Była żoną dyplomaty z Krzyżanowic, ale sama również odnosiła sukcesy.
Jej nazwisko, znane na ziemi raciborskiej, to nie zbieg okoliczności: Mechtilde Lichnowsky (1879-1958) była żoną Karla Maxa, urodzonego w Krzyżanowicach arystokraty i dyplomaty. Zamieszkiwali majątki w Opawie i Chuchelnej oraz w Krzyżanowicach, bywali w Raciborzu. Mechtilde, podobnie jak mąż, wywodziła się z wyższych sfer, z rodziny spokrewnionej z cesarzową Marią Teresą. Urodziła się w Dolnej Bawarii jako Mechtilde Christiane Marie Gräfin von und zu Arco-Zinneberg. We wspomnieniach arystokratki Daisy von Pless, Mechtilde Lichnowsky jawi się jako osoba o naturalnym i bezpośrednim sposobie bycia1. Jak na owe czasy była bez wątpienia osobą nieprzeciętną i nietuzinkową, niedającą się zaszufladkować wyłącznie jako „żona swojego męża”. Była wszechstronnie uzdolniona artystycznie: malowała, rysowała, grała na skrzypcach i komponowała.
Ale przede wszystkim miała talent literacki: pozostawiła po sobie liczne utwory prozatorskie i wiersze. Aktywnie uczestniczyła w kulturalnym i intelektualnym życiu Europy, do jej przyjaciół należeli m.in.: Theodor Adorno, Rainer Maria Rilke, Karl Kraus, Georg Bernard Shaw. Gdy jej mąż Karl Max von Lichnowsky został ambasadorem Niemiec w Wielkiej
Brytanii, w ich londyńskiej rezydencji zawisły obrazy Pabla Picassa, wtedy jeszcze mało znanego malarza.
Mechtilde Lichnowsky jako pisarka zadebiutowała w 1912 roku relacją z podróży: „Götter, Könige und Tiere in Ägypten” [Bogowie, królowie i zwierzęta w Egipcie]. „Der Stimmer” ukazał się pięć lat później. Powieść od razu zwróciła na siebie uwagę językiem i formą, co pozwoliło krytykom na porównania do twórczości Jamesa Joyce’a czy Roberta Musila, jak podkreśla Michaela Karl w posłowiu do tej edycji powieści Mechtilde Lichnowsky. Od siebie dodam, że „Der Stimmer” daje się także porównać z dziełami Henry’ego Jamesa, jednego z najwybitniejszych anglojęzycznych klasyków literatury i mistrzów powieściowej narracji. Podobieństwo można dostrzec już w formie: utwór jest czymś w rodzaju krótszej powieści lub dłuższej noweli, z czego właśnie znany był James. W „Stroicielu” znajdziemy wszystko, co było zdobyczą modernistycznej literatury początku XX wieku: wyrafinowaną, polifoniczną technikę narracji, nowatorskie podejście do języka (zwraca tu uwagę jego niezwykła muzyczność), bogatą symbolikę i głębię psychologiczną. I tak samo jak u Jamesa, nie ma tu ani jednego zbędnego słowa, frazy czy zdania. „Der Stimmer” to utwór ambitny, wcale niełatwy w odbiorze i choć zwięzły, to jednak niezwykle pojemny, jeśli chodzi o możliwości interpretacji.
„Stroiciel” niczym sztuka teatralna zachowuje jedność miejsca, czasu i akcji – uczestniczymy w jednym dniu z życia Raymonda Eggera, stroiciela fortepianów. Zostaje on wezwany do instrumentu w jednym z bogatszych domów w mieście. Dla Eggera jest to chwila szczególna, bowiem od lat fascynował go ten przepiękny dom, obok którego przechodził tyle razy, a teraz ma okazję do niego wejść i zobaczyć go od wewnątrz. To ważny trop. Dla Mechtilde Lichnowsky od „zewnętrznej”, dynamicznej akcji dużo ważniejsze jest to, czego nie widać: psychologia bohaterów i ich bogaty wewnętrzny świat. Za sprawą specyficznej narracji w nakładających się na siebie perspektywach czasowych, poznajemy całe życie Eggera: jego wcześniejsze doświadczenia i sytuację rodzinną, życiowe porażki i marzenia.
Natomiast postrzegany z zewnątrz Egger podczas pracy jest „tylko” stroicielem, wydobywającym dźwięki podczas strojenia instrumentu, człowiekiem do wynajęcia. Dają mu to do zrozumienia członkowie arystokratycznej rodziny gospodarzy (przedstawionej przez pisarkę z dystansem i ironią). Ale między nimi a Eggerem pojawia się napięcie – z początku zostawiają go przy pracy samego, ale potem stopniowo osaczają go coraz ciaśniej, patrzą mu na ręce, rozmawiają między sobą, robi się zamieszanie. W domu pojawia się też ich gość, Polak – ta drugoplanowa postać jest pozytywna i wzbudza sympatię.
„Der Stimmer” ujawnia wielką muzyczną erudycję autorki. Wiele jest tu refleksji o muzyce, nawet związanych z nią warsztatowych szczegółów, ale przede wszystkim jest tu próba zgłębienia fenomenu tej dziedziny sztuki i jej roli w życiu człowieka. Sam utwór zresztą jest niezwykle muzyczny, co słychać w języku powieści, bardzo wyrafinowanym i subtelnym.
W powieści nie brak także filozoficznych nawiązań do subiektywności doświadczeń czy granic języka. „Der Stimmer” rozpoczyna się fascynującymi esencjalistycznymi rozważaniami na temat przeżyć emocjonalnych roślin i ich natury: czy mają uczucia, czy słyszą, czy są świadome otaczających je ludzi? Przypomnijmy, to utwór, który został napisany prawie sto lat temu. Dopiero teraz prowadzi się naukowe badania nad inteligencją i zmysłowym postrzeganiem roślin, o czym pisze na przykład Daniel Chamovitz. Nie ma wątpliwości, ze już ta pierwsza powieść dowodzi, jak niezwykłą intelektualną i artystyczną osobowością była jej autorka. „Der Stimmer” inspiruje również do tego, by zapoznać się z innymi utworami literackimi Mechtilde Lichnowsky. Z racji miejsca zamieszkania (po śmierci męża przebywała w Chuchelnej i Opawie jeszcze do 1945 roku) należy ona do ważnych osobistości związanych z naszym regionem. Tymczasem ani w Czechach, ani w Polsce nie widać jeszcze zainteresowania jej twórczością. Eva Tvrdá, czeska pisarka, zauważa, że dotąd żadna książka Mechtilde Lichnowsky nie została wydana w po czesku. Niewiele lepiej jest z przekładami na język polski: z informacji zaczerpniętych z katalogu Biblioteki Narodowej wynika, że w 1936 roku wydano u nas tylko „Delaide” (pod tytułem „Miłość Adelajdy”). Książki Mechtilde Lichnowsky jednak nie zostały całkowicie zapomniane. Niektóre zostały wydane w Austrii. Są też przedmiotem zainteresowania niemieckich wydawców, o czym świadczy niniejsza niedawna edycja powieści „Der Stimmer”. Może to jest dobry początek, by zacząć odkrywać tę ciekawą pisarkę również i u nas? Mechtilde Lichnowsky – Der Stimmer, Allitera Verlag, München 2013, posłowie Michaela Karl, ss. 124. Serdecznie dziękuję Panu mgr. Krzysztofowi Komorowskiemu za pomoc w pozyskaniu książki.
dr Joanna Kapica-Curzytek
Artykuł zaczerpnięto z miesięcznika Eunomia nr 1 (77) / styczeń 2015