#metoo, czyli polskie „ja też”

Muzeum Wodzisław: Classic! Ballanga Teatr w spektaklu "Matka" Witkacego
Na zdjęciu: Classic! Ballanga Teatr w spektaklu "Matka" Witkacego/Fot. Kamila Kowalska

Kobiecość i towarzyszące jej atrybuty – doceniane, ale i spychane poza margines odkąd tylko świat zauważył, że może podzielić się na mężczyzn i kobiety. Na silną i słabą płeć. Dziś słaba do tej pory płeć wdrapuje się na piedestał i głośno krzyczy „ja też”.

Od zarania oklaskiwano nasze długie szyje i smukłe ramiona, zachwycano się naszymi obfitymi piersiami i falującymi biodrami, podziwiano złote włosy i białe dłonie, komplementowano zlęknione spojrzenie i soczyste usta. Rozpływano się nad naszą łagodnością, uległością i wyrozumiałością. Chwalono pokorę, posłuszeństwo i lojalność, a przede wszystkim – umiejętność milczenia. Przez lata bagatelizowało się nasz ból związany z byciem kobietą. Oh, i nie mam tu na myśli metaforycznego bólu. Jeszcze.

- reklama -

Latami prostowano nam włosy, by łatwiej dawały się ciągnąć. Szminkowano usta, by przyjemniej dawały się całować. Ściskano w taliach, by łatwiej dawały się obejmować. Powiększano nam dekolty, by śmielej dawały się podziwiać. Nikt nie pytał, jak rodzi się dzieci z biodrami w rozmiarze XXS. Gdy zaczęłyśmy się buntować, wymykać kanonom piękna, mówić o anoreksji i bulimii, poddano się. Zamiast z nami rozmawiać, zaczęto nas edytować w Photoshopie – wydłużano nam nogi, skracano spódniczki, wybielano zęby, by seksowniej wyglądały w trakcie przygryzania warg. Zrobiono z nas obiekt seksualnej fascynacji. A potem nazwano dziwkami.

Classic! Ballanga Teatr w spektaklu "Matka" Witkacego w Muzeum w Wodzisławiu
Na zdjęciu: Classic! Ballanga Teatr w spektaklu „Matka” Witkacego/Fot. Kamila Kowalska
Spektakl pełen absurdalnego humoru, nieprzewidzianych sytuacji, celnych obserwacji społecznych i ostrego języka można było zobaczyć w wodzisławskim Muzeum 10 marca.
Pełną galerię zdjęć z wydarzenia zobaczyć możecie tutaj: https://www.gazetainformator.pl/2018/03/11/wodzislaw-classic-ballanga-teatr-matka/

Czara przelewała się stopniowo. Najpierw tajemnicze białogłowe, milczące matrony i niewinne niewiasty wywalczyły sobie prawa wyborcze. Potem krótko ostrzyżone dziewczyny w jeansach ściągnęły z siebie staniki, paląc je na stosie. Aż w końcu kobiety wszelkiej maści i rozmiaru zaczęły kolejno wyrzucać z siebie obrzydliwe słowa: tampon, okres, wagina, aborcja. Pozwoliły sobie na odczuwanie napięcia przedmiesiączkowego, depresji poporodowej i ochoty na seks. I to wszystko same sobie, z siebie. Ród niewieści zawalczył o siebie. I walczył godnie. O prawo do decydowania o sobie – po to, by równość była w końcu równością. I zgodnie. Solidaryzując wszystkie kobiety, bo wiedziałyśmy, że wygrywamy, póki jesteśmy w tym razem. I byłyśmy. Do czasu.

Kiedy kilka miesięcy temu w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się wpisy z hasztagiem #metoo, ideał kobiecej solidarności zaczął sypać się tak szybko, jak hejtujące w sieci akcję komentarze. I choć z każdym otwarciem przeglądarki internetowej uodparniamy się na przejawy nienawiści, ta związana z tym przedsięwzięciem boli wyjątkowo. Boli, bo wymierzona jest pod adresem kobiet. Boli, bo wymierzona jest przez same kobiety. Pod prostymi słowami #metoo, co na języki polski tłumaczy się zwyczajnie jako wyrażenie solidarności w formie #jateż, miały kryć się wyznania tych z nas, które kiedykolwiek musiały borykać się z przejawami seksualnego molestowania. Tych z nas, które przez lata ukrywały się ze swoimi traumami, bo nie znalazły w sobie odwagi, by o nich mówić. Tych, które korzystając z pozornej anonimowości, którą daje Internet, postanowiły podzielić się swoimi historiami. Wyznania tych, które chciały zawalczyć o siebie, w trosce o nas. Wyznania kobiet, które ujawniając swoje bolesne przeżycia, liczyły na zrozumienie i wsparcie. Liczyły na nas.

Te, które ujawniły niesmaczne komentarze ze strony osób cieszących się autorytetem w przemyśle filmowym – okrzyknięte zostały puszczalskimi zapewniającymi sobie karierę przez łóżko. Te, które przyznały się do bycia klepanymi po pośladkach przez swoich szefów – karierowiczkami niewiedzącymi, jak się zachować w biznesowej relacji. Te, którym bez ich zgody włożono łapę za stanik lub pod spódniczkę – naiwnymi i mało ostrożnymi. Te, które zgwałcono w sportowej szatni – samymi sobie tego winnymi. I choć zadającymi w przeszłości ból oprawcami byli raczej mężczyźni, teraz po latach, kiedy rany się zabliźniły, żrącą sól nienawiści wsypałyśmy w nie ponownie my – kobiety. A to boli jak cholera.

Boli te z nas, które jako dziewczynki sadzane były na kolanach podpitych wujków i zmuszane do uśmiechania się w reakcji na ich świńskie żarty. I nie, tu nie chodzi o tradycję i więzy rodzinne. Boli te z nas, które w drodze na zajęcia pozalekcyjne zaczepione zostały przez mężczyzn czerpiących przyjemność z obnażania się przed nieznajomymi. I nie, tu nie chodzi o zboczenia, które przytrafiają się w każdym społeczeństwie. Boli te z nas, które na egzaminach ustnych na studiach pytane były, z czym kojarzy się im nazwa egzamin oralny. I nie, tu nie chodzi o znajomość łaciny. Boli te z nas, które zwierzając się z tych sytuacji matkom, słyszały, że kłamią. Boli te z nas, które skarżąc się nauczycielkom, słyszały, że źle się ubierają. Boli te z nas, które otwierając się przed przyjaciółkami, słyszały, że świadomie prowokują. I nie, tu nie chodzi o to, czy matki, nauczycielki i przyjaciółki miały rację.

Tu chodzi o zasady. O wolność i szacunek. O bezpieczeństwo. O komfort bycia kobietą. O to, by nie bać się o tym mówić. Nie bać się założyć spódnicy na rozmowę kwalifikacyjną. Nie bać się wyjść ze znajomymi na imprezę do klubu i wracać z niej później do domu. Nie bać się pójść na koleżeńską kawę z sąsiadem. Nie bać się mówić NIE. Mówić, że nie mamy na coś ochoty. Mówić, że nam coś nie pasuje, nie odpowiada. Mówić głośno i odważnie. Że nie śmieszy nas seksistowski żart. Nie schlebia bezczelny komplement. Nie cieszy gwizd przez otwarte okno auta. Tu chodzi o to, by drążyć skałę. Pokazać światu, że od teraz decydujemy o sobie same. Pokazać, że nasze słowa mają znaczenie. Pokazać, czym jest kobiecość. A kobiecość jest odwagą, siłą i determinacją. Kobiecość jest też solidarnością. Więc nie „schrzańmy” tego – my, kobiety.

Anna Burek

Muzeum Wodzisław: Classic! Ballanga Teatr w spektaklu "Matka" Witkacego
Na zdjęciu: Classic! Ballanga Teatr w spektaklu „Matka” Witkacego/Fot. Kamila Kowalska
- reklama -

1 KOMENTARZ

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj