…bo ja się tak zastanawiam, czy dobrze zorganizowany weekend, dający odprężenie, nie jest przypadkiem bezpieczniejszy dla naszego zdrowia psychicznego, niż zdradziecki dwutygodniowy urlop.
Bo tak: podczas dobrze zorganizowanego celem wypoczynku weekendu – na przykład 2 dni w spa, albo w domku w górach, albo w jakimś dużym mieście z dokładnie zaplanowaną trasą klubów do zwiedzenia, tudzież nad jeziorem w Nysie lub na łonie natury w Łężczoku w lesie w Rudach Raciborskich albo u sąsiadki na plotach (co kto lubi) – pozwolą odprężyć się, pośmiać, zresetować (jak mawia młodzież – jeśli jeszcze tak mawia) i jednocześnie nie dadzą zapomnieć, że już wkrótce, już – tuż tuż – trzeba iść do pracy.
Piątek wieczór – odpoczynek, sobota – całkowity relaks i apogeum odpoczynku, niedziela – rosół i regeneracja po dwóch zasadniczych wieczorach odpoczynku. A w poniedziałek taki wypoczęty człowiek z tęsknym westchnieniem za minionym czasem wraca do roboty, i apiat… cierpi za miliony. Ale! Żeby za miliony! Jeśli ma możliwość cierpieć choćby za 2 tysiące, to owo cierpienie już jakoś tak można ukoić. I jakoś łatwiej się przestawić na tryb: PRACA mając w perspektywie, że za 5 dni znów będzie weekend. A jak, pytam, przejść do porządku dziennego nad faktem, że kolejny dwutygodniowy urlop będzie za rok? Za 360 dni z hakiem?! To jest trudne.
A jak zdradzieckie jest spakować się i wyjechać daleko! Nad morze na przykład? A jeśli, ironią losu, wszystkie niże i wyże tak się splotą, że nawet nad poczciwym Bałtykiem będzie piękna, słoneczna pogoda? Pół biedy, jeśli się przechadzasz morskim brzegiem w płaszczu przeciwdeszczowym, próbując pokonać opór powietrza wywołany wiatrem. Ale jeśli przez 9 dni niebo jest bezczelnie niebieskie i słońce delikatnie przypieka? Sama doświadczyłam tej anomalii, w tym roku! I proszę, jeden dzień, drugi, piaty – i nagle, ni stąd ni zowąd, człowiek jest wypoczęty, zmienia karnację na coraz bardziej a la Apacz, tu rybka, tam tańce na plaży, jod, świeże powietrze, nowe znajomości, nowe otoczenie – radość, święto, celebracja życia – i bum! Czas wracać!
A jak to ciężko jest popakować te wszystkie zapiaszczone ręczniki, rozciągnięte stroje kąpielowe, te 17 sukienek, co się wzięło ze sobą, choć chodziło się tylko w trzech? A jak ciężko założyć plecak na opalone ramiona. Ale najciężej – rozpakować w domu. Popatrzeć z nostalgią na zdjęcia, wrzucić na fejsa czy inną en-ka, powzdychać, chcieć wrócić i nie móc.
Najgorzej, jak urlop jest udany. Dla co bardziej wrażliwych jego koniec to szok. I trudno się przystosować do nowej, czyli właściwie starej, pourlopowej rzeczywistości. W poniedziałek zwleka człowiek z wstaniem z łóżka, tuż przed drzwiami biura ścisk w żołądku, perspektywa wszystkich nieodebranych przez 2 tygodnie służbowych e-maili przyprawia o lekki zawrót głowy, a i opaleniznę koledzy nie wiadomo, czy pochwalą, bo skóra miejscami obficie zeszła. Nic, tylko stanąć i się rozbeczeć, jeśli się nie należy do kategorii pourlopowych twardzieli.
Więc ja tak sobie myślę, że w przyszłym roku urlop zaplanuję rozsądniej. Wybiorę jakieś zagraniczne wakacje – w Tunezji albo Egipcie – z nieznanym biurem podróży, szacując tak, żeby w ostatni dzień to biuro ogłosiło upadłość. Wykop z hotelu, godziny na lotnisku – wtedy będę przeklinać urlop i fakt, że w ogóle się zdarzył. Moja sprytna ciocia z Katowic tak zakończyła swoje pierwsze zagraniczne wczasy (choć nie do końca świadomie, tu można mówić o szczęściu początkującego) i cała w skowronkach wróciła do pracy – więc, jak ona, z ulgą oraz poczuciem bezpieczeństwa wrócę do służbowej monotonii. I nawet się będę cieszyć, ze mi skóra po opalaniu zeszła – bo nie będzie mi przypominać o tym, że w ogóle mogłam pomyśleć że gdzieś może być lepiej niż w pracy!
Kamila Besz
————————————————————-
Polecamy również:
Raciborzanie w drodze: autostopem po Europie #9
Dominik, Tomasz i Kacper ruszyli w przygodę życia – podróż autostopem po Europie. Relację i zdjęcia z ich wyprawy tylko na portalu raciborz.com.pl. Raciborzanie opuścili już Hiszpanię i powoli wracają do Polski.
Rowerem: raciborzanie nad morzem #4
Dziś Władysławowo. Wreszcie Bałtyk, w którym mogliśmy się wykąpać. Portal raciborz.com.pl śledzi losy ekipy. Jak radzą sobie raciborzanie? Przeczytaj ich dziennik podróży. AKTUALIZACJA
No i racja.. w końcu istnieje nawet depresja pourlopowa, nieprawdaż?
Poweekendowa pewnie też, ale koło wtorku zazwyczaj już po niej ani śladu..
hehehe…. ja mam taką depresje pourlopową od miesiaca!
esktra