"Wszyscy wiedzieli, że Dziadziuś dla mnie zrobiłby wszystko!". Z Joanną Szepelawy i Jej córką Karoliną (Caroline Baran) rozmawia Janusz Nowak.
Dr Janusz Nowak: Często miałem zaszczyt przeprowadzać wywiady dla „Eunomii” ze Śp. Panem Rektorem. Trudno wyrazić smutek związany ze świadomością, że nigdy już nie usiądę naprzeciwko Pana Rektora, aby zanotować Jego refleksje dotyczące sytuacji i perspektyw uczelni. Te rozmowy z Panem Rektorem (nie tylko wywiady, ale wszystkie służbowe kontakty) posiadały zawsze część mniej oficjalną, która polegała na tym, że Pan Rektor dzielił się za mną, co poczytuję sobie jako ogromny zaszczyt, informacjami o losach Jego najbliższych, czyli Pani i Pani rodziny, ze szczególnym uwzględnieniem sukcesów muzycznych Karoliny. Czy Panie wiedziały, że Tato i Dziadek robi w Polsce, w gronie swoich znajomych i współpracowników, doskonałą promocję Karoliny i jej zespołu?
Karolina: Zawsze wiedziałam, że Dziadzia oglądał moje filmiki, które daję na You Tube, ale nie spodziewałam się, że oglądał je każdego dnia i nawet kilka razy. Bardzo się cieszę, że dawał mi taki suport i wiem, że dalej mi daje. Jest przy mnie cały czas. Ja o tym wiem doskonale. Ostatnio nawet mówiłam mojej mamie po koncercie, że jak jestem na scenie, to czuję się jakby ktoś mi pomagał, był przy mnie. Na próbach czasami ciężko jest mi zaśpiewać niektóre rzeczy, np. w piosence „Nie ma wody na pustyni” tam naprawdę trzeba wysoko zaśpiewać, by dojść do wysokiego E, a ja mam swoją barwę dość niską, chociaż z moją nauczycielką Jade Maze cały czas pracujemy nad rozpiętością głosową. Na koncercie nie mam z tym najmniejszego problemu. Tak jakby ktoś nad tym czuwał cały czas. Ja wiem, że to jest mój Dziadziuś. Ostatnio mieliśmy taką sytuację: na koncercie, na którym otrzymaliśmy nagrodę Artysta Roku 2014, mieliśmy w ogóle nie występować, chociaż bardzo chcieliśmy, ale program był bardzo napięty. Potem stwierdziliśmy, że może i dobrze, że nie będziemy występować, bo do końca nie wiedzieliśmy, czy otrzymamy tę nagrodę, więc po co jeszcze stres przed występem (tutaj teraz mogę powiedzieć, że nasi rodzice już wiedzieli, że ją otrzymamy, ale wszystko oczywiście trzymali w tajemnicy). Tak sobie to tłumaczyliśmy, ale wszystko byśmy zrobili, żeby wskoczyć na tę scenę. I późnym wieczorem, to był piątek, byliśmy w polskiej szkole, dzień przed koncertem moja mama otrzymała wiadomość, że są jakieś komplikacje i czy możemy zagrać cztery piosenki. Dowiedzieliśmy się wszyscy i oczywiście nawet bez próby zgodziliśmy się wystąpić. I wtedy wszyscy z zespołu pomyśleli o tym samym. Że nad tym czuwał mój Dziadziuś. Bo to był tak niewiarygodny obrót sprawy, że nikt w to aż nie mógł uwierzyć. A wszyscy wiedzieli, że Dziadziuś dla mnie zrobiłby wszystko. I nawet tam w niebie…
Joanna Szepelawy: Wiem o tym doskonale, że największym fanem Karolinki był Dziadek. Oczywiście nie zdawałam sobie sprawy, że było to aż na taką skalę… Ale mam dużo znajomych związanych z muzyką w Raciborzu i wiem od nich, że Tato mój nie przepuścił sytuacji, aby nie wspomnieć o nowych poczynaniach muzycznych Jego wnuczki. Był z niej bardzo dumny. Śledził każdy krok Karoliny na You Tube. Po jego śmierci, kiedy przyjechałam na pogrzeb, znalazłam na biurku kartki z datami i informacjami o liczbie dziennych wejść na You Tube na zespół Karoliny i jego nową, oryginalną piosenkę „Livin a Lie”.
Dr Janusz Nowak: To bardzo wzruszające… Od bolesnej śmierci Pana Rektora minęły zaledwie dwa miesiące, czy zechciałyby Panie podzielić się z Czytelnikami „Eunomii” swoimi odczuciami dotyczącymi tej szczególnej więzi jaka łączyła Panie, mimo „przeszkody” w postaci Oceanu, ze Śp. Panem Profesorem. Nie waham się przed stwierdzeniem, że owa więź nie została przerwana.
Joanna Szepelawy: Wyjechałam z Polski siedemnaście lat temu. Czas ten leci nieubłaganie. Miały to być jedynie wakacje, które niestety przedłużyły się do 17 lat. Moja decyzja, aby zostać w Stanach była dla rodziców bardzo ciężka. Tym bardziej, że jestem jedynaczką. Moi rodzice całe życie wspierali mnie w moich decyzjach. Nawet jeżeli nie popierali ich do końca, mówili swoje zdanie, ale nigdy mi go nie narzucali. Zawsze w każdej sytuacji mogłam i mogę liczyć na nich. Rozłąka niestety była i jest bardzo ciężka. Oczywiście nie wyobrażam sobie, abyśmy przez ten czas nie spotykali się w ogóle. Moi rodzice jak tylko mogli to odwiedzali mnie u mnie w Chicago. Niestety, koszty podróży są ogromne. Jednak moi rodzice woleli przyjechać do mnie, aniżeli udać się na wakacje do innych krajów. Przez długi okres niestety nie mogłam przyjechać do Polski, bo byłam w trakcie załatwiania stałego pobytu. Wtedy mogłam liczyć tylko na ich przyjazd. Teraz jest już to łatwiejsze, gdyż możemy się odwiedzać wzajemnie. No, ale niestety mojego Taty już nie ma… Mogę naprawdę stwierdzić, że moi rodzice oddaliby mi wszystko. Ogromnie mi pomogli w ułożeniu sobie życia tutaj w Stanach. I to, na jakiej pozycji teraz jestem tutaj i co osiągnęłam, zawdzięczam naprawdę w największym stopniu Im.
Dr Janusz Nowak: Pani Joanno, czy mogłaby Pani powiedzieć naszym Czytelnikom o tym, jak budowała Pani w Stanach swoją pozycję znakomitej nauczycielki muzyki?
Joanna Szepelawy: Początki w Ameryce były ciężkie, byłam babysitter, a po południu dawałam po domach prywatne lekcje gry na pianinie. Po pewnym czasie zmęczyło mnie jeżdżenie do swoich uczniów, w związku z czym postanowiłam otworzyć… własną szkołę muzyczną. Początkowo było to tylko jedno pomieszczenie, ale po pół roku szkoła się rozrosła i musiałam szukać większego miejsca. I tak powstała jedna z większych polonijnych szkół muzycznych w Chicago i na jego przedmieściach – ABC Music Academy. Szkoła wciąż się rozbudowywała. Powoli dochodziły nam klasy pianina, gitary, fletu, skrzypiec i śpiewu. Zaczęłam zatrudniać nauczycieli. Szkoła znajdowała się przez dziesięć lat w Schaumburg. Zdobyliśmy wiele nagród na różnych konkursach i festiwalach. Od siedmiu lat jestem organizatorem jednego z większych konkursów pianistycznych pod patronatem Konsulatu Rzeczpospolitej Polskiej w Chicago oraz polskich mediów . Zgłaszają nam się uczniowie różnych nauczycieli z całej aglomeracji chicagowskiej. W tym roku konkurs ten planowany jest na koniec maja (30-31.05) i odbędzie się po raz siódmy. Ale pierwszy raz nie będziemy zmuszeni do wynajmowania sal, lecz ugościmy uczestników konkursu w naszych progach szkolnych. Mam na tyle sal ćwiczeniowych oraz jedną większą salę na główny występ. W międzyczasie powstał zespól „Profusion”, w którym wokalistką i basistką jest moja córka – Karolina.
Dr Janusz Nowak: Jaki dotychczasowy występ najbardziej utkwił zespołowi w pamięci.
Karolina: Były to dwa występy. Pierwszy to support dla Maryli Rodowicz. Był to olbrzymi koncert i daliśmy z siebie wszystko, ale tak do końca wiedzieliśmy, że ci ludzie nie przyszli tam dla nas, tylko na koncert Maryli. Natomiast drugi koncert to podczas balu Wietrznego Radia, na którym to zresztą otrzymaliśmy nagrodę Artysta Roku 2014. Daliśmy z siebie wszystko. Wiedzieliśmy, że gramy dla publiczności, która chce, żebyśmy grali. Świadczyły o tym cztery bisy.
Dr Janusz Nowak: Jak wygląda obecna sytuacja Pani szkoły?
Joanna Szepelawy: Kilka miesięcy temu, a mianowicie w maju ubiegłego roku, zmieniłam lokalizację szkoły. Mamy teraz przepiękne miejsce w Bartlett. Mamy większą powierzchnię, a tym samym możliwość utworzenia również innych klas oprócz instrumentów. W szkole naszej pracują znakomici pedagodzy, którzy skończyli Akademie Muzyczne w Polsce. Większość z nich jest również muzykami znanych zespołów muzycznych. Oprócz śpiewu klasycznego otworzyliśmy również klasę śpiewu estradowego, jak również rozpoczęliśmy zajęcia teatralne i tańca towarzyskiego. Nasza strona to www.abcmusicacademy.net
Dr Janusz Nowak: Przekazując w imieniu Czytelników serdeczne gratulacje z powodu zdobycia przez Karolinę i Jej zespół 14 lutego prestiżowego wyróżnienia (oczywiście jednego z bardzo wielu), proszę jednocześnie o nakreślenie Jej dotychczasowej drogi twórczej. W jaki sposób został odkryty nieprzeciętny talent Karoliny?
Joanna Szepelawy: Karolinka od małego była zawsze przy mnie w szkole. Nawet jak była jeszcze w brzuchu, to musiała wysłuchiwać zmagań wszystkich moich uczniów. Pracowałam do ostatniego dnia. Ona wychowała się potem w mojej szkole. Każdą chwilę spędzała w wolnej klasie, ćwicząc sobie na instrumencie. Dlatego ja jej nigdy nie musiałam gonić do ćwiczeń. Ona po prostu robiła to … z nudów. Wiedziałam, że mając tę szkołę, mogę jej pomóc, aby dać jej lekcje gry na instrumentach, a ona sama wybierze sobie odpowiedni dla niej instrument. I tak od małego brała lekcje pianina, gitary, fletu poprzecznego i skrzypiec, jak również uczęszczała do klasy śpiewu. Po trzech latach zrezygnowała ze skrzypiec, na flecie gra cały czas w swojej amerykańskiej szkole w orkiestrze, natomiast do tej pory bierze lekcje na pianinie i na gitarze basowej. Z tą gitarą basową też była ciekawa historia. Jak postanowiliśmy, aby powstał zespół „Profusion”, nie mieliśmy nikogo, kto grałby na basie. Karolina sama nauczyła się podstaw z Internetu, a teraz już to udoskonala ze swoim nauczycielem Andrzejem Balawanderem. Do tej pory również bierze lekcje śpiewu. Od dwóch lat jeździmy do znanej amerykańskiej piosenkarki Jade Maze, która przeszczepiła do głosu Karoliny tę barwę, która jest charakterystyczna dla czarnoskórych wokalistek. Kariera Karoliny, no już tak można napisać, rozwinęła się w ciągu tak naprawdę dwóch lat. Jest zapraszana na ważne koncerty i spotkania. W ubiegłym roku dzięki moim rodzicom mogła wyjechać do szkoły Musical Institute w Los Angeles na tydzień warsztatów muzycznych. Dostała tam niezłą szkołę życia, ponieważ była w grupie również z dorosłymi osobami. Była najmłodszą na tych warsztatach, ale i jedną z najlepszych. Zajęcia trwały codziennie od godziny 9:30 rano do 9:00 wieczorem z godzinną przerwą na lunch. W tym roku próbujemy, aby cały zespół „Profusion” mógł pojechać na takie warsztaty. Jest to bardzo droga inwestycja, dlatego też otworzyliśmy specjalne konto, na które ludzie wpłacają nam pieniądze. Aby zespół mógł pojechać na dwa tygodnie takich warsztatów, trzeba zdobyć około 20 tysięcy dolarów. W maju zobaczymy, ile udało nam się zebrać pieniążków. Już za niedługo wiele ważnych koncertów przed nami. Support dla znanych zespołów z Polski, na razie nie możemy zdradzić jakich, ponieważ wszystko jest obwarowane punktami kontraktu. W sierpniu jedziemy na koncert do Houston w Teksasie. Przed nami praca w studiu, aby nagrać nową piosenkę zespołu. A plany osobiste Karoliny to wydanie płyty z jej oryginalnymi piosenkami. Dostała propozycję, aby zaśpiewać piosenki znanego muzyka. Ale również nic na razie nie mogę zdradzić. Jesteśmy na etapie aranżacji niektórych utworów. Karolina pomimo tak młodego wieku – 14 lat, sama pisze słowa i muzykę. Zobaczymy jak będzie dalej, ale wiemy, że tą silę, tak jak mówiliśmy wcześniej, dał Karoli również Dziadek. Wiemy o tym, ze mój Tato jest przy nas cały czas i wspiera wszystkie nasze poczynania.
Dr Janusz Nowak: Karolino, przedstaw swoje plany artystyczne.
Karola: Ja sama nie wiem dokładnie, jakie mam artystyczne plany. Wiem, że chcę bardzo występować na scenie, pokazywać ludziom mój talent i dzielić się nim. Bardzo się cieszę, że mogę to robić!
Joanna Szepelawy: Jako mama mogę powiedzieć, że po to jestem, aby wspierać dziecko w tym, co robi. Jeżeli chodzi o plany, to wszystko nam jakoś samo się rozwija. Propozycje otrzymujemy w najmniej oczekiwanych momentach. Ostatnio właśnie Karolina dostała ofertę, aby zaśpiewać solo (bez zespołu) 12 czerwca na jednym z największych i najstarszych festiwali w Chicago – Blues Festival. Ten dzień w ogóle będzie bardzo ciężki. O godz. 12:00 występ w Downtown Chicago na Blues Festival i potem musimy się dostać do Milwaukee, ponieważ o godz. 5:00 po południu Karolina wraz z zespołem otwierają Milwaukee Polish Fest, na którym mają przedstawić dwugodzinny program. Ten nasz plan koncertów sam się nam układa. Nie mamy dokładnie z góry narzuconej wizji, gdzie chcemy wystąpić. Natomiast wiemy, że musimy zacząć ostrą pracę w studiu nagrań z zespołem, jak i solowo.
Dr Janusz Nowak: Czy Mama i Córka inspirują się taką samą muzyką, czy też upodobania muzyczne są u Pań odmienne?
Joanna Szepelawy: Oczywiście, że odmienne. Karolina czasami słucha takiej muzyki, której ja, muzyk, nie potrafię ani zrozumieć ani słuchać. Ale to już jest inne pokolenie. Jednak przez to, że grają z zespołem polską muzykę, poznali nasze piosenki, takie jak „Szklana pogoda”, „Do kołyski”, „Przeżyj to sam”, „Co mi Panie dasz”. Grają piosenki zespołu „Lombard”, ponieważ tato naszego perkusisty był właśnie członkiem tej grupy – grał w niej również na perkusji.
Karola: Ja słucham i śpiewam każdy rodzaj muzyki. Lubię śpiewać każdy gatunek, żeby każdy miał to, co lubi i mógł sobie wybrać.
Dr Janusz Nowak: Funkcjonują Panie w środowisku Polonii amerykańskiej. Jak obecnie kształtują się nastroje wśród naszych rodaków w USA? Czy ten wzorcowy patriotyzm, który zawsze był kojarzony z amerykańskimi Polonusami, jest zjawiskiem w dalszym ciągu aktualnym?
Joanna Szepelawy: Oczywiście to wszystko się zmienia. Widać to nawet w polskich szkołach sobotnich. Kiedyś, nawet te 15 lat temu, kiedy my przybyliśmy do Stanów, więcej było dzieci, które przyjechały z Polski. Ten język polski był wtedy czysty i nie kaleczony. Teraz bardzo mało jest w polskich szkołach dzieci, które przyjechały tutaj, chyba że przy szkołach konsularnych. Większość to dzieci już tutaj urodzone, które będą mówiły po polsku tylko wtedy, gdy przypilnują tego rodzice. Te dzieci muszą poznać język polski od podstaw, a trzeba pamiętać, że jest to w takim przypadku drugi język. I tutaj niestety wielu rodziców się poddaje. A szkoda.
Dr Janusz Nowak: Przepraszam za swoistą prywatę, ale ponieważ interesuje mnie biografia artystyczna Krzysztofa Klenczona, chciałbym się dowiedzieć, czy pamięć o tym świetnym muzyku jest wciąż żywa w Chicago (i w innych częściach Stanów) wśród mieszkających tam Polaków?
Joanna Szepelawy: Oczywiście, że tak. Wszyscy doskonale pamiętają tego muzyka i nie tylko jego. Ja mogę jedynie mówić o tym, co słyszałam. Ale mam pomysł. Znam osobę, którą nazwałam – encyklopedią światka muzycznego. Osobę, którą niezwykle cenię, a która również jest wielką fanką mojej Karoliny i naprawdę życzy Jej z całego serca, aby jak najlepiej się wiodło w Jej karierze muzycznej. Jest to Pani Julia Hajdasz-Pogorzelski. Ma ona cały czas kontakt z mieszkającą w Arizonie żoną Pana Krzysztofa Klenczona, Alicją, zwaną „Bibi”. Pani Julia, będąca także piosenkarką (miała swój zespół – „Julia i My”), znała bardzo dobrze również Cześka Niemena. Właśnie w ubiegłym tygodniu razem z Karolinką byłyśmy na Jej koncercie – wystąpiła po wielu latach przerwy. Jeżeli będą Państwo chcieli, możemy zrobić specjalny artykuł z ciekawostkami o tych muzykach. Pani Julia jest kochaną osobą, otwartą na takie propozycje.
Dr Janusz Nowak: Z całą pewnością skorzystamy z tej wspaniałej możliwości. Dziękujemy za nią. Zamieszczenie w „Eunomii”, pochodzącego z „pierwszej ręki”, materiału o legendarnych polskich muzykach, będzie dla naszych Czytelników niewątpliwą atrakcją. Pani Joanno, Karolino – pragnę gorąco podziękować Paniom za te wypowiedzi, które w jakiś przedziwny, metafizyczny sposób podtrzymują obecność Śp. Pana Rektora na łamach czasopisma, z którym tak chętnie i tak serdecznie współpracował. W imieniu całej społeczności PWSZ życzę Pani, Pani Joanno, siły, wytrwałości, dzielności, wsparcia ze strony Bliskich, satysfakcji z Pani pięknej pracy, radości płynącej z inspirowania Pani Córki i towarzyszenia Jej rozwojowi artystycznemu. Tobie Karolino życzę wielu sukcesów i tego, aby Cię żadne przeszkody i trudności nigdy nie zniechęcały, abyś ciągle śpiewała ludziom, niosąc im radość i pociechę.
Karola: Bardzo dziękuję. Pozdrawiam wszystkich, którzy pracowali z moim ukochanym Dziadkiem. Także Jego studentów.
Joanna Szepelawy: Chciałam wszystkim serdecznie podziękować za ciężką i wieloletnią współpracę z moim Tatą. Znam niektóre osoby od kilkudziesięciu lat. Wiem, że uczelnia to był drugi dom mojego Taty. Jedyny problem był taki, że za bardzo wszystkim się przejmował i chciał sprawiedliwości i uczciwości. Strasznie dużo zdrowia go to kosztowało… Dziękuje tym wszystkim, którym w tym momencie brakuje mojego Taty, którzy mają w sercu taki ból, jak ja i moja Mama, że zabrakło tak dobrego człowieka. W imieniu mojej Mamy i mojej rodziny dziękuje jeszcze raz wszystkim za tak wspaniały pogrzeb. Mój Tato bardzo zawsze chciał żeby Karolinka zaśpiewała w Raciborzu. Nigdy nie było takiej możliwości, ponieważ byliśmy w Polsce, gdy nie było żadnych koncertów. Wiem, że zawsze rozmawiał o tym z Panią Elżbietą Biskup. Ja również utrzymywałam kontakt emailowy z Panią Dyrektor. Bardzo ciepło wypowiadała się również o Karolinie, a mój Tato jak zwykle jak tylko spotkał Panią Elę, to chwalił się swoją wnuczką. I właśnie taki zbieg okoliczności. Po pogrzebie mojego Taty, na początku stycznia był Koncert Kolęd, który organizowała Pani Biskup. Pamiętam ten moment jak do mnie napisała, że wie, jak ciężko nam jest w tym momencie, ale mój Tato tyle razy mówił o tym, że chciałby Karolinkę zobaczyć, jak śpiewa w Raciborzu. I wtedy dostaliśmy propozycję, żeby Karola wystąpiła na tym koncercie. Pomimo tego ze miała dwa dni na przygotowanie się, pomyliła sobie słowa, ale całym sercem na tym występie była ze swoim Dziadziem. Było jej ciężko wystąpić, podobnie jak na pogrzebie, ale nie wyobrażała sobie aby nie zaśpiewać. To było śpiewane właśnie dla Niego..
Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 3 (79) / marzec 2015
Pracowałem ze śp. Michałem pięć lat. Byliśmy chyba dobrymi przyjaciółmi. Był to Człowiek:
1. Uczciwy
2. Uczciwy
3. Uczciwy
I nie tylko dla Ciebie zrobiłby wszystko. Znajomość z Nim była dla mnie prawie jak wyróżnienie. Jakże inaczej wyglądałby Racibórz, gdyby Jego postępowanie było normą i przykładem do naśladowania. A tak pozostał żal.
jednak nieco uczciwsze niż za POprzednich ,,rechtorów,, Półprywatna Wsiowa Szko.ła żawodowa …