Niezwykły wieczór w Raciborskim Centrum Kultury za sprawą zrealizowanego z wielkim rozmachem spektaklu pt. „Usłyszeć Srebrną Lunę, czyli rzecz o Boginiach Słowiańskich” Ewy Anny Lenard oraz koncertu Mieczysława Szcześniaka – gwiazdy światowego formatu.
1Interdyscyplinarny, odważny, nowatorski…
To, co wydarzyło się w sobotę, 17 marca, na deskach sceny RCK, to było istne, artystyczne trzęsienie ziemi. Zrealizowany z wielkim rozmachem spektakl pt. „Usłyszeć Srebrną Lunę, czyli rzecz o Boginiach Słowiańskich”, którego pomysłodawczynią była Ewa Anna Lenard, wychodziło poza wszelkie znane raciborzanom konwenanse. Wydarzenie to miało charakter interdyscyplinarny. Nie można go było w żaden sposób zamknąć w ramach jednej, sztywno określonej dziedziny sztuki. Pomysłodawczyni pełnymi garściami czerpała ze sztuki wideo, poezji, tańca, teatru, a nawet mody! Mówi się często, że co jest do wszystkiego, to jest do niczego. Tutaj to nie miało zastosowania. Wszystkie elementy układanki były ze sobą spasowane i dokładnie przemyślane. W żaden sposób nie można było rzec, że mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią, co się często zdarza u młodych artystów.
Sam spektakl jest bardzo odważny i nowatorski w swojej formie, jak na raciborskie, smutne realia, gdzie statystyczny Janusz i Grażyna nie mają ochoty zmusić resztki swoich szarych komórek do odbioru czegoś więcej, niż spauperyzowanego do granic możliwości kabaretu. Mamy tutaj tytułową opowieść o boginiach słowiańskich, gdzie każda z nich odgrywa bardzo ważną rolę we wszechświecie. Między wierszami autorka przekazuje nam również wiadomość, jak ważną rolę w naszym, życiu spełnia kobieta, która może być matką, pożądaniem czy życiodajnym deszczem.
Pozwolę sobie na wyrażenie kilku uwag pod adresem „recenzenta” („recenzentki”) występującego (-ej) pod subtelnym pseudonimem „Franek Siekiera”. Po pierwsze, chciałbym wiedzieć, kto panu „recenzentowi” (pani „recenzentce”) wpoił przekonanie, że z tekstu recenzji koniecznie muszą wylewać się nieprzyjemnie pachnące pomyje na Bogu ducha winnych ludzi, „elegancko” i „z miłością” nazywanych „Januszami i Grażynami”. Czy naprawdę autor (autorka) uważa, że brutalne inwektywy pod adresem mieszkańców miasta są immanentnym składnikiem recenzji spektaklu?! Po drugie, autor (autorka) nie przyjmuje do wiadomości, że kultura wysoka zawsze i wszędzie miała grupę odbiorców zdecydowanie mniej liczną, aniżeli wytwory kultury popularnej (masowej). Gdyby publiczność miłująca kulturę wysoką stała się masowa, to kultura ta stałaby się …masowa. Kultura wysoka musi być elitarna i niszowa. cdn.
Po trzecie, atakowanie przejawów kultury popularnej jest, mówiąc delikatnie, nierozsądne. Kultura popularna (masowa) jest bardzo potrzebna, o ile oczywiście spełnia pewne kryteria. Warto dodać, że do kultury popularnej należały (należą) takie zjawiska, jak większość kompozycji Mozarta. Po czwarte, autor (autorka) powinien (powinna) przed przystąpieniem do tworzenia tekstu zapoznać się z elementarnymi zasadami pisania recenzji, bowiem artykuł „Franka Siekiery” nie ma nic wspólnego z tym gatunkiem. Obrażanie odbiorców (czytelników) i mantrowanie, że omawiany spektakl jest arcydziełem, które tylko z powodu czyjejś złośliwości nie odniosło dotychczas sukcesu na Brodway’u, to zdecydowanie za mało. cdn.
Po piąte (ale to już uwaga do twórców spektaklu), z czego wynika sięganie po inspirację do wierzeń pogańskich oraz jednoczesne lekceważenie przebogatej tradycji chrześcijańskiej? Na marginesie dodam, że nic nie poradzę na to, iż imię „Luna” kojarzy mi się fatalnie, bowiem z niesławną Luną Brystygierową – stalinowską, ubecką oprawczynią, która prześladowała (mówiąc delikatnie) polskich patriotów i bohaterów.
Zauważyłem, że został zmieniony podpis pod artykułem. Zamiast pseudonimu „Franek Siekiera” pojawiło się imię i nazwisko. A więc moje uwagi o pseudonimie i niepewność co do płci autora są nieaktualne.
Dzięki, Dawk. Mnie również bardzo nieprzyjemnie czytało się tekst, gdzie jako raciborzanin od razu zostałem sprwoadzony do roli tępego Janusza, który nie rozumie wielce oswieconego i jakże nowatorskiego przedstawienia. Którego zresztą nie widziałem. Po stylu piszącego (piszącej?) – już nie ma ani pseudonimu, ani nazwiska – wnioskuję, że to student lub świeżo upieczony absolwent z WIelkiego Wrocławia bądź Krakowskiego Krakowa 😉 Po usłyszeniu świeżej recenzji znajomego (Dramat!), po zdjęciach itp. mogę wysnuć przypuszczenie, że zachwyt piszącego wynika z faktu, iż król jest nagi.
a znowu ten spektakl miał kilka niedociągnięć, których autor – jako osoba niezwiązana ze sztuką teatralną i niewykształcona w tym kierunku – nie potrafi wychwycić. Zuchwałością jest wypowiadać się jako fachowiec na temat, z którego jest się tak naprawdę laikiem.
Jako osoba, która miała drobny udział w powstaniu spektaklu, zgodzę się z Tobą w połowie. Tak, autor jest zuchwały. Zuchwały dlatego, że chyba jako jedyny w naszym „grajdołku” postanowił napisać coś więcej niż relację typu „było, no i fajnie”. Zuchwały dlatego, że nie bał się napisać tego co myśl i jak tę sztukę odbiera, jednocześnie wzbudzając kontrowersje swoją (moim zdaniem trafną) diagnozą poziomu kulturalnego raciborskiej społeczności. Każdy ma prawo, bez względu na posiadane wykształcenie wypowiedzieć się na dany temat, z czego też autor skorzystał. Ja nie wiem jakie on ma kompetencje, nie interesuje mnie to, bo uważam, ze do napisania tego artykułu się przyłożył i mi to wystarcza. Sugerowany przez Ciebie brak wykształcenia.. No cóż… Jako teatrolog pewnie wiesz, że Hłasko również takowego nie ma.