Dziesięć dni po INTRO Festival rozmawiamy z Odyseuszem Olbińskim, głównym inicjatorem imprezy, który opowiada o tym jak buduje się marka INTRO na polskiej outdoorowej scenie muzycznej.
1. O ORGANIZACJI
Po dziewięciu miesiącach pracy jesteśmy zadowoleni jako organizacja. Ostatnie dni były najbardziej stresujące, właściwie były loterią i mimo że pogoda była deszczowa, uczestnicy przybyli tłumnie. Dwa miesiące poprzedzające są kluczowe i to już jest praca ustawiczna – śpi się po cztery-pięć godzin. Później ciśnienie narasta i narasta, a ostatnie dni są praktycznie bez snu. Jest sześć-siedem osób kluczowych dla organizacji: Wojtek Kuśnierz, Krystian Kowalczyk, Grzegorz Pinior – to nasz core team. Oprócz tego Agata Kasińska, Karolina Koterba, Paweł Matuszczyk, Ola Jakubczyk, Adam Gniewko i wiele osób pracujących nie tylko na zamku, ale np. w trasie i na lotniskach, podczas odbioru artystów.
O POGODZIE
Należy pamiętać o tym, że jest to festiwal outdoorowy, jesteśmy uzależnieni w 100% od pogody. Jeśli jest jakaś urzędowa impreza – festyn czy dni miasta – organizatorzy mają zadanie do zrealizowania, tak jak my. Tyle, że frekwncja sprzedaży biletów na INTRO albo zamknie budżet, albo nie. Pogoda nas oszczędziła w tym roku – mimo, że ciągle były zapowiadane deszcze i burze, to w sobotę padało do 14:00. Wyglądało, jakby miało padać non stop, a to kluczowa godzina dla osób dycydujących się na INTRO np. z Katowic, Krakowa, Częstochowy – jeśli mają moknąć i marznąć w deszczu – rezygnują. Jednak się udało. Zrobiło się okienko. Kiedy po imprezie wyjechały ostatnie food trucki i zamknąłem bramę, zaczęło lać jak z cebra.
Przetrwaliśmy. Jesteśmy tzw. festiwalem ostatniego tygodnia, tak się w branży nazywa festiwale „wschodzące”. Przez trzy miesiące w przedsprzedaży sprzedaje się tyle samo biletów, ile w ostatnim tygodniu – pół na pół. Ostatni tydzień zależy już tylko i wyłącznie od pogody. Odbiorcy wiedzą wszystko, wiedzą w jakich godzinach grają artyści, jak będą wyglądały sceny itd… Ostatecznym punktem jest pogoda. Jeśli ktoś ma przyjechać z Warszawy czy Łodzi i pakować się w trzydniowy deszcz – rezygnuje. Prognozy pokazywały cztery dni deszczu, z czego w sobotę dodatkowo burze z piorunami. To duże ryzyko, zbyt duże kwoty… Szczęście w nieszczęściu, dużo ludzi przyjechało tylko na Onukę i nas trochę uratowało. Przetrwaliśmy.
Zobacz aftermovie z festiwalu tutaj
II część galerii na kolejnej stronie