O premierze Teatru Agrafka subiektywnie

Przyszła pora na ewolucje, bo bardzo młodzi aktorzy dorośli. Wieloletnia praca instruktora i wspólna praca zespołu doprowadziły do takiego momentu, gdzie środek ciężkości przenosi się z integrującej się grupy na chłonącą publiczność. Aktorzy wiedzą już, że mogą mówić do widza na równych prawach. Reżyser wykorzystuje tę sytuację i konstruuje inny przekaz. Tak widzę sytuację Teatru Agrafka po obejrzeniu najnowszej premiery – „Iwony Księżniczki Burgunda”.



Teatr Agrafka działa już dekadę. Jolanta Dzumyk, założycielka i szefowa Agrafki, jest zawodowym reżyserem teatru dzieci i młodzieży. Właśnie dziecięcym i młodzieżowym teatrem zawsze była Agrafka. Grupa pokazywała spektakle inteligentne, ale z przesłaniem aktualnym przede wszystkim dla młodzieży, konwencja baśniowa, „z przymrużeniem oka” była uznawana za dziecięcą. Słowem dobry teatr, ale z dziećmi i dla dzieci. Przyszła pora na ewolucje, bo bardzo młodzi aktorzy dorośli. Wieloletnia praca instruktora i wspólna praca zespołu doprowadziły do takiego momentu, gdzie środek ciężkości przenosi się z integrującej się grupy na chłonącą publiczność. Aktorzy wiedzą już, że mogą mówić do widza na równych prawach. Reżyser wykorzystuje tę sytuację i konstruuje inny przekaz. Tak widzę sytuację Teatru Agrafka po obejrzeniu najnowszej premiery – „Iwony księżniczki Burgunda”. Ta opinia jednak pokrywa się ze zdaniem wielu widzów tamtego wieczora. 6 czerwca b.r. na deskach sceny Domu Kultury „Strzecha” Teatr Agrafka wystawia spektakl na podstawie dramatu Witolda Gombrowicza w reżyserii Jolanty Dzumyk. Spodziewałem się tego, co raciborski teatr daje widzom od lat. Baśniowo-groteskowa stylistyka, ale i plastyka scen, komizm i dwuznaczna ironia rodzajowych scen – tak kojarzyłem Agrafkę…


Scena w bieli, kilka czarnych podestów, wchodzi dwór królewski, wszyscy w kompletnym kostiumie. To połączenie już wkłada w cudzysłów cały spektakl. Widzimy, że kolorowe, zdobione łaszki nie przystają do żadnej epoki i nie tworzą stylowej całości. Jednak aktorzy świetnie bawią się konwencją, którą sobie założyli. Mówią do widza: oboje nie wierzymy w te przebieranki. Paradoksalnie dzięki temu oboje tworzą podczas spektaklu wspólny świat sceniczny, który z tym większą szczerością uznają za autentyczny. Cały dowcip wychodzi. Ktoś powie Gombrowicz, groteska – wszystko jasne. Wolałbym jednak o Gombrowiczu mówić jak najmniej w kontekście premiery Agrafki. Subtelna groteska wrosła w ten teatr już bardzo dawno temu, a dramat „Iwona księżniczka Burgunda” traktuje tu tylko jako oczywiste źródło dramaturgicznej materii.




Od samego początku spektaklu nie brakuje flircików rodem z angielskich komedyjek. Teatr Agrafka operuje tą konwencją, którą dobrze opanował, ale jak się wydaje tylko po to, żeby teraz ją konsekwentnie upupiać. Ci 17-, 18-, 19-olatkowie kpią z gierek swojej dorosłej publiczności, ale drwią też z siebie, bo wiedzą, że – choć w mniejszej skali – oni też grzęzną w komedię życia.


Maksymalnie uproszczona scenografia dała przestrzeń dla aktorskiej gry. Od początku spektaklu ukazują się sceniczne osobowości. Ku mojemu zaskoczeniu cały zespół pokazał swój potencjał, który plasuje Agrafkę poza teatrem dziecięcym, a poszczególnych aktorów poza tylko wyłącznie hobby i młodzieńczą przygodą. Właściwymi protagonistami „Iwony” stali się Rafał Łachut w roli króla Ignacy i Marcin Gogłoza jako Cyryl. Łachut nadał swojej postaci bardzo indywidualne rysy, ujawnił prawdziwy żywioł sceniczny i zarazem lekkość w byciu na scenie. Momentami można mówić o teatralnym demonie, choć zdarzały się też sytuacje, że nadekspresja burzyły tę rolę. Z kolei Gogłoza nieekspansywny i oszczędny w środkach stanowił łącznik pomiędzy wieloma sytuacjami. Choć spektakl, jak na teatr alternatywny, dość długi, bo trwający półtorej godziny, nie dłużył się i zdziwieni byli ci, którzy dopiero po brawach spojrzeli na zegarek. Trzeba jednak przyznać, że był moment jeszcze zanim intryga sięgnęła punktu kulminacyjnego, gdzie napięcie spadło, aktorzy jakby stracili siły po dużym rozpędzie wziętym na początku przedstawienia.


Bodaj najtrudniejszą kreacją tego spektaklu była rola tytułowej Iwony. Hanna Żurek – jej odtwórczyni – wyrażała emocje wyłącznie przez delikatną mimikę twarzy i kilka wypowiedzianych zdań. Wydaje mi się, że cała energia jakby z niej parowała przez skórę. Jako widz poczułem ciepły, ale i tragiczny wymiar tej postaci. To zadanie było dla młodej aktorki bardzo trudne, szybko można było stać się po prostu kukłą , która pojawia się na scenie. Żurek udało się tego uniknąć. 



Czy Agrafka pyta nas o doraźność? O półśrodki, którymi staje się człowiek dla drugiego człowieka? Wykorzystać go na swojej drodze do miłości, kariery, szczęścia – swojego szczęścia. Reżyserka wyznaje w rozmowie, że kwestia fastfoodowej miłości, szybkich recept i substytutów w życiu to niektóre z zagadnień, które chcieli wziąć na warsztat. Ideały, tradycja, cenne wartości wciąż nam maja przyświecać i do nich nieustannie się odwołujemy. Jednak to, co robimy w przestrzeni pomiędzy nimi zdaje się być brane w nawias. Cały dwór chciał wyleczyć swoje kompleksy przy pomocy Iwony. W finałowej scenie kolacji dworzanie z królewską parą zasiadają za stołem, który jest wnęką właściwej sceny. Wprowadzili ptaszka do klatki, doskonale wiedząc, że kiedy gra się skończy cofną się w bezpieczną przestrzeń, a ofiara zostanie na polu bitwy. Iwona zasiadła tyłem do widzów – niby na łożu śmierci – czarnym prostopadłościanie – a twarzą do odsłoniętej właśnie jadalni. Do psychicznego rozstrzelania, mentalnej egzekucji. Już nie ma twarzy, bo jest już nie potrzebna nikomu. Dwór konsumuje. Zajada się karasiem. Podobnie jak Iwona, ale ona nieskażona nie wie, jak kluczyć, nie uodporniła się. Chore jednostki trzeba zlikwidować.


Martwe ciało Iwony leży z głową i rękami opuszczonymi w kierunku widza. Na nią wylewa się słup światła z góry. Księżniczka jakby lewitowała. Piękny obraz pełen poezji. Królewska para i świta klękają, pogrążają się w bogobojnym smutku. Wracają do wyższych wartości, których nigdy nie odrzucili, wychodzą poza nawias, opuszczają niszę. – Uklęknij, synu – mówi cynicznie królowa (Joanna Kędzierska) do księcia – tak trzeba.


Teatr Agrafka wchodzi w dorosłość i to z klasą. Traktuje ten spektakl jako przedsmak, z ciekawością będę obserwował, jak się ta praca rozwinie i w którym kierunku pójdzie „Iwona”.


/Mateusz Iwulsk//i/



Teatr Agrafka


Witold Gombrowicz „Iwona Księżniczka Burgunda”


obsada: Iwona: Hanna Żurek, Król Ignacy: Rafał Łachut, Królowa Małgorzata: Joanna Kędzierska, Książe Filip: Mariusz Drzeniek, Szambelan: Iwo Piasecki, Iza: Magdalena Tabor, Cyryl: Marcin Gogłoza, Ciotki Iwony/ Damy dworu: Martyna Baranowska, Samia Grabowska


plastyka ruchu: Anna Jegerska


reżyseria: Jola Dzumyk


- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj