„…Jeszcze wczoraj, stoczniowcy z prezydentem Gdańska, ułożyli pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców kilkumetrowy krzyż z żółtych i białych kwiatów. Byli tam ci, którzy towarzyszyli modlitwie, pod tym pomnikiem, Janowi Pawłowi II w 1987 roku.
To miasto wiecznie tętniące życiem, nie zasypiające nawet na chwilę. W takim żyję, takie też i Ty pamiętasz. Takie je znamy. Takie było do dzisiaj – piątek, zwykły, kolejny dzień tygodnia. Taki powinien być, ale nie jest. Wszyscy w skupieniu, w ciszy przygotowywaliśmy się na pożegnaie Ojca Swiętego. Ci, którzy chcieli, którzy czuli taką potrzebę, poszli do kościołów, aby razem z innymi wspólnie pożegnać Jana Pawła II. Ale większość osób pozostało w domach.
Ulice wymarłe, sklepy pozamykane, restauracje nieczynne. Nie poznaję tego miasta, nie poznaję tej dzielnicy. Wszystko ucichło. Cisza, przerażająca cisza, która nas otacza potęguje tylko wrażenie opuszczenia i pustki. Cały świat żegna tego Wielkiego Człowieka, świat, który On tak bardzo ukochał i który tak bardzo pragnął zjednoczyć. Dzisiaj mu się to udało. Ile z tego pozostanie? To już zależy od nas samych. Nie jestem osobą mocno związaną z Kościołem, jednak od soboty, 2. kwietnia, i ja zastanawiam się, czym jest dla mnie wiara? Nie Kosciół, ale wiara. Pewnie takich jak ja jest wielu – ludzi, którzy nagle zaczęli się zastanawiać nad tym co mówił Papież, nad tym co starał się nam przekazać. „…Nie ma szczęścia, nie ma przyszłości człowieka i narodu bez miłości, która przebacza, choć nie zapomina, jest wrażliwa na niedolę innych, nie szuka swego, ale pragnie dobra dla drugich, miłości, która służy, zapomina o sobie i gotowa jest do wspaniałomyślnego dawania…” – te słowa, tylko z jego ust brzmiały dla mnie wiarygodnie, bo to był jedyny człowiek, u którego w parze szły słowa i czyny. Żył tak jak mówił. Wierzył, w to co głosił. Wierzył w potęgę miłości. I wiesz, ja też w nią wierzę.
Przez cały czas trwania pogrzebu padał deszcz, teraz wyszło słońce, niczym znak od Niego, że w końcu po ciężkiej, jakże bolesnej i trudnej w ostatnim czasie wedrówce, znalazł się u boku Tego, którego tak ukochał i któremu tak wiernie służył przez całe swoje życie. Powiedział: „A przecież nie cały umieram, to co we mnie niezniszczalne – trwa”. Nie bał się śmierci. Odchodził z ufnością i w spokoju. Niewielu jest ludzi takiej wiary…
Pomimo smutku i przygnębienia Jego odejściem, wiem, że to co stworzył pozostanie na zawsze w nas, w naszej pamięci. Nie zapomnimy o Tobie nigdy! Ja o Nim nigdy nie zapomnę. „Człowiek jest wielki nie przez to co posiada, lecz przez to kim jest. Nie przez to, co ma, lecz przez to czym się dzieli z innymi”. Był i pozostanie Wielkim…”.
Iza