Cały świat z zapartym tchem śledził przerażające doniesienia o trzęsieniu ziemi w Japonii. Pewien raciborzanin wrócił niedawno z podróży do Kraju Kwitnącej Wiśni. Zobacz fotogalerię
Jacek Ostrowski jest szefem szkoły Aikido w naszym mieście. Przeczytaj opowiadanie z jego pobytu w Japonii.
Wszystko zaczęło się od zaproszenia mnie przez kilku instruktorów do odwiedzin i wspólnych treningów w głównej siedzibie Aikido Aikikai w Tokio oraz w innych japońskich szkołach tej sztuki walki. Przygotowania do wyjazdu rozpoczęły się jesienią ubiegłego roku od rezerwacji hoteli oraz zabukowania możliwie taniego biletu lotniczego.
Mój niecodzienny wyjazd rozpocząłem 24 lutego w godzinach nocnych. Z Raciborza wyjechałem samochodem na lotnisko w Katowicach–Pyrzowicach. Z Katowic samolotem Lufthansy do Frankfurtu. Tam kilkugodzinna przerwa, a później już tylko 11-to godzinny lot do Kraju Kwitnącej Wiśni. Przelot odbywał się ogromnym, a zarazem nowoczesnym Airbusem 883. Obsługa pokładowa miła i profesjonalna pod każdym względem. Już w samolocie zasmakowałem Japońskiej uprzejmości. Część załogi to byli Japończycy którzy przez całą podróż byli uśmiechnięci i pełni radości. Do Tokio przylecieliśmy w godzinach rannych (pamiętajmy o różnicy czasowej: +8 godzin). Z lotniska dostaliśmy się do centrum Tokio pociągiem Narita–Express, który dowiózł nas na miejsce w niecałe pół godziny. Ze stacji Tokio-Sinyuku zostało nam już tylko kwadrans pieszo do hotelu.
Mieszkaliśmy w Tokio Business Hotel w bardzo ładnych pokojach z widokiem na drapacze chmur. Każdy dzień rozpoczynał się o godzinie 05:00 pobudką i śniadankiem. Następnie szybki marsz do oddalonego o 15 min drogi głównej siedziby Aikido Aikikai, tzw. Hombu dojo (dojo to po japońsku miejsce ćwiczeń). Zajęcia w Hombu dojo prowadził wnuk twórcy Aikido Doshu, Moriteru Ueshiba, oraz mistrzowie którzy zazwyczaj przyjeżdżają do Europy pojedynczo, a tu byli wszyscy razem i ćwiczyli z nami jak równy z równym. Każdego dnia spotykaliśmy Doshu oraz mistrzów takich jak Kobayashi, Yasuno, Yokota, Irie, Kanazawa, Sugawara, Endo i wielu innych. Codzienne zajęcia miały miejsce w godzinach 6:30-9 oraz 15-20. Poza udziałem w fantastycznych, pełnych emocji treningach mieliśmy trochę czasu na zwiedzanie miasta. W Tokio spędziliśmy tydzień przede wszystkim na intensywnych ćwiczeniach i spotkaniach z mistrzami. Po tym okresie czekało nas jeszcze kilka atrakcji. Jedną z nich była podróż Shinkansenem (bardzo szybki pociąg) do Kioto. To był prawdziwy samolot na szynach: pociąg rozpędza się do 300 km/h. Troszkę ta atrakcja kosztuje: bilet w obie strony to wydatek rzędu 800 zł. W trakcie przejazdu chciałem udokumentować nasza podróż kamerą, nic z tego jednak nie wyszło: „ciuchcia” pędziła tak szybko, że obraz za oknem wręcz się rozmywał!
Kioto. Ta podróż zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zarówno sam pociąg jak i obsługa było dla mnie – gościa z Polski – czymś fantastycznym. Dojechaliśmy do Kioto, starej stolicy Japonii. To miejsce było pełne zabytków, parków i innych pięknych miejsc, które na każdym kroku cieszyły oko i serce. Na co dzień praktykujemy japońskie sztuki walki, więc przede wszystkim szukaliśmy miejsc treningowych. Trafiliśmy do szkół Kendo i Kyudo. Z ciekawością przyglądaliśmy się metodom treningowym japońskich szkół walki. W Kioto ze względu na napięty harmonogram naszego wyjazdu spędziliśmy zaledwie trzy dni i ruszyliśmy w dalszą podróż do kolebki Aikido – Ibaraki dojo w miejscowości Iwama.
Ostatnim miejscem naszej wyprawy była wizyta w starym wiejskim dojo. Miejsca gdzie twórca Aikido najwięcej spędzał czasu, pracował i mieszkał wraz z rodziną. Tutaj postanowiliśmy spróbować żyć i trenować w stylu Japońskim. Spanie na tatami (rodzaj maty z trawy) przy temperaturze poniżej zera, pobudka 05:00, sprzątanie do godziny 06:00. Następnie trening przy tej samej temperaturze do 07:00 rano a następnie… praca w polu. Tak mieliśmy cały dzień. Trzy treningi dziennie a miedzy treningami praca w polu, ogrodzie oraz przy świątyni Aikijinja. Tutaj tak samo jak w Tokijskim Hombu dojo mieliśmy przyjemność praktykowania Aikido z takimi mistrzami jak S. Inagaki 7 dan, Y. Watahiki 7 dan, Owada 6 dan i wielu innych znakomitych nauczycieli. To co osobiście mnie przyciągnęło do starego dojo w Iwama to możliwość pracy z bronią (jo – dlugi kij i bokken – drewniany miecz). To co zanika w Aikido i z niechęcią jest praktykowane przez europejskich adeptów, tam ćwiczy się z radością i entuzjazmem. Charakter tej szkoły ujmuje się słowami „twarda szkoła miękkiej drogi”. Mocno wykonywane techniki dawały imponujące efekty.
Powrót mieliśmy zaplanowany na 11 marca. W trakcie lotu powrotnego kapitan samolotu mówił coś niezrozumiałego o tym, że każdy kraj spotyka jakieś cierpienie, nieszczęście czy coś w tym rodzaju. Na początku nie wiedziałem o co mu chodzi. Myślałem, że na pokładzie wybuchła jakaś awantura między pasażerami i dlatego załoga jest nieco poruszona. Dopiero po wyjściu z samolotu na lotnisko we Frankfurcie zrozumiałem, co się stało w Japonii i jak wiele szczęścia mieliśmy. Do domu dotarliśmy 12 marca. Całą drogę z Niemiec do Polski uspokajaliśmy naszych bliskich – jesteśmy cali i zdrowi. Mieliśmy dużo szczęścia: zdążyliśmy przed tym wielkim kataklizmem.
Japońskie ciekawostki
Jedną z nich są taksówki. To, że kierownica jest po prawej stronie i ruch uliczny odbywa się jak w Anglii to nic specjalnego. Jednak same taksówki wprawiły mnie w osłupienie. Drzwi dla pasażera otwiera kierowca automatycznie (pasażer nie otwiera sam sobie). Same wnętrze taksówki wyłożone jest śnieżno białym pokrowcem które codziennie się wymienia. Kierowca nosi mundur, białe rękawiczki i maskę na twarzy żeby nie rozpylać bakterii.
Białe maski na twarzach. To było jedno z pierwszych nurtujących mnie pytań. Bardzo szybko wytłumaczono mi dlaczego niektórzy Japończycy noszą cały czas takie maski. Japończycy jeśli tylko są przeziębieni to nakładają takie maski żeby nie zarażać innych.
Kiedy szedłem przez Tokio z mapą w ręku zatrzymał mnie pewien Japończyk śpieszący się do pracy i zapytał, czy mógłby mi w czymś pomóc. Szukałem pewnego miejsca którego nie było na mapie. Ten pan przeszedł ze mną parę kilometrów do tego miejsca. Na koniec ukłonił się i podziękował mi że mógł mi pomóc.
Inna zaskakująca historia miała miejsce podczas ulewy, która złapała mnie na ulicy. Pewna pani zatrzymała mnie, ukłoniła się i poprosiła żebym przyjął od niej parasol. Ja zszokowany taką sytuacją przyjąłem dar i podziękowałem nieznajomej. Moja dobrodziejka w przeciwdeszczowym płaszczu uśmiechnęła się i odjechała na rowerze.
Będąc w Iwama spaliśmy na tatami i pewnej nocy jeden z kolegów zerwał się przerażony w środku nocy nocy i krzyczy że mu się podłoga pod śpiworem rusza. Po czym miejscowi mu odpowiedzieli, że to nic takiego, że w tym rejonie przynajmniej raz w tygodniu jest trzęsienie ziemi. Następnego dnia doszło do kolejnych wstrząsów, jednak my byliśmy na treningu i nic nie czuliśmy. Koleżanka, która pracowała w kuchni zauważyła, że naczynia same „tańczą” w kredensie.
Rozmawiałem po powrocie do kraju z moimi japońskimi przyjaciółmi na temat trzęsienia ziemi i tej ogromnej tragedii jaka ich dotknęła. Cały świat jest pod wrażeniem niesamowitej postawy Japończyków wobec tragedii tsunami. Moi znajomi z Japonii mają na to filozoficzne podsumowanie „Wczoraj już nie ma, jest tylko dzisiaj. A jutro? Jutro nadejdzie samo”
Jacek Ostrowski 3 dan Aikido Aikikai