„Poradzicie sobie! Doczytacie…” – Czyli, jak utrudnić pracę komisjom wyborczym?

Zdjęcie archiwalne fot.: EnDe

Niektóre obwodowe komisje wyborcze zakończyły swoją pracę około południa dnia następnego. Brak jasno określonych procedur i fachowego przeszkolenia spowodował paraliż pracy wielu komisji wyborczych w Raciborzu.

Miało być szybko, bezboleśnie i przejrzyście, czyt. – bez fałszerstw. Wszakże w 2014 roku istniała teoria o sfałszowaniu ówczesnych wyborów. Aby uniknąć takich oskarżeń, rządzący rok temu zabrali się za „przemeblowanie” Kodeksu Wyborczego. 365 dni przed najtrudniejszymi ze wszystkich – wyborami samorządowymi. Efekt tych prac mogliśmy zauważyć 21 października, stojąc w kolejce do urny wyborczej. Również w Raciborzu.
Najważniejsze zmiany to wprowadzenie dwóch komisji. Pierwsza- ds. Przeprowadzenia Głosowania i druga – ds. Ustalenia Wyników Głosowania. Powód takiej decyzji Jarosław Kaczyński tłumaczył tym, że do tej pory jedna komisja, po całym dniu pracy, jest zmęczona i po zamknięciu lokalu wyborczego, w trakcie liczenia głosów może popełnić błędy. Dlatego właśnie padł pomysł, aby komisje utworzyć odrębne, zapewnić dostęp „świeżej krwi”. Może jest to i dobre rozwiązanie. Warto jednak zauważyć, że 4 lata temu wyniki również były obliczone i to w czasie niejednokrotnie szybszym, niż w obecnych wyborach. Niestety, przygotowany naprędce system informatyczny obsługujący wybory zablokował na wiele godzin prace komisji obwodowych.

- reklama -

Ustawodawca powołał zatem dwie komisje, każda po średnio 9 osób. Do 28 obwodów wyborczych w Raciborzu ruszyła armia prawie pół tysiąca ludzi. Każdy z nich miał zapewnione wynagrodzenie.
Przewodniczący mógł liczyć na wynagrodzenie w kwocie 380 zł, jego zastępca otrzymał 330 zł, a zwykły członek komisji – 300zł. Jak łatwo można policzyć, Skarb Państwa, tylko w Raciborzu, na prace komisji w nowej formule wydał prawie 130 tysięcy zł.
Większość zgłoszonych przez komitety wyborcze członków nie uczestniczyła nigdy wcześniej w pracy w komisji wyborczej. Sami oni podkreślają, że szumnie nazwane „szkolenie”, można było włożyć między bajki. Polegało ono na odtworzeniu ze slajdów nudnej jak flaki z olejem prezentacji, która nie zawierała nic więcej poza suchym, nomenklaturowym tekstem i kilkoma gifami pamiętającymi lata 90. – Nikt nie przepracował z nimi dokładnie nowych procedur, nie zwrócił uwagi na newralgiczny moment przekazywania dokumentów między komisjami. Dostaliśmy wytyczne, napisane sztywnym, kodeksowym językiem, wyciąg z ustawy i poszliśmy na żywioł – mówi jedna z członkiń komisji nr 11. – Uważam że podział na dwie komisje nie jest dobrym rozwiązaniem. Według starych reguł komisja od początku ma pewne dane i może się do nich odnieść podczas liczenia. Teraz robi to komisja ranna, a potem to samo komisja nocna. Podwójna robota, a co za tym idzie i czas. Nasza komisja zakończyła pracę przed godziną 11:00 następnego dnia. Wszyscy byliśmy wykończeni fizycznie. Na domiar złego kompletnie nie mogliśmy liczyć na pomoc raciborskich urzędników. Wykonałam mnóstwo telefonów do Urzędu Miasta, żaden nie został odebrany. Tak długi czas pracy spowodowany był nie tylko dużą frekwencją w naszym mieście, ale również bardzo słabym przeszkoleniem – tłumaczy przewodnicząca komisji nr 5. – Pani komisarz nie umiała odczytać niektórych slajdów. „Poradzicie sobie, doczytacie…” – takie były jej wskazówki – dodaje.

Gdy do pracy przyszła druga komisja, wszystkie dokumenty, niewykorzystane karty do głosowania itd., należało protokolarnie przekazać. To niejednokrotnie zajmowało kilka godzin. Po zakończeniu tej procedury, można było dopiero przystąpić do fizycznego przeliczania kart w urnie. Często po zakończeniu liczenia wychodziły błędy pierwszej komisji. Za oknem pojawiały się pierwsze promienie słońca, a końca pracy nie było widać. Protokoły zdawane w urzędzie nieraz były zwracane do uzupełnienia braków formalnych komisjom. – Jako przewodniczący komisji pracuję już chyba piąty raz, ale takiego rozgardiaszu jeszcze nie widziałem. Miało być szybciej i przejrzyściej, a jedyne co było przejrzyste to urna do głosowania. Dało się odczuć panujący chaos i brak merytorycznego przygotowania większości członków komisji. Nie należy mieć do nich jednak absolutnie żadnych pretensji. Ci ludzie dali z siebie wszystko, a tym, którzy hejtują, że za „siedzenie” w komisji dostali 300 zł, to serdecznie zapraszam do pracy za 4 lata! Niech oni wszyscy sprawdzą czy te pieniądze należą się tylko za siedzenie – mówił przewodniczący innej dużej komisji w Raciborzu.

Dariusz Niestroj

- reklama -

2 KOMENTARZE

  1. Faktycznie, szkolenie jakie zorganizował urząd miasta w Strzesze, to była jedna wielka kpina. Nawet nie powiedzieli jak pieczętować urny, jakimi plombami, w ilu sztukach, w których miejscach. Efekt tego był taki, ze co lokal wyborczy, to urna inaczej zaplombowana. Na szkoleniu było mówione, że w razie potrzeby to pytania kierować do dyżurujących osób w urzędzie. W realu wyszło, że nie odbierano telefonów.

  2. Powołali nową funkcję : 'Pani komisarz’ za co zgarnęła 10x tyle co członek komisji to mają.
    A druga sprawa to składy drugich komisji to ludzie z przypadku, na ostatnich wyborach był zawsze ktoś z UM, pomógł doradził no ale skoro wg PISu taka osoba mogla wplywac na wyniki wyborów to nalezalo Ja usunąć. Jak to sie skonczylo? do 15 nie bylo wynikow calościowych.
    Ich cyrk, ich małpki wiec narzekac mozna tylko na władze za durną organizację wyborów!

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj