W piątek 27 kwietnia w sali Miejskiego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Kuźni Raciborskiej odbyło się spotkanie byłych i obecnych włodarzy Kuźni Raciborskiej. Miało ono związek z przypadającą w tym roku 40. rocznicą nadania praw miejskich Kuźni Raciborskiej. Organizatorem spotkania był MOKSiR oraz kuźniańskie koło Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej. W spotkaniu wzięło udział ponad 30 zaproszonych wcześniej osób. Wśród nich znaleźli się m. in.: burmistrz Rita Serafin, mgr Zygfryd Kijas – długoletni dyrektor Zasadniczej Szkoły Zawodowej, mieszczącej się niegdyś przy ul. Powstańców, Leon Niewrzoł – były dyrygent orkiestry dętej, działającej przy F. O. „Rafamet”, czy Romana Serafin – była komendantka hufca ZHP.
Przybyłych gości powitała Halina Wyjadłowska – przewodnicząca kuźniańskiego koła TMZR. Następnie głos zabrała burmistrz Serafin, która w zarysie przedstawiła historię miasta od dnia 1 stycznia 1967 roku. Wydarzenia w oświacie na przemian prezentowali Jan Kluska i wspomniany wyżej Z. Kijas. O zmianach w kuźniańskiej służbie zdrowia długo i ciekawie opowiadała pani doktor M. Mocha. Wspomnieniami z okresu nie tylko 40-lecia miasta podzielił się z gośćmi Edmund Grzesik – od urodzenia mieszkaniec Kuźni. Z kolei Pan Zygmunt Łyżniak opowiedział zebranym o czasach, kiedy to przyjechał do Kuźni za pracą, którą to podówczas gwarantował rozrastający się dynamicznie „Rafamet”. Niejednemu opowiadającemu łza kręciła się w oku, gdy wspominał te dawne czasy.
Wieczór wspominkowy uatrakcyjniły krótkie występy artystyczne, w których udział wzięli m. in. kilkuletni Mariusz Grzesik, grający na organach oraz Aleksandra Skórka (skrzypce) i Bernadeta Chroboczek (organy).
Warto jeszcze dodać, że część przybyłych na spotkanie gości nie jest już mieszkańcami Kuźni, jak choćby Pan Kijas, który mieszka dziś w Raciborzu. Niemniej jednak, swój pobyt w Kuźni i pracę dla tego miasta wspomina bardzo mile. Co więcej, kończąc swe przemówienie, nawiązał do słów b. prezydenta Stanów Zjednoczonych – Johna F. Kennedyego, który goszcząc pewnego razu w Berlinie i chcąc podbudować mieszkańców stolicy, rzekł „Ich bin ein Berliner”, tak Z. Kijas powiedział „Ich bin ein Kuźnianer”.
Ze spotkania wszyscy wyszli w bardzo dobrym nastroju, twierdząc jednocześnie, że takie wieczory są potrzebne. Trudno nie przyznać im racji, ponieważ dzięki takim zebraniom, młode pokolenie, którego nie zabrakło podczas tego wieczoru, mogło dowiedzieć się czegoś więcej na temat miasta, którego są mieszkańcami. A jak wiadomo spotkania ze świadkami bezpośrednich wydarzeń są o wiele wartościowsze niż suche fakty zapisane na kartach książek.
/Cancer/