O sprawie sformatowanych dysków pisaliśmy już na naszych łamach w artykule Czy poprzednie władze gminy Rudnik miały coś do ukrycia?. Pod koniec lutego sprawa trafiła do prokuratury, która odmówiła wszczęcia postępowania. Okazuje się, że zmieniła zdanie, po tym, gdy nowe władze gminy złożyły na decyzję zażalenie. Alojzy Pieruszka obecny wójt Rudnika wyjaśnia, że wraz z usuniętymi materiałami zniknął m.in. program do obsługi bankowości elektronicznej. – Zanim go odzyskaliśmy, utrudniło nam to poważnie pracę na co najmniej dwa tygodnie. W pracy urzędu to wiele – mówi wójt Pieruszka. Karina Lassak, obejmująca w urzędzie stanowisko specjalisty ds. organizacyjno-prawnych, pełniąca obowiązki sekretarza uważa, że „nikt nie robi takich rzeczy, nie mając nic do ukrycia”. Sprawą wydaje się być zdziwiony były wójt Dominik Konieczny. – Jeżeli miałbym coś do ukrycia, to na pewno nie robiłbym tego na służbowym komputerze – komentuje Konieczny. – Skąd wiadomo, że akurat „większości” danych nie udało się odzyskać, skoro nowe władze nie wiedzą, co i ile się w komputerach znajdowało przed sformatowaniem? – zastanawia się Konieczny. Karina Lassak podaje, że nie wiadomo co zostało usunięte z komputera wójta, poza programem do elektronicznej bankowości. Informuje też, że z dysku jego zastępcy nie udało się odzyskać żadnych materiałów, gdyż najprawdopodobniej użyto programu do bezpowrotnego kasowania plików. Natomiast część danych uratowano z komputera byłej sekretarz. – Bieżącą dokumentację związaną z funkcjonowaniem sekretariatu wójta, prowadzeniem całokształtu spraw kadrowych urzędu… – wylicza Lassak. – Kierując sprawę do prokuratury, stwierdziłam fakt i prawdopodobieństwo utraty ważnych danych urzędowych, a co i ile zniknęło, stwierdzi wymiar sprawiedliwości – dodaje urzędniczka.
Na akcję przywrócenia danych gmina Rudnik wydała 500 zł. Były wójt zastanawia się, czy to aby nie przejaw niegospodarności obecnych władz. – W końcu to wydawanie publicznych pieniędzy na szukanie czegoś, czego być może w ogóle nie ma… – twierdzi Konieczny. Karina Lassak uważa inaczej. Twierdzi, że koszty musiały zostać poniesione z winy byłych władz. – Narazili następców na dodatkowe koszty związane z instalacją systemów, odzyskiwaniem dokumentów, które można było wykorzystywać w bieżącej działaności – informuje urzędniczka.
Tymczasem, jak podaje Dominik Konieczny, do sądu wpłynął wniosek w sprawie „anonimowych” sms-ów, którymi to tuż po wyborach Karina Lassak miała „nękać” byłego wójta. Urzędniczka wyjaśnia z kolei, że sms-y były dwa i nie były anonimowe, gdyż jak mówi, niejednokrotnie kontaktowali się wcześniej w sprawach służbowych. – Odbiorcą wiadomości nie była osoba prywatna, ale wójt – mój pracodawca. Treść tych informacji nie miała, moim zdaniem, znamion jakiegokolwiek nękania czy złośliwości – tłumaczy Lassak. Sąd jeszcze nie orzekł w tej sprawie.
Sprawą sformatowych dysków zajęła się prokuratura. Władze Rudnika, mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie będą wnioskować o wyłączenie raciborskiej policji i prokuratury z prowadzenia sprawy.
/SaM/
Prokuratura zajmie się sprawą wyczyszczonych dysków urzędników
- reklama -