Paweł Newerla o Raciborzu jego dzieciństwa, kinie oraz przystani kajakowej

pawel newerla
Paweł Newerla na swoim koncie ma liczne publikacje poświęcone ziemi raciborskiej. Fot. arch. red.

„Kiedyś to miasto było zupełnie inne. Z dworca do szkoły chadzałem ulicą Mickiewicza. Było tam bardzo dużo sklepów. Jeden mieścił się obok drugiego…”

Paweł Newerla. Radca prawny. Historyk, pasjonat. W swych publikacjach wiele uwagi poświęca Raciborzowi i jego okolicom. Urodził się w Pietrowicach Wielkich. Z Raciborzem jest związany od 1941 roku, kiedy to zaczął uczęszczać do Gimnazjum na ulicy Kasprowicza mieszczącym się w budynku dzisiejszego I Liceum Ogólnokształcącego. W 2012 roku został uhonorowany medalem „Zasłużony dla Miasta Raciborza”. Teraz jego działalność doceniła rada powiatu, przyznając mu tytuł „Zasłużony dla Powiatu Raciborskiego”.

- reklama -

Jak Pan wspomina Racibórz czasów przedwojennych?

Zanim zaczął uczęszczać do raciborskiego gimnazjum uczył się w Szkole Powszechnej w Pietrowicach Wielkich. Na zdjęciu jako pierwszoklasista (rok 1938).

Z łezką w oku, nostalgią. Kiedyś to miasto było zupełnie inne. Z dworca do szkoły chadzałem ulicą Mickiewicza. Było tam bardzo dużo sklepów. Jeden mieścił się obok drugiego. Panował ogromny ruch, który dziś możemy zobaczyć na starych fotografiach czy na kartkach pocztowych. Na mnie, na człowieku, młodszym i mniejszego wzrostu, Racibórz robił wrażenie miasta dużego, pełnego życia. I rzeczywiście tak było.

Jest takie miejsce, które już nie istnieje, a było szczególnie bliskie Pańskiemu sercu?

W młodości często odwiedzałem kino, które nazywało się Centralhalle. Mieściło się przy skrzyżowaniu dzisiejszej Opawskiej i Drzymały. Naprzeciwko kina, w miejscu dzisiejszego skwerku Moniuszki, w takim narożnym domu mieszkała moja kuzynka. Dom ten należał do właściciela kina, który pozwolił mi bym korzystał z jego loży. Mieściła się na wysokim parterze. Była wyłożona czerwonym pluszem. Znajdowały się w niej cztery miejsca dla gości. Panie bileterki wiedziały, że jak przychodzi ten mały, to on jest od pana Rzytkiego (tak się nazywał właściciel) i bez płacenia mogłem oglądać filmy. Korzystałem nawet z tego, że chadzałem na filmy, które były niedozwolone dla młodzieży. Te filmy nie były tak rozbierane jak dzisiejsze, ale miałem czym chwalić się znajomym. „Momenty” były – opowiadałem im.

W młodzieńczych czasach chadzał do nieistniejącego już kina „Centralhalle” przy ulicy Drzymały.

W Raciborzu jeszcze wiele innych budynków nie przetrwało…

Nie można zapomnieć, że śródmieście było w 60 do 80% zniszczone po wojnie. Jednak tylko w niewielkim stopniu był to skutek działań wojennych. Dużo zniszczeń powstawało wskutek podpaleń dokonywanych przez Rosjan. Istnieją dowody na to, że nawet 10 maja, czyli po kapitulacji Niemiec w Raciborzu jeszcze palono domy.

Pamiętam doskonale budynki, które stosunkowo niedużym kosztem można było odbudować. Nie zrobiono tego, ponieważ nowa władza zadecydowała o wykorzystaniu cegieł na odbudowę Warszawy. Ponieważ rozbiórka kamienic kilofami była bardzo pracochłonna, mury wysadzano. Tym sposobem cegły najczęściej ulegały uszkodzeniu i nie nadawały się do wykorzystania. Potwierdzają to dokumentny znajdujące się w Archiwum Państwowym. M.in. pismo kierownika referatu odgruzowania, w którym pisze, że plan pozyskania 5 mln sztuk cegieł jest niemożliwy do wykonania. Istnieje także pismo, które konserwator zabytków skierował do władz miasta, w którym wskazuje, że nie należy wysadzać budynków znajdujących się w sąsiedztwie cennych zabytków. Chodziło m.in. o kościół Najświętszej Maryi Panny przy rynku. Konserwator argumentował, że wyburzanie budynków sąsiadujących z tym kościołem może niekorzystnie wpłynąć na obiekt.

Miasto mogłoby więc inaczej wyglądać, gdyby przystąpiono do jego odbudowy, a nie wyburzeń. Jestem natomiast świadomy faktu, że skończyła się wojna, granice nie były pewne. Przyszłość terenów po lewej stronie Odry nie była pewna. Proszę zauważyć, że miasta po prawej stronie rzeki nie były dotknięte takimi pozyskiwaniami cegieł, jak Racibórz, Opole czy Wrocław. Skoro los granic nie był pewny, myślano głównie o tym, co można było zabrać. Z drugiej strony na skutek wyburzeń w śródmieściu powstało trochę terenów zielonych. Mam tu na myśli m.in. skwer Moniuszki, choć nie jest zbyt urodziwy.

Które z miejsc obecnie uznałby Pan za urokliwe?

Miejsce byłego cmentarza katolicko-ewangelickiego, czyli dzisiejszy park im. Miasta Roth. Uporządkowany stanowi dziś ozdobę miasta. Kiedyś to było bardzo zaniedbane miejsce w śródmieściu. Natomiast tej ciekawszej zabudowy już nie ma. Było kilka ciekawych kamienic wzdłuż ulicy Mickiewicza, które się nie zachowały. Powstały tam teraz galerie handlowe, które nie odpowiadają mojemu wyczuciu estetyki. Ale takie są czasy. Trzeba się z tym pogodzić. Tereny wokół Odry są uporządkowane, to cieszy.

Niektórzy się cieszą, niektórzy nie. Emocje szczególnie budzi przystań kajakowa.

Dotknął Pan sprawy, która jest znamienna dla naszych czasach. W rozmowie Pan ze mną, ja z Panem, Pan Kowalski z Młynarskim, wcale nie jest tak, że narzekamy, że w mieście jest źle, że ktoś sobie postawił betonowy pomnik. Natomiast ta żółć wylewa się w Internecie, a wylewa się dlatego, że dzieje się to anonimowo. Osoba tam komentująca nie czuje się odpowiedzialna za to, co pisze. Ja nie spędzam zbyt dużo czasu w wirtualnym świecie. Jednak, gdy zaglądam do komentarzy, to jestem przerażony.

W przeddzień Pana 85. urodzin rada powiatu postanowiła docenić Pańską działalność. Takie wyróżnienia cieszą?

Byłbym nieuczciwy gdybym powiedział, że nie cieszą. Każdy jest trochę samolubem. Sam nie uważam, że jakieś szczególne zalety posiadam, ale jeśli inni tak uznają, że działania tego człowieka zasługują na dostrzeżenie, to oczywiście, to cieszy.

Mateusz Herba

Fot. archiwum prywatne Pawła Newerli

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj