Od pewnego czasu relacje między prezydentem Lenkiem a radnym powiatowym Dawidem Wacławczykiem są – delikatnie mówiąc – mało dyplomatyczne. Wacławczyk wystosował list do Lenka m.in., by wyjaśnić pewne kwestie.
Mirosław Lenk
Prezydent Miasta Racibórz
Szanowny Panie Mirosławie,
w ubiegłym tygodniu otrzymałem od Pana pismo, w którym zarzuca mi Pan rzekome pomówienia, które miałem skierować w Pańską stronę w moim artykule pt. „A jednak się wczołgał” oraz dyktuje tekst sprostowania, które chciałby Pan przeczytać na łamach portalu internetowego naszraciborz.pl.
Ponieważ treść Pańskiego pisma została przesłana do mediów (zostało opublikowane m.in. na portalu Nowiny.pl), odpowiadam Panu także w formie publicznej.
We wstępie pragnę zauważyć, iż zgodnie z wszelkimi znanymi mi zasadami prawa – autor artykułu odpowiada za to, co napisał, nie zaś za to, co ktoś inny sobie na ten temat pomyślał. Pozwoli Pan zatem, że wyjaśnię i przedstawię dowody na napisane przeze mnie słowa, a nie na twórcze interpretacje mojego artykułu, których autorem jest już Pan lub osoba, która pisała Pańskie pismo.
Prawdą jest, iż w moim artykule znalazły się słowa (cyt:): „…relacje na linii Prezydent Raciborza Mirosław Lenk – niektóre lokalne media (jedna z gazet i telewizja), miały w okresie poprzedzającym zeszłoroczne wybory charakter co najmniej zastanawiający. W naszej ocenie – quasi korupcyjny” (koniec cytatu). Niestety muszę podtrzymać te słowa. Najpierw wyjaśnię, co rozumiem pod pojęciem „charakter quasi korupcyjny”. Otóż rozumiem pod tym pojęciem sytuację, w której nie dochodzi do przekazania łapówki (bo to jest korupcja), ale jednak zachodzą pewne podejrzane relacje pomiędzy osobą znajdującą się na stanowisku publicznym a podmiotami, które współpracują z nią zarówno na polu publicznym, jak i np. prywatnym, przez co dochodzi do uzyskania przez nią innych „drobnych” korzyści, niekoniecznie finansowych. Z pojęciem tym spotkałem się jako małe dziecko, gdy dowiedziałem się, że w domu pewnego działacza PZPR łazienka wykończona jest tymi samymi kafelkami, które znajdują się w miejscowym domu kultury. Kiedy nieświadomie zapytałem się, jak to możliwe, dowiedziałem się, że „po remoncie w domu kultury kafelek zostało, więc robotnicy po godzinach pracy za flaszkę zrobili łazienkę u dyrektora i wszyscy są teraz zadowoleni”. Analogiczną sytuację dostrzegłem w zeszłym roku (bezpośrednio przed wyborami) w Raciborzu. W sierpniu jako szef Urzędu Miasta Racibórz podpisał Pan umowę, której przedmiotem jest wykonanie filmu pt. „Racibórz zmienia się dla Ciebie” mającego promować Racibórz. Wartość usługi to 10 000 zł netto (słownie: dziesięć tysięcy złotych). Przedmiotem umowy (§1.1) jest wykonanie filmu oraz nagranie 3 kopii na DVD oraz zapisanie pliku w formacie MP4. Kilka tygodni później, Komitet Wyborczy Wyborców „Razem dla Raciborza i Mirosław Lenk” zlecił tej samej firmie produkcję spotu wyborczego Mirosława Lenka, ale już za przysłowiową „stówkę”, czyli 100 zł (słownie: sto złotych netto). Każdy, kto porównał film „miejski” z Pańskim spotem – zauważył, że ujęcia użyte w Pańskim spocie pochodzą w znacznej mierze z tego samego materiału źródłowego, z którego powstał film „miejski”. W obydwu produkcjach znajdują się podobne ujęcia z aquaparku, gdzie w jacuzzi siedzą te same osoby, w obydwu pokazany jest skwer im. ks. Pieczki, gdzie bawią się te same dzieci, w obydwu wykorzystane są ujęcia z drona, gdzie na parkingu znajdują się te same samochody. Być może w Pańskich oczach ta sytuacja jest normalna, moralna i nie odczuwa Pan w związku z nią żadnych wyrzutów sumienia. Wszak prywatna firma robi co chce, ma do tego święte prawo, a wszystko odbyło się legalnie. Niestety, moja ocena jest inna. Uważam, że sytuacja, w której minuta filmu „miejskiego” kosztuje ok. 1000 zł, a jednocześnie komitet, którego był Pan kandydatem na prezydenta, otrzymuje taką samą minutę profesjonalnego materiału filmowego za 200 zł (spot trwał 30 sekund, więc mnożę jego wartość x 2)… jest w mojej ocenie patologiczna i uprawniająca mnie do użycia słów, których użyłem. Jeśli oczekuje Pan, że powinienem pogratulować temu komitetowi zdolności negocjacyjnych – to niestety muszę odmówić. Jako podatnik wolałbym, by to Miasto Racibórz (a nie KWW Razem dla Raciborza i Mirosław Lenk) płaciło za profesjonalne materiały filmowe tą przysłowiową „stówkę” za 30 sekund.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że komitety wyborcze mają swoich pełnomocników finansowych, a Pan może stwierdzić, że był jedynie kandydatem tego komitetu i z jego sprawami finansowymi nie miał nic wspólnego. Bądźmy jednak dorośli. Komitet ten miał w nazwie Pańskie Imię i Nazwisko, a to uprawnia mnie do wyciągnięcia takich, a nie innych wniosków. Na wszelki wypadek, załączam do niniejszego pisma fakturę za ww. usługę. Przekazał mi ją jeden z dociekliwych raciborzan. Można ją porównać z umową, którą zawarło miasto. To przykładowe dwa spośród dowodów, na których opierałem swoje słowa.
Pomijam w tym momencie fakt, iż film „miejski” miał dziwnym zbiegiem okoliczności taką samą nazwę jak hasło wyborcze z Pańskich plakatów („Racibórz zmienia się dla Ciebie”), jak i to, że nie przyniósł żadnych korzyści promocyjnych naszej gminie, gdyż był po prostu podsumowaniem Pańskiej kadencji, a okres jego życia zakończył się wraz z zeszłorocznymi wyborami. Ta sprawa jest przedmiotem odrębnego postępowania, którego wyniki poznamy za jakiś czas.
Tyle w kwestii sformułowania „quasi – korupcja”. Teraz wyjaśnienie tego, co było i dalej jest dla mnie „co najmniej zastanawiające”.
Otóż w roku 2014 Miasto Racibórz ogłosiło przetarg na publikację w prasie lokalnej ogłoszeń prasowych, okolicznościowych i promocyjnych. Przetarg ten wygrało Wydawnictwo Nowiny Sp. z o.o., oferując cenę ok. 267 zł brutto za stronę. 12 lutego 2014 roku podpisano w tej sprawie umowę, pod którą jest podpisany zarówno Pan, jak i 8 innych pracowników merytorycznych Urzędu Miasta. Trzeba przyznać, że to umowa korzystna dla naszego miasta.
Tym, co jest dla mnie zastanawiające jest fakt, że pomimo podpisania tej umowy, w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory (emisja 7 października 2014) zdecydował się Pan wykupić u tego samego wydawcy 2 strony reklamy, ale już w cenie… 6420 zł tj. Dlaczego zdecydował się Pan, by tym razem zapłacić ponad dziesięciokrotnie więcej niż wynikałoby z zawartej umowy? Mniemam, iż zabiegiem, który to umożliwił jest to, że reklama ta nie była zamieszczona na zwykłych stronach gazety „Nowiny Raciborskie”, a w „dodatku” znajdującym się wewnątrz tejże gazety o nazwie „Liderzy Samorządu”. To pozwoliło Panu podpisać zlecenie na reklamę w teoretycznie zupełnie innej „gazecie”. Wnioskuję to z faktu, że przedmiotem tego zlecenia jest „ogłoszenie prasowe – Gaz. Liderzy Samorządu”). Co ciekawe, wydawca na swoich stronach nie informuje jednak o tym, iż wydaje jakąś inna gazetę, a o tym, że Raport "Liderzy Samorządu" ukazał się (…) jako załącznik do wydań Nowin Raciborskich, Nowin Wodzisławskich i Tygodnika Rybnickiego (…). Moje zastanowienie budzi też to, że cała procedura wykupienia tej reklamy nie oparła się tym razem o przetarg ani nawet nie podpisano stosownej umowy, a wszystko stało się za pomocą zwykłego zlecenia. Na tym zleceniu znajdują się tylko 2 podpisy: Pana i Skarbnika Miasta. Nie ma tu podpisu żadnego naczelnika ani pracownika merytorycznego, co pozwala mi zadać pytanie: czy ktokolwiek poza Panem mógł wypowiedzieć się nad celowością wydania tych pieniędzy i uznał, że wykupienie takiej reklamy przynosi naszemu miastu jakiekolwiek korzyści? Dla pełnego obrazu sytuacji należy zauważyć, że kilka tygodni później tej samej firmie powierzony został druk gazety wyborczej „KWW Razem dla Raciborza i Mirosław Lenk”. I znów dla jasności dodam: każdy wydawca działa w celu osiągnięcia zysku i ma do tego pełne prawo. To oczywiste. Jednak my – mieszkańcy, mamy prawo zadawać Panu pytania o to, czy przekazywanie miejskich środków w legalny, ale jednak dosyć specyficzny sposób – nie wpływa na wiarygodność i obiektywizm danego medium i relacje pomiędzy nim a osobą zlecającą. Każdy będzie mieć swoją ocenę. Moja ocena pozwala mi zobaczyć związek pomiędzy takimi przedwyborczymi ruchami a faktem, iż ostatni numer Nowin Raciborskich, który ukazał się przed II turą wyborów – w sposób wyjątkowy sprzyjał Pańskiej kandydaturze. Strasząc mieszkańców naszego miasta ew. prezydenturą Anny Ronin, redakcja nie cofnęła się nawet przed publikacją antyniemieckich fobii Bolesława Stachowa, wpisując się tym samym w wyjątkowo podłą grę na wątkach narodowościowych.
W odniesieniu do zarzucanego mi kłamstwa odnośnie słów „wygląda na to, że Mirosław Lenk dokonywał anonimowych wpisów i był w tej sprawie przesłuchiwany przez policję”; jak i sformułowania, iż Pański dom był „ogniskiem internetowego hejtu” – pragnę przypomnieć, że informacje tej treści pojawiły się w przestrzeni publicznej już 19 października br. (w trakcie konferencji Anny Ronin). Przez ponad 6 tygodni nie zaprzeczył im Pan ani ich nie sprostował. Dodatkowo oświadczył Pan, iż nie będzie ich komentował, przez co tak jak wielu raciborzan odniosłem wrażenie, że się Pan do nich przyznaje. Zapowiedział Pan co prawda, że odda do prokuratury Annę Ronin, ale w zupełnie innej sprawie. Trudno więc oczekiwać, iż jako czytelnik prasy nie miałem prawa przyjąć takiego właśnie osądu (w swoim artykule powołuję się na źródła wiedzy, a zdanie zaczynam od słów „wydaje się…”). Dodatkowo z lokalnej prasy dowiedzieliśmy się przecież, że był Pan przesłuchiwany zarówno przez policję, jak i prokuraturę, co sam Pan zresztą potwierdza. Dopiero w zeszłym tygodniu zorganizował Pan konferencję i wystosował oświadczenie, z którego wynika, iż kontrowersyjne komentarze, w sprawie których był Pan (jako świadek) przesłuchiwany – pochodzą co prawda z Pańskiego IP, ale jednak nie jest Pan ich autorem, dzięki czemu wiadomo, że owe komentarze były co prawda pisane z Pańskiego adresu, ale nie wiadomo przez kogo.
Choć trudno mi przyjąć do wiadomości fakt, że człowiek, który kieruje 50-tysięcznym miastem, nie panuje nad swoim sprzętem komputerowym; to jednak będąc dziś bogatszy o przekazane przez Pana informacje (te, z których wynika, że to jednak nie Pan jest autorem kontrowersyjnych wpisów dokonanych z Pańskiego adresu IP): wyrażam swoje ubolewanie nad tym, że uwierzyłem informacjom medialnym, a nie domyśliłem się tego, że z Pańskiego IP mógł pisać ktoś bliżej nikomu nieznany. Serdecznie i publicznie chcę za to Pana w tym miejscu przeprosić. Gdyby zdecydował się Pan zaprzeczyć tym informacjom szybciej, a nie dopiero po moim artykule – z pewnością nie zdecydowałbym się na użycie takich słów.
Czym innym jest jednak oczekiwanie, iż przeproszę Pana za oskarżenie o rozpowszechnianie plotek dotyczących Anny Ronin i jej przynależności do „sekty”. Choć jestem człowiekiem skorym do współpracy oraz kompromisu, i tak samo jak Pan, znam bardziej wartościowe sposoby spędzania czasu niż bieganie po sądach (a dodatkowo w przeciwieństwie do Pana musiałbym to robić w czasie swojej pracy i na koszt własny – a nie podatników)… to jednak nie jestem w stanie zaprzeczyć temu co sam osobiście słyszałem. Przepraszam Pana, ale to oczekiwanie jest dla mnie zbyt wielkim wyzwaniem. Musiałbym zaakceptować to, że słyszę duchy i mam schizofrenię. Choć cenię święty spokój, to jednak nie jestem gotowy na takie poświęcenie. Z przykrością w tym zakresie muszę odmówić.
Dawid Wacławczyk
Załączniki znajdują się w galerii:
1. Faktura KWW Razem dla Raciborza i Mirosław Lenk – wykonanie spotu M. Lenk
2. Umowa na wykonanie i emisję filmu „Racibórz zmienia się dla Ciebie” (UM Racibórz)
3. Umowa UM Racibórz na publikację ogłoszeń (…) zawarta z Wydawnictwem Nowiny Sp. z o.o.
4. Zlecenie podpisane przez M. Lenka na reklamę w dodatku „Liderzy Samorządu”
publ. /ps/
No to po mirku
milczcie ludziska bo hejter pinokio zarząda ip wszystkich którzy to czytają i poda wszystkich do sądu o czytanie hejtu anty pinokiowego
Brawo Dawid!
1:0
Jak dla mnie Wacławczyk to chodząca porażka Raciborza, sam 'nie wczołgał sie’ na stołek prezydenta, a teraz się żali jacy to wszyscy dookoła niego śa źli i nieuczciwi… Weź sie w końcu strać człowieku, bo tych twoich elaboratów i tak nikt normalny nie czyta…
Mój szacunek dla Dawida Wacławczyka.Trudno nie zgodzić się że ma bardzo dużo racji w tym co pisze na temat tego co dzieje się w Raciborzu.Ostatnie doniesienia o wypłatach 40 proc. dodatków oraz za urlop prezydenta co jak stwierdzono dobitnie jest w niezgodne z prawem pokazuje że to co pisze Dawid ma sens i to duży i że to tylko prawdobnie mała część całości.
~grb, nie czytasz bo przeraża cię treść czy rozmiar elaboratu?
Grafoman znów się rozpisał: jak zwykle cuś tam pragnie, co chwila żałuje, ze niestety – czemu niestety?- i przeprasza, że nie przeprosi. I przede wszystki kluczy. Kluczy, bo brak mu odwagi by postawić Lenkowi twarde i konkretne zarzuty. Zamiast tego asekuruje się cudzysłowiem i łaciną. Quasi, quasi, quasi… Quasi-radny, quasi-bohater… Najgrubszy raciborski cienki bolek po raz kolejny pokazał, że tego prymatu mu nikt nie zabierze.
Wacławczyk, czy to przypadek, że nie odnosisz się ani jednym słowem do tego, co ci napisał Lenk? Dałeś ciała. Lepiej przeproś, bo jeszcze dostaniesz po dupsku.
Wacławczyk, prokurator czeka. Będziesz cienki bolku śpiewał aż miło.
W Raciborzu przynajmniej ktoś patrzy prezydentowi na ręce, a w gminie – wszyscy wiedzą której – to się dopiero dzieje. Tam pieniądze publiczne płyną strumieniami na lewo i prawo i to przy pełnej bezradności radnych.
Posstawowa różnica między Dawidem a Prezydentem taka, że ten pierwszy operuje faktami.
Wacławczyk, taki duży chłopczyk, nie wstyd ci?
Za co ma mu być wstyd? Za to że pokazuje nieprawidłowości najdelikatniej mówiąc?
Jeszcze delikatniej mówiąc Wacławczyk prezentuje inteligencję dla postronnych. I tego powinien się – jako duży chlopiec – wstydzić.
A ja mam apel-prosbę do redakcji. Prroszę sparwdzić. ile nas jako podatników kosztowały telewizyjne życzenia skierowane też… do nas przez prezydenta, wójta, starostę prezentowane na innym portalu. Jeśli zapłacili to z własnych kieszeni – nic nam oczywiścei do tego. Natomiast jeśli promują się w ten sposób z pieniędzy publiczych – chcemy wiedzeć ile to kosztuje.
Ktoś ten proceder porównał do sytuacji, w której wysyłamy kartki świąyeczne ma koszt odbiorcy.