Przetrwanie zakładu i praca dla kilkudziesięciu osób z jednej strony, zdrowie mieszkańców z drugiej. Rada miasta decydowała czy dać Przedsiębiorstwu Robót Drogowych zielone światło na szukanie nowej lokalizacji dla wytwórni asfaltu, której nie chcą u siebie mieszkańcy Płoni.
Po niespełna pół roku na forum rady miasta wróciła sprawa Przedsiębiorstwa Robót Drogowych i należącej do niego wytwórni mas bitumicznych. Przypomnijmy, funkcjonowaniu „asfalciarni” na swoim terenie sprzeciwiają się mieszkańcy Płoni, z kolei koncepcję relokacji instalacji do Nowych Zagród jesienią ubiegłego roku oprotestowali skutecznie mieszkańcy tej dzielnicy.
Nie tylko przyszłość, ale wręcz dalsze istnienie należącej do miasta spółki stanęły pod znakiem zapytania. Jasnym stało się, że PRD nie może w dłuższej perspektywie działać na Płoni, nie przeniesie się też do Nowych Zagród. Mieszkańcy nie życzą sobie hałasu i smrodu. Z drugiej strony także dla samego PRD utrzymanie istniejącego stanu rzeczy się nie opłaca. Ograniczenie czasu pracy (tj. czasu w którym wytwarzane są masy bitumiczne) do czterech godzin dziennie obniża konkurencyjność spółki na rynku, niekorzystnie odbija się na zyskach oraz blokuje możliwości rozwoju.
Przedsiębiorstwo Robót Drogowych zatrudnia na stałe 42 osób, w sezonie wzrasta do 65. Od 2008 roku notuje stały regularny wzrost dochodów (do 2016 roku, kiedy to niejako „zadławiło” się posiadanymi zleceniami). Dzięki temu, że posiada własną wytwórnię, nie musi kupować asfaltu, co z kolei pozwala funkcjonować na trudnym rynku robót drogowych. W trakcie marcowej sesji rady miasta miała zapaść decyzja co do przyszłości PRD. Radnym zaprezentowane zostały 4 warianty rozwiązania problemu, opracowane przez spółkę: przeniesienie poza miasto (do 25 km) wraz z zachowaniem struktury własnościowej i zniesieniem ograniczenia czasowego produkcji, przeniesienie i zniesienie ograniczenia ale ze zbyciem części udziałów, dalsza działalność na Płoni już bez linii technologicznej, wreszcie połączenie z inną miejską spółką.
Z analizy zaprezentowanej przez przedstawicieli spółki wynika, iż optymalnym rozwiązaniem byłby wybór wariantu pierwszego, a więc relokacja i produkcja bez ograniczeń czasowych. W przypadku pozostałych rozwiązań ewentualnych korzyści dla przedsiębiorstwa jest zdecydowanie mniej niż negatywnych skutków, z likwidacją włącznie.
Jeśli chodzi o koszty proponowanych przenosin, to w PRD wyliczono je na 650 tys. zł. W kwocie tej zawierają się m.in. niezbędna dokumentacja, demontaż urządzeń, ich transport i montaż w nowym miejscu. Ze względu na ciągłość produkcji przy realizowanych kontraktach ważne jest jednak przeprowadzenie tego w miarę szybko i w odpowiednim czasie.
Co na to wszystko radni? Annę Ronin zainteresowało, czy szefostwo przedsiębiorstwa ma jakieś wizje nowej lokalizacji. – Gdyby nie było, nie podejmowalibyśmy działań – odpowiedział prezes Krzysztof Wrazidło. Potwierdził to prezydent Lenk informując, iż spółka ma już nawet podpisane umowy przedwstępne. Radni mieli jednak więcej wątpliwości. Leon Fiołka powątpiewał, czy 650 tys. zł nie jest zbyt niedoszacowaną kwotą i w rzeczywistości trzeba będzie wyłożyć więcej. Leszek Szczasny sprzeciwił się traktowania tej kwestii jedynie w kategoriach utraty pracy przez 40 osób. W jego opinii ważniejsze jest zdrowie obywateli. Marek Rapnicki zaś wyraził obawę, że wybór każdej nowej lokalizacji może spowodować kolejne protesty okolicznych mieszkańców, tak jak miało to miejsce na Płoni czy w Nowych Zagrodach. Lenk i Wrazidło są w tej kwestii zgodni: nie można tego wykluczyć. – Wszystkie lokalizacje są trudne, ale jak się nie uda w najbliższych miesiącach znaleźć, to później tym bardziej – podkreślił prezydent dodając, iż kolejnego poszukiwania nie będzie, gdyż spółka nie przetrwa tego czasu.
Obradom radnych przyglądała się grupa mieszkańców Płoni. Kilkoro z radnych zarzuciło władzom, iż sprawą zajęto się przynajmniej o dwa lata za późno, a oliwy do ognia dolał w tej kwestii mecenas Krzysztof Grad, przemawiając w imieniu mieszkańców. – Płonia już zbyt długo czekała – stwierdził dając do zrozumienia, iż nie godzą się oni na kolejne 365 dni zwłoki i działalności otaczarni na swoim terenie.
Niemało emocji wzbudziło też samo głosowanie, gdyż radni przez dobre kilkanaście minut nie mogli dojść do porozumienia, nad czym w ogóle mają głosować. Ostatecznie udało się sformułować zadowalający wszystkich wniosek. 20 radnych zgodziło się dać przedsiębiorstwu rok na znalezienie nowej lokalizacji i przenosiny. Leszek Szczasny wstrzymał się od głosu, zaś Mandrysz i Sokolik nie wzięli udziału w głosowaniu.
/ps/