„Zbudował pomnik trwalszy niż ze spiżu…” Herbert Dengel we wspomnieniach dyrektora II LO w Raciborzu- Marka Rysia.

Śp. Herbert Dengel. Fot. Zamek Piastowski w Raciborzu

Nie był Johnem Keatingiem ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”, ale młodzież go kochała. Każdemu służył dobrą radą. Wykształcił mnóstwo znamienitych osobistości. Odszedł pozostawiając w wielu sercach wielką wyrwę, którą bardzo trudno będzie zapełnić. Herbert Dengel- ikona raciborskiej oświaty.

Wykształcił setki, może tysiące młodych ludzi. Wśród nich znaleźli się przyszli prawnicy, lekarze, dziennikarze, pracownicy naukowi. Potrafił w nawet najbardziej opornym „materiale” wykrzesać iskierkę zainteresowania do języka polskiego, którego uczył od początku swojej kariery, a to jest od 1982 roku. Jego zdaniem każdego można było nauczyć posługiwać się piękną polszczyzną. Wierzył w ludzi, w swoich uczniów, którym poświecił całe swoje życie. Był wymagający w stosunku do swoich podopiecznych, ale również wymagający był dla siebie. Uczniowie chętnie uczęszczali na jego zajęcia. Zawsze były ciekawe, mimo, że wydawałoby się dotyczyły nudnych tematów. – Może Herbert nie był Johnem Keatingiem ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”, ale na swoich lekcjach potrafił czarować, przenosił swoich słuchaczy w świat „Tanga” czy tłumaczył zawiłości gombrowiczowskiego świata w taki sposób, że na lekcji wszyscy siedzieli z otwartymi buziami – wspomina Marek Ryś, współpracownik i przyjaciel Herberta Dengela. – Do swojej pracy podchodził z pasją i werwą. Wierzył w dialog i w to, że z dosłownie każdym można znaleźć wspólną platformę do dyskusji. Nie trzeba się obrażać i rzucać inwektywami. Można usiąść i dojść do konsensusu – dodaje dyrektor Ryś.

- reklama -
Marek Ryś- Dyrektor II L.O. w Raciborzu, przemawia na pogrzebie swojego przyjaciela i współpracownika, Herberta Dengela. Fot.: Katarzyna Przypadło

Jego niesamowite zdolności do dialogu wykorzystywał również na płaszczyźnie zawodowej. Razem ze swoim przyjacielem Markiem Rysiem, dokonali rzeczy wydawałoby się niemożliwej. W zorganizowanym wspólnie projekcie starali pokazać się swoim uczniom, że nawet tak odległe od siebie dziedziny, jak nauki ścisłe i humanistyka mogą ze sobą koegzystować, a nawet mają mnóstwo wspólnych punktów do dyskusji. Karkołomne zadanie nazwali: „Humanistyka i nauki ścisłe – punkty wspólne”. Był to w sumie zaczątek do „Zeszytów Naukowo- Artystycznych”, których Herbert Dengel był współtwórcą, a które to zeszyty wydawane były raz w roku. Zawsze przedstawiły, również dzięki niemu, niesamowitą wartość merytoryczną, za to podaną w bardzo przystępny sposób. – Na tej kanwie postanowiliśmy zorganizować obóz naukowy, gdzie ścisłowcy jak i humaniści, nie tylko zdobywali wiedzę, ale i doskonale się bawili. – Herbert oprócz autorytetu i szacunku cieszył się również zaufaniem swoich podopiecznych, a to nie często się zdarza. Uczniowie nosili mu swoje prace, wiersze, opowiadania. Nigdy nie mówił im, że to co napisali jest złe. Zawsze podkreślał, że ważne jest to, że w ogóle chcą pisać. Instruował, nauczał, zwracał uwagę na błędy, ale nie zniechęcał. Wśród tych ludzi potrafił odkrywać istne perełki, które później reprezentowały szkołę na licznych olimpiadach i konkursach – wspomina Marek Ryś. – Nie było dla niego diamentu, którego nie dałby rady wyszlifować – dodaje.
Dengel oddany był swojej pracy w 100%. Zawsze pędził, zawsze miał głowę pełna pomysłów. Kiedy widział, że coś może przynieść pożądane skutki swoim uczniom albo szkole, nie było siły, która mogłaby go zatrzymać. Mimo jego doskonałego przygotowania, jak i pełnionej przez niego wiele lat funkcji dyrektora, zawsze miał problem z wystąpieniami publicznymi. Nie lubił ich, nie czuł się swobodnie. – Nieraz przychodził do mnie do gabinetu i mówił: „Marek, ogarniesz to? Ja nie mam do tego głowy.” Ja nigdy mu nie odmawiałem, nie miałem problemu z wystąpieniami, a do tego jestem straszną gadułą – śmieje się przyjaciel Herberta.

– Można powiedzieć, że Herbert zmarł tak jak żył… szybko. Zdecydowanie za szybko. Zostawił w nas i w całej szkolnej społeczności wielką wyrwę, która długo jeszcze nie zostanie niczym zapełniona. Cieszę się niezmiernie, że mogłem spotkać taką osobę na swojej drodze, że mogłem zostać jego przyjacielem. Zawsze bardzo sobie ceniłem naszą relację. Mogłem na nim polegać. Teraz, gdzieś tam w górze podąża schodami do nieba, dokładnie tak jak w utworze Led Zeppelin, którego Herbert był wielkim fanem. Śmiało można powiedzieć, że zbudował niczym Horacy, pomnik trwalszy niż ze spiżu, z tym, że Herbert nigdy by tak o sobie nie powiedział – ze smutkiem dodaje wieloletni współpracownik Herberta Dengela, kolega, przyjaciel, dyrektor II LO im. Adama Mickiewicza- Marek Ryś.

Dariusz Niestroj

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj