– Pasjonuje mnie historia, a już najbardziej ta, która wiąże się z pałacem w Wojnowicach i najbliższą okolicą – o starociach, zbieractwie, Muzeum i zespole pałacowo-parkowym opowiada jego właściciel Zbigniew Woźniak.
Redakcja: Jest Pan pasjonatem historii. Świadczy o tym dbałość o pałac, zbieranie staroci z nim tematycznie związanych i Muzeum, które Pana goście mogą zwiedzać. Stworzył Pan coś co ma swój niepowtarzalny klimat…
Zbigniew Woźniak: Praktycznie już powiedziała Pani wszystko na ten temat. No, może dodałbym jeszcze do tego zamiłowanie do przypałacowego parku, który po kilku latach zabiegów pielęgnacyjnych stał się źródłem nieustającej radości i satysfakcji. Faktycznie, pasjonuje mnie historia, a już najbardziej ta, która wiąże się z pałacem w Wojnowicach i najbliższą okolicą. Co prawda, to właściwie przypadek sprawił, że osiem lat temu stałem się właścicielem obiektu, który znów nazywany jest pałacem w Wojnowicach, ale zamiłowanie do staroci tkwiło we mnie już od dzieciństwa. Od kiedy pamiętam, czyli można powiedzieć od zawsze, jak większość dzieci, coś zbierałem i kolekcjonowałem. Jednakże jako nastolatek zacząłem znosić do domu różne, wydawałoby się dziwne, przedmioty, które fascynowały mnie ze względu na swój wiek. Zastanawiałem się co mogły "widzieć", świadkiem jakich wydarzeń były, a czasem i do czego mogły służyć… Otaczające nas rzeczy zmieniają się z dnia na dzień, każdego dnia wiele z nich odchodzi bezpowrotnie w przeszłość, najczęściej zresztą na śmietnik lub do pieca. To moje zbieractwo, w połączeniu z dużą ilością miejsca do zagospodarowania, ale również i ze świadomością mieszkańców gminy iż jest ktoś taki, co je zbiera sprawiły, iż możliwy do realizacji stał się pomysł zorganizowania małego Muzeum Dawnej Wsi. W sierpniu minęły trzy lata od jego powstania i właśnie przymierzamy się do jego powiększenia, gdyż powoli zaczyna brakować miejsca na ekspozycję.
R.: Czy nie uważa Pan, że wojnowicki zespół pałacowo-parkowy to wyjątkowe miejsce?
Z.W.: Trzeba przyznać, że dla wojnowiczan to miejsce zawsze było bardzo ważne, tkwiło głęboko w świadomości i dobrze się kojarzyło. Przed wojną, państwo von Banck błyszczeli w okolicy swą zamożnością, wielkością obejścia i inwentarza. W okolicy znani byli z zamiłowania do polowań, a o wyposażeniu pałacu mówiło się we wsi wiele, bo przecież wszędzie pracują ludzie i swoje widzą… Byli szanowaną rodziną, pomimo protestanckiego, czyli innego niż cała wieś wyznania. Cieszyli się opinią dobrych ludzi, którzy są "ludzcy" i nie zadzierają nosa. Po wojnie każdy, jak nie chodził tu na zabawy albo na filmy, to miał w parku pierwsze randki, albo po prostu, kiedy był on już bardzo zarośnięty, świetną kryjówkę i niedostępny dla wzroku rodziców plac zabaw. W późniejszych czasach, kiedy w obiekcie był szpital, przewinęły się przezeń tysiące pacjentów i setki osób personelu. Do dziś często nas odwiedzają, jednak wewnątrz już niczego nie poznają, bo tak wiele się zmieniło. Wszyscy jednak wspominają jakąś wyjątkową panującą tu nawet w tamtych czasach atmosferę. Pewnie miała na to wpływ nie tylko obrośnięta już legendą charyzmatyczna postać dawnego ordynatora, ale też i usytuowanie obiektu w parku za miastem (wywiezione podczas porządkowania parku wielkie ilości butelek potwierdzają tezę, że nie było tu aż tak smutno, jak się niektórym mogłoby wydawać). Dzisiaj obiekt znów żyje i to przede wszystkim jasnymi stronami życia. Ludzie się tu bawią, uczestniczą w ważnych spotkaniach rodzinnych, czy firmowych, albo po prostu … spacerują. Park jest praktycznie otwarty dla mieszkańców Wojnowic, więc matki z dziećmi, albo i całe rodziny przychodzą obejrzeć nasze daniele, pokarmić kozy, czy owieczki.
R.: A czy w czasie prac remontowych i budowlanych zdarzyło się Panu natrafić w ciągu tych ośmiu lat na coś szczególnie zaskakującego bądź niezwykłego ?
Z.W.: Coś mi się wydaje, że Pani mnie podpytuje o ten oczekiwany przez wszystkich skarb. Tyle szczęścia to nie miałem, ale przy robotach remontowych ciągle ujawniały się jakieś ciekawostki. Obiekt był kilkakrotnie rozbudowywany i przebudowywany, jedne otwory zamurowywano, drugie wybijano. Stosowano różne, właściwe dla danej epoki materiały budowlane i rodzaje stropów. Na jedne podłogi kładziono następne. Stąd niespodzianki. To wielka radość, jak pod kilkoma warstwami podłogi, zamiast oczekiwanej wylewki cementowej (potrzebnej do położenia nowych płytek) znaleźliśmy XIX-wieczny, nieźle zachowany parkiet, albo przy rozbieraniu ścianki działowej ukazały się zdobione przypory. I to właśnie są te moje radości miłośnika staroci i jednocześnie skarby, ale zawsze mam nadzieję, że jeszcze nie raz coś mnie tu zaskoczy.
Życzę Panu, aby mimo wszystko znalazł się tutaj jakiś skarb i dziękuję za rozmowę.
Ze Zbigniewem Woźniakiem o zespole pałacowo-parkowym w Wojnowicach rozmawiała Wanda Gozdek.
Czytaj najnowsze wydanie Gazety-Informatora
Serdecznie gratuluję Panu Woźniakowi zacięcia i pasji. Takie zainteresowania i zbieractwo to dzisiaj rzadkość. Tym bardziej należy się podziw i szacunek. Pałac w Wojnowicach miał szczęście do właściciela. Szkoda, że to szczęście nie dopisało szeregu innnym zabytkowym obiektom w naszym regionie.
Podziw budzi muzeum w zespole pałacowo-parkowym.wycieczki. Byłem tam kilkakrotnie, również prowadząc wycieczki. Dzięki pasji i pracy Pana Wożniaka uratuje się wiele cennych pamiątek po czasach minionych. Wypada zaapelować do mieszkańców Raciborza, miast i wsi na terenie Powiatu aby zechcieli przetrząsnąć strychy i piwnice a znalezione zapomniane przedmioty, przekazali do Wojnowic. Będą z pewnością dobrze służyły starym i młodym. Jako to uciecha dla babci czy dziadka pokazać wnuczkom jak wyglądały różne przedmioty w ich otoczeniu gdy byli dziećmi, albo jakimi otaczali się ich dziadkowie.
Panu Zbyszkowi życzę dużo wytrwałości, życzliwości od ludzi, zrozumienia i pomocy władz samorządowych oraz instytucji odpowiedzialnych za muzealia.
Panie Zbyszku, powodzenia we wszystkich przedsięwzięciach. Pan jest fajny facet. Ot tak po prostu wszystkiego naj naj…