Kim ONI są? Skąd przybyli? Dokąd zmierzają? – ASK. Czy znacie ich? To grupa młodych ludzi, którym nie wystarczy masowa i średniowartościowa kultura, a jednocześnie dobro i przyszłość naszego miasta nie są im obojętne.
Racibórz potrzebuje takich jednostek, jeżeli nie ma się poddać letargowi i spaść do rangi peryferyjnego nic nie znaczącego miasteczka, z którego ucieka każdy, kto tylko ma szansę.
Półtora roku temu…
Zaczęło się w marcu zeszłego roku. Wówczas dwóch studentów socjologii z raciborskiej PWSZ postanowiło „robić coś więcej”. Piotr Dominiak i Józef Nakraszewicz zrezygnowali z działalności w ramach koła socjologicznego i wyszli z inicjatywą powołania niezależnego stowarzyszenia promującego alternatywną, ambitną sztukę. Takich przejawów kultury w Raciborzu brak od długiego czasu, więc szybko zgromadzili wokół siebie grupę ok. 20 osób – głównie studentów pochodzących z miasta lub studiujących tu. Ich cel był jasny: zrobić coś dla dobra tutejszej kultury, pokazać, że miasto jednak nie popadło w chocholą drzemkę… Zrobić coś w tym mieście. Pobudzić przede wszystkim młodych ludzi, dać im inną pożywkę kulturalną niż np. IRA lub konkursy o niemieckim poecie drugiej ligi. Pokazać, że można inaczej! – to cele godne ludzi światłych i aktywnych.
Oficjalnie stowarzyszenie powstało w czerwcu 2004, gdy nastąpiła rejestracja „ASK” – sama nazwa miała być pierwotnie rozwinięciem skrótu do Animatorzy Społeczno-Kulturalni, lecz dziś jest to po prostu ASK, a zagłębianie się w samej nazwie nie zawiera w sobie większego sensu. Treść, nie zaś szyld jest istotny. A co więc zawiera treść?
Chcemy pokazać młodość – mówi Mateusz Iwulski, wiceprezes stowarzyszenia. Racibórz posiada swój urok. Jest miastem nie takim wcale małym, ale nie ma tu choroby zboczenia cywilizacji. Posiada swój urok, swoje piękno, które nie zawsze jest dobrze wyeksponowane. Jednocześnie z drugiej strony posiada małomiasteczkowy charakter i trapi go konformizm, brak aktywności młodych ludzi oraz brak uwagi skierowanej na młode pokolenie, jego potrzeby. Raciborzanin podkreśla też, że problemem miasta jest jego skostniałość, kompleks miejsca bez perspektyw, nastawienie na archaiczne wzorce kulturowe. Nie chcemy propagować „bezpiecznej twórczości”, która jest skierowana do jak najszerszego grona, a w istocie nie zadowala nikogo. Szukamy alternatywnych środków ekspresji i staramy się zwrócić uwagę na mniej liczne grupy społeczne – także mające prawo do istnienia i wyrażania siebie. Chcemy pokazać, że można „inaczej”.
Sukcesy i plany
„Czy znasz tę twarz?” – to była ich pierwsza akcja z maja 2004 roku. Setna rocznica Salvadora Daliego – najbardziej znanego surrealisty i jednocześnie jednego z najwybitniejszych artystów XX wieku, posiadała swe echo w całym świecie. Racibórz zazwyczaj zamknięty mentalnie na świat zewnętrzny tym razem nie stał obojętnie wobec tak doniosłej rocznicy. ASK zadbało o to. Mając w zamierzeniu popularyzację twórczości hiszpańskiego malarza przygotowało uliczny happening (11 maja), w ramach którego członkowie stowarzyszenia przeszli konduktem po mieście. Niezwykłe stroje, jakie posiadali na sobie, zaprojektowała wcześniej Beata Jaremek interesując się nie kim innym, jak Dalim właśnie. Animatorzy przygotowali wówczas także pokaz slajdów (12 maja), dzięki któremu mogli przybliżyć raciborzanom osobę oraz artystyczną spuściznę wybitnego surrealisty. Nie był to jednak koniec jego obecności w naszym mieście. ASK już dwa miesiące później (11 sierpnia 2004 roku) inspirując się kulinarnymi ekstrawagancjami Daliego urządziło kolejne wydarzenie. „Wiem, co jem. Nie wiem, co robię” – takie zaczerpnięte od artysty motto towarzyszyło sierpniowemu happeningowi. Najpierw korowód i groteskowa para nowożeńców na bryczce, następnie zaś setka arbuzów, jaką na rynku członkowie grupy rozkroili i rozdali lub zniszczyli z teatralną inwencją – to musiało zaabsorbować mieszkańców miasta. Niezależnie od subiektywnych ocen (a te były doprawdy skrajne), zdarzenie te jak promień światła rozdarło dość nieciekawą, a z pewnością monotonną codzienność Raciborza. Takich ożywczych impulsów – czegokolwiek, co nie konsumuje się z powszednią bezmyślnością jak płatki owsiane z mlekiem, jest tu naprawdę niewiele. Animatorzy już na samym początku swej działalności weszli w życie miasta z cesarskim blaskiem pokazując tym samym, że można wyrażać swą indywidualność w różnorodny sposób a pod pojęciem „kultury” znaleźć coś więcej niż „familijny” festiwal w Opolu.
ASK działa już półtora roku i na swym koncie posiada już znaczny dorobek. Do niewątpliwych sukcesów stowarzyszenia zaliczyć należy pokaz filmów bazujący na happeningu „Widziałam swoją śmierć” Zuzanny Janin, jaki odbył się w „Strzesze” 12 czerwca tego roku. Sam fakt przybycia do Raciborza wybitnej awangardowej artystki jest fenomenem w skali lokalnej. Nie każde miasto może się takim gościem pochwalić!
Warszawska artystka swój pokaz miała tu w ramach pierwszego festiwalu sztuki „Trzasko” (10-12 czerwca b.r.) zainicjowanego przez ASK. Jego powstanie można uznać za niewątpliwy sukces, gdyż po pierwsze miasto cierpi na wyraźny deficyt tego typu imprez, a po drugie – to prawdziwe kuriozum, starostwo na tak szczytny i konstytutywny dla renomy miasta cel przeznaczyło (uwaga!) zaledwie 800 zł. Nawiasem mówiąc Racibórz, w którego planach rozwojowych kultura akademicka i rozwój wyższej uczelni zajmują poważne miejsce, nie przyciągnie studentów koncertami muzyki organowej, a raczej imprezami typu „Trzasko” – z czego niestety nie każdy chyba zdaje sobie sprawę.
Mimo trudności – organizacyjnych i finansowych, zespół animatorów kultury prowadzi żywą działalność. Teraz w obrębie „Dni Raciborza” zorganizowali „Wieczór z teatrem tańca” (na którym wystąpił teatr Czaban z Gliwic i grupa Adan z Krapkowic). W marcu natomiast prowadzili otwarta rozmowę o Raciborzu, której tematem (dość istotnym w mieście uważanym za ospałe) był nonkonformizm. Tego typu debaty znajdują się również w planach ASK. Zagadnienia takie jak tożsamość Raciborza, sztuka alternatywna, grupy młodzieżowe lub homoseksualizm to sprawy często pruderyjnie przemilczane przez mieszkańców miasta. Dialog, do jakiego chcą doprowadzić działacze, ma za cel nie tylko nawiązanie kontaktu między różnymi pokoleniami, ale także zwiększenie horyzontów intelektualnych i kulturalnych. Tego nasze miasto potrzebuje. Musi odzyskać wiarę w siebie, wyleczyć się z kompleksu miejsca, w którym nic się nie dzieje i nie ma perspektyw dla młodych ludzi.
W tym tkwi szansa
W czym tkwi szansa na lepszą przyszłość Raciborza? W zakładach Rafako? W sieciach supermarketów? W McDonaldzie? Nie. Jeżeli miasto nie zagwarantuje lepszego życia kulturalnego – nie tylko miejsc pracy, przede wszystkim młodemu pokoleniu, będzie stopniowo podupadać i wyludniać się. Wystarczy spojrzeć na takie małe okoliczne miejscowości jak chociażby Roszków (gmina Krzyżanowice), żeby uświadomić realność takiej groźby: Tam zostali już tylko starsi ludzie. – twierdzi pracownik gminnej administracji, Grzegorz Trytek. Młodzi porzucili swą miejscowość w poszukiwania lepszego miejsca życia; takiego, które gwarantowało by im start i odpowiedni standard.
Dla miasta szansą jest PWSZ i szeroko pojęta kultura. Ale jak to z nią wygląda pokazują „Dni Raciborza”. Za mało w nich było samego Raciborza. Nie pokazywaliśmy tego, co u nas najlepsze – tak puentuje cały cykl Mateusz Iwulski. Więcej importowaliśmy niż eksportowaliśmy, a przecież powinniśmy właśnie nacisk położyć na promocję miasta.
ASK okazję przysłużyć się w ten sposób będzie miało już w październiku. Animatorzy zostali zaproszeni do Warszawy przez Zuzannę Janin i w jej pracowni (Lokal_30) spędzą tydzień promując Racibórz oraz swój dorobek. Kto ośmieli się powiedzieć, że nie przyłożą sporej cegiełki do sukcesu miasta? Racibórz pojawi się w stolicy! Ludzie wysokiej kultury dowiedzą się, że można tu nie tylko przyjechać na koncert popowych pseudo-gwiazd lub by pokibicować na lokalnych zawodach sportowych. Mamy co pokazać i ASK zamierza tak też uczynić.
Stowarzyszenie planuje w listopadzie zaprezentować swoje warszawskie osiągnięcia. Do następnego festiwalu „Trzasko” zorganizuje w RCK-u także wspomniane już debaty, a w następnym roku tydzień kultury czeskiej. Dla mniejszego grona otworzy natomiast „Świątynię” – lokal (prawdopodobnie w prywatnym mieszkaniu), gdzie intelektualiści oraz artyści będą mogli się spotykać, integrować i poruszać istotne dla miasta sprawy.
Chocholi taniec?
Może jednak nie – może w przyszłości Racibórz nie będzie kojarzony z kulturą o charakterze familijno-prowincjonalnym trafiającą najpełniej do osób, dla których nawet koncert disco-polo jest „wydarzeniem”. Może z pomocą ASK-u zagości tu nowoczesna, alternatywna sztuka, jaką znaleźć można w Krakowie, we Wrocławiu czy chociażby w Cieszynie i nasze miasto będzie dla (miejmy nadzieję coraz liczniejszego grona) studentów i ludzi mających coś do powiedzenia przyjemnym miejscem do życia – znanym i cenionym nie tylko w powiecie lub w administracji miast partnerskich…
/dw/
pewnie siedział bezczynnie to się chciał pocieszyc!!!!!!!!