Sąd orzekł, że magistrat musi wypłacić byłemu wiceprezydentowi 28 tys.zł rekompensaty. Szypowskiemu jest przykro, że następcy nie pożegnali się z nim w cywilizowany sposób i o swoje musiał walczyć aż na sali rozpraw.24 maja zakończyła się rozprawa w sprawie rekompensaty jakiej domagał się od magistratu były wiceprezydent Raciborza Mirosław Szypowski. Sąd orzekł, że magistrat musi wypłacić M. Szypowskiemu 28 tys. zł.
Przepisy ustawy samorządowej mówią, że osoba pełniąca funkcję wiceprezydenta kończy swoje obowiązki w momencie objęcia funkcji przez nową osobę, jednak zdaniem sądu zakończenie obowiązkow, to nie to samo co rozwiązanie stosunku pracy – zwolnienie ze świadczenia pracy, nie oznacza, że osoba przestaje być pracownikiem.
Przypomnijmy. Wiceprezydent Raciborza poprzedniej kadencji, domagał się 28 tys.zł rekompensaty. Uważał, że w rozwiązanej z nim umowie o pracę magistrat powinien zachować trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Magistrat przyznał, że sprawa jednoznaczna nie jest. Zgodnie z interpretacją radców prawnych urzędu umowa uległa rozwiązaniu z chwilą wyboru nowych wiceprezydentów. Przyznano jednak, że forma umowy mogła budzić wątpliwości, więc sprawa trafiła do sądu.
Obecny włodarz Mirosław Lenk twierdzi, że o wygranej byłego wiceprezydenta był przekonany i nie zamierza się o nią obrażać, ale winny się nie czuje, bo przecież to nie on z nim umowę podpisywał. Mirosław Szypowski nie kryje żalu, że o swoje musiał domagać się aż w sądzie. Uważa, że forma umowy była poprawna, ale „obecne władze szukały haka, by się z niej wywinąć”. – Poczułem się jakby zwalniano mnie dyscyplinarnie. Zostałem powołany na mocy rozporządzenia i na tej samej zasadzie powinienem zostać też odwołany. Tymczasem obecny prezydent wystosował do mnie zwykłe pismo – twierdzi Szypowski. Ubolewa, że „następcom zabrakło klasy politycznej, żeby w sposób cywilizowany się z nim rozstać”. Lenk zarzutami jest zdziwiony. – Umowa nie przewidywała odprawy, nie uwzględniono w niej okresu wypowiedzenia. Kierowanie żalu w naszym kierunku jest jakąś bzdurą – komentuje Lenk. – Moim zdaniem forma umowa faktycznie jest błędna. Może pan Szypowski powinien na to zwrócić uwagę, gdy ją podpisywał? – dodaje prezydent. Przyznaje, że wyrok sądu dał mu do myślenia i, że teraz będzie wiedział jak pokierować umowami ze swoimi zastępcami.
Lenk zastanawia się nad apelacją, ale jak twierdzi, nie wie czy warto. – To pochłonęłoby kolejne koszty, a ja publicznego pieniądza strzegę do końca – mówi prezydent. Tymczasem wygląda na to, że magistratowi nie uda się batalii sądowych zakończyć na Szypowskim. Do walki o swoje szykuje się też drugi wiceprezydent poprzedniej kadencji Andrzej Bartela, który czekał tylko na finał swojego współpracownika.
/SaM/