Przypowieść o śląskiej prowincji

To był znakomity rok dla Szczepana Twardocha, pisarza zamieszkałego w Pilchowicach. Jego najnowsza powieść „Morfina”, nominowana do nagrody literackiej NIKE, została wyróżniona w plebiscycie czytelników „Gazety Wyborczej”.

Ksiądz Jan Trzaska pochodzi z Warszawy, ale decyzją swoich przełożonych – zamiast kontynuować w stolicy pisanie doktoratu został skierowany do pracy w parafii w Drobczycach na Górnym Śląsku, gdzie pełni funkcję wikarego. Mijające dni są do siebie podobne: obowiązki duszpasterskie, prowadzenie lekcji religii w szkole, od czasu do czasu – rozmowy z parafianami, którzy poszukują odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Czasami mocniej niż zwykle dokuczy samotność. Innym razem – zdarzają się jakieś drobne radości.

- reklama -

Ten monotonny bieg rzeczy zmienia się niespodziewanie w pewien szary listopadowy dzień. Ksiądz Trzaska doznaje objawienia. Jeszcze nie dowierza, woli raczej sądzić, że to wynik pogarszającej się jego kondycji psychicznej. A może to UFO? Ukryta telewizyjna kamera? Wszystko wskazuje na to, że nic z tych rzeczy. Scena tytułowej epifanii, gdy księdzu objawił się Jezus Chrystus i archanioł Michał, została przez Szczepana Twardocha nakreślona z dużą dozą surrealistycznego komizmu. Ksiądz Jan Trzaska został obdarowany nieziemskimi mocami uzdrawiania i wszechwiedzy i musi się z tym darem uporać.

Poza sceną objawienia nie ma już w powieści jakichkolwiek komediowych akcentów. Od tej pory śmiech zastyga na twarzy, a dramat zatacza szersze kręgi. Ksiądz o nadprzyrodzonych zdolnościach szybko przykuwa uwagę parafian i ściąga na siebie zainteresowanie mediów. Do Drobczyc przyjeżdża z Łodzi dziennikarka Małgosia, która chce o księdzu napisać reportaż. Autor pokazał tutaj kulisy funkcjonowania mediów, walki dziennikarzy o każdego „newsa” i o to, by za wszelką cenę dotrzeć do materiałów przed konkurencją. Nie brakuje także refleksji o ideologicznych rozdźwiękach między redakcjami.

Również władze kościelne zastanawiają się, co zrobić z księdzem, który zdobył tak niespodziewaną sławę. Proboszcz Zieliński, bezpośredni przełożony Trzaski, niestety, czuje się bezsilny i bezradny. Poddaje się bez walki. Sytuacja księdza Trzaski została ukazana w kontekście konfliktu między siłami konserwatywnymi a postępowymi w Kościele. Pobrzmiewają tu także echa lustracji. Temat ten był jednym z dominujących w publicznej dyskusji w Polsce, gdy „Epifania wikarego Trzaski” powstawała i została wydana (w 2007 roku). Zarówno wątek mediów, jak i poruszane kwestie wewnętrznych spraw Kościoła świadczą o tym, że autorowi udało się usytuować egzystencjalny dramat księdza Trzaski w szerokim i jak najbardziej aktualnym kontekście.

Akcja powieści rozgrywa się nie tylko w wymiarze realistycznym, ale przed wszystkim – magicznym. Parafianie wpadają na pomysł „uzdrowienia” księdza, bo okazuje się, że z jego mocami jest zupełnie inaczej niż wydawało się na początku. Autor wplata tutaj wzruszający mit o „czarnym Dziadku”, podobnym do kopalnianego skarbnika, do którego można zwrócić się o pomoc. Związana z nim jest (jedna z najciekawiej zarysowanych w „Epifanii…”) postać Teofila Kocika, schizofrenika, który dzięki „Dziadkowi” odnajduje swoje miejsce w lokalnej społeczności. Warto też zwrócić uwagę, że powieść przeniknięta jest na wskroś „śląskością”. Gospodyni księży posługuje się śląską gwarą, która jest w tekście zapisana według reguł transkrypcji www.ponaszymu.eu i tłumaczona w przypisach na standardowy język polski. To być może jedna z pierwszych prób wprowadzania skodyfikowanej pisowni śląskiej gwary do obiegu ogólnopolskiego.

W książce Twardocha łatwo wyczytać między wierszami odwieczny rozdźwięk między Śląskiem a resztą kraju. „Hanysy” i „gorole” – to osobne byty. Czy to tylko luka, może przepaść, konflikt albo otwarta wojna? Twardoch, rodowity Ślązak, portretuje nasz region tak, jak widzą go przybysze z zewnątrz i dostrzega, że stereotypy nadal są silne. Przesłanie jest jasne: dla nie-Slązaków Śląsk to nie jest Polska. Ksiądz Trzaska podczas lekcji religii w szkole patrzy na uczniów, myśląc: „widać pruski dryl, małe Ślązaki (…) w domu pewnie wisi u was portret Hitlera albo przynajmniej kajzera Wilusia, jak to mówicie (s. 26-27). Dziennikarka Małgosia z Łodzi irytuje się: „czy się te śląskie brudasy nigdy nie nauczą porządnej polszczyzny?” (s.66). Księdzu z Warszawy nie podoba się nawet tutejsze jedzenie: „Jak co tydzień, śląska kuchnia – kluski, rolady, czerwona kapusta, rosół i to ich niedobre, zapychające, drożdżowe ciasto, koúoč z posypkům. Nic więcej. Śląska książka kucharska zmieściłaby się na jednej kartce” (s. 28). „Gorole” nie szczędzą też kąśliwych uwag pod adresem śląskiej mentalności: „Ci spokojni Ślązacy, którzy żyją tak, jakby nic się nie zmieniło, pracują lojalnie na swoich grubach i w swoich hutach, bo tak należy, jak pracowali dla Hitlera, tak pracują dla Stalina. Pracowaliby i dla Napoleona albo Czyngis Chana, bo tak świat jest urządzony, że o czwartej czterdzieści trzeba wstać, iść siedem kilometrów do roboty, przebrać się, zjechać na dół, odrobić szychtę (…) (s. 120). Twardoch nie omija także bodaj najbardziej bolesnego i dramatycznego epizodu w historii Śląska, gdy mieszkańców naszego regionu zaciągano do niemieckiego wojska. Warszawski ksiądz widzi to tak: „(…) jak chodzę o kolędzie to mi dziadki pokazują albumy, w których dumnie prężą chłopięce piersi w feldgrau, udekorowane niemieckimi krzyżami i medalami – bo mi ufają, bo jestem księdzem (…) (s. 49). Rozumie na szczęście, że „nie każdy z nich zgłaszał się na ochotnika przecież, że nie każdy miał wybór” (s. 49).

Ale jednocześnie dziadek księdza Trzaski ”się w grobie przewraca (…) bo jego wnuk jest duszpasterzem Niemców, a może niemców, małą literą, jak się po wojnie pisało” (s. 49). Oto paradoksalna, gorzka kwintesencja: Ślązak miał „dziadka w Wehrmachcie”, a dziadek Warszawiaka z tego powodu przewraca się w grobie… Fikcyjne Drobczyce stają się zatem areną wielowymiarowych sporów: między ludźmi Kościoła, przedstawicielami mediów, między Śląskiem a resztą kraju. Najgłębszy jednak okazuje się metafizyczny konflikt między Bogiem a Szatanem, prowadzący do wielu interesujących refleksji i przemyśleń na temat egzystencjalnej kondycji człowieka.

Szczepan Twardoch, Epifania wikarego Trzaski, Wyd. Dolnośląskie 2007, s. 176.

Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 8 (66) / listopad 2013

Czytaj pełne wydanie

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj