregacja odpadów, ostatnio zbiórka zużytych baterii, systemy zarządzania środowiskowego zgodne z międzynarodowymi normami ISO… Jednak dużo jest jeszcze do zrobienia i z tym chyba każdy się zgodzi.
Tak przyjemnie się tutaj spaceruje, nawet nie trzeba wchodzić do samego lasu. Drzewa, trawa i te stawy… Cisza i spokój, pięknie! Tylko rażą te kupy śmieci. Przyjeżdżam tu z rodziną od dawna i muszę przyznać, że teren zaczyna być coraz bardziej zanieczyszczony. – mówi nam Janina Nierwoł, spacerując drogą przy "Oborze". – Ludzie przyjeżdżają tu, często urzędzają sobie pikniki, a odpadki zostawiają tutaj – a to w trawie, a to w wodzie, gdzie łatwiej. Niestety taka już nasza natura, że im więcej mamy tym bardziej wygodni się stajemy – ale to tylko jedna strona problemu. Druga to ta, że na tak dużym obszarze jakim jest las, jakim jest chodźby ta dróżka spacerowa, nawet parking nie znjadzie się ani jednego kubła na śmieci! Przecież są to miejsca tłumnie odwiedzane przez ludzi, a wiadomo gdzie człowiek, tam i pozostawione odpady. Czy jest problemem postawienie tu kilku śmietników? Przecież pomogłoby to ominąć, choć w pewnym stopniu, kłopot z zanieczyszczaniem przyrody.
Rzeczywiście, zieleń traw "zakłócana" jest butelkami, plastikowymi opakowaniami, papierkami itp. Wędrując tam kilometrami nie da się spotkać nawet jednego kubła na śmieci. Rzecz jasna, takiego niechlujstwa sami jesteśmy autorami i to niestety nie zawsze można zmienić, ale czy rzeczywiście byłoby niemożliwe postaranie się o jakieś rozwiązanie tej kwestii? Zapytaliśmy o to magistrat.
W takie miejsca nie jeździ się przecież po to żeby śmiecić, prawda? Oczywiście jeśli chodziłoby tylko o kwestię techniczną, nie byłoby problemu – postawiłoby się tam kilka śmietniczków. Ale chodzi o pieniądze. Po pierwsze, koszt takiego kubła to jakieś 400 zł., a po drugie, trzeba by było tam co jakiś czas jeździć i je opróżniać. A to są koszty, które musimy ograniczać do minimum. – wyjaśnia zastępca naczelnika Wydziału Gospodarki Miejskiej, Teresa Krzyżyk.
Cóż, na pewno problem sam nie zniknie i chciałoby się rzecz, że prędzej uzupełni się brak kubłów, niż zmieni ludzką naturę. Najgorsze, że cierpi na tym najbardziej nie sam człowiek, który papier w trawę wyrzuci, ale przyroda…
/SaM/
Jaszcze raz: Batorego nie będzie najładniejszą ulicą w mieście dopóki nie zrobią nowej elewacji budynku byłego internatu i sąsiedniego budynku MZB oraz chodnika od ul.Środkowej do wyjazdu z bazy PKS a także całej nawierzchni Batorego. No i oczywiście jak się zmieni ekipa w Urzędzie Miasta – to może wtedy będzie najładniajszą ulicą Raciborza
A czy stanie się najbezpieczniejszą ulicą w mieście?. Bo nocą to strach przechodzić koło UM a w dzień strach słuchać i czytać tego co „napłodzili” nasi radni bezradni 🙂
może wreszcie władze zobaczą jak wyglądają czeskie szkoły!Są malutkie (60 uczniów)wyremontowane, mają sale gimnastyczne, boiska. To się opłaca społeczeństwu, aby później po ulicach nie biegali niedouczeni z nożami! Czeskie dzieci mają się gdzie godnie uczyć, bawić i rozwijać. A w naszym mieście zabiera się budynki szkół,bo trzeba tam otworzyć jakiś prywatnay biznesik! chcecie zrobić rektorat to weźcie sobie szpital!!!!!!