wielu wojennych oprawców nie zostało osądzonych i wiodło spokojne, dostatnie życie.
W pierwszej części teksu opisywaliśmy tragiczną, wojenną historię Anny Borek mieszkanki Godowa koło Wodzisławia Śląskiego. Została ona oskarżona pod koniec wojny przez przybyłą z Rzeszy w listopadzie 1944 roku pielęgniarkę i działaczkę NSDAP Else Kreisgauer. Według świadków pielęgniarka zarzuciła swej gospodyni Annie Borek rabunek wojenny – Plünderung i zniszczenie propagandowych materiałów hitlerowskich. Gospodyni aresztowana została, przewieziona do Cieszyna i w tamtejszym więzieniu 17 marca 1945 roku zgładzona. Henryk Borek, syn zamordowanej opuścił po wojnie szpital w Niemczech i rozpoczął poszukiwania Niemki winnej śmierci matki.
Syn Henryk po kampanii wrześniowej został powołany do wojska niemieckiego 22 lipca 1942 roku, gdzie służył w 338 dywizji piechoty, ranny 21 marca 1945 na froncie wschodnim, dopiero po wyjściu ze szpitala w Helmstadt w Brunszwiku, w marcu 1946 roku dowiedział się, że jego matka została zabita przez Niemców.
domu Borków. Później doniosła miejscowym żandarmom oskarżając
gospodynię o rabunek wojenny – Plünderung
i zniszczenie materiałów partyjnych.
Na początku 1946 roku otrzymał list od ojca z Godowa. Przeczytał w nim, że ojciec bardzo się cieszy się, że u niego wszystko w porządku i dziękuje krewnym za opiekę nad nim. Pisze także o śmierci matki. Zaznacza, że nie może wszystkiego opisać, bo to długa historia, nadmienia jednak, że sprawa miała podłoże polityczne i po jego powrocie do domu wszystko mu opowie. W liście opisuje także, co słychać w Godowie oraz informuje syna, że ponownie zawarł związek małżeński. Jego wybranką została Anna Widenkówna z Łazisk. W kolejnym liście potwierdza, że matka zginęła niewinnie, bo gdy Niemcy opuszczali wioskę przechowała u siebie, by nie zginęła, część bielizny dziecięcej z Narodowosocjalistycznej Ludowej Opieki Społecznej (NSV). Jednak front zatrzymał się na dłuższy czas pod Rybnikiem. Niemcy wrócili i wtedy oskarżono mamę o „wegen Plünderung” (grabież, plądrowanie).
Syn postanowił odnaleźć donosicielkę. Po wielu trudach, pokonując rozmaite przeciwności znalazł ją żyjącą spokojnie w Essen-Werden w strefie brytyjskiej, nadal pracowała jako pielęgniarka. Była rozwódką, ze związku z aptekarzem wychowywała swoją siedmioletnią córkę.
Henryk Borek nie szukał zemsty, szukał sprawiedliwości. Dlatego zwrócił się w listopadzie 1946 roku do Polskiej Misji Wojskowej badającej niemieckie zbrodnie wojenne o ściganie Elsy Kreisgauer. Wszczęto w tej sprawie w 1946 roku śledztwo. Syn tak opisywał wydarzenia z Godowa. W rodzinnym domu została przez władze zakwaterowana siostra NSV Kreichgauer, która prowadziła ulokowaną w domu Borków „Stację zaopatrzenia dla matki i dziecka” i należący do niej magazyn. Gdy front zbliżył się na odległość 4 kilometrów od Godowa, lokatorka uciekła. Jej rzeczy i stacji matki i dziecka pozostały, a pokoje zajęli niemieccy oficerowie. „Niemcy czując, że frontu nie da się długo utrzymać, zaczęli rabować i niszczyć naturalnie bieliznę i urządzenia, które były własnością państwa. Moja matka widząc, że wszystko zabierają, przechowała, coś z bielizny u siebie z tą myślą, aby coś uratować i aby Niemcy wszystkiego nie zniszczyli” opisywał w protokole Borek. Sowietów odparto na dalsze pozycje i front stanął. Powróciła siostra NSV i oskarżyła Borkową o grabież. Przeprowadzona rewizja odkryła część bielizny w sypialni gospodyni i ta została aresztowana. W trakcie procesu w Cieszynie broniła się mówiąc, jak to niemieccy żołnierze niszczyli i rozkradli rzeczy, a ona tylko chciała coś ocalić. To zdaniem syna działało na jej niekorzyść, bo sąd III Rzeszy nie mógł przyznać, że „żołnierze niemieccy kradli”. Skazaną rozstrzelano na dziedzińcu więzienia.
Henryk Borek został jeszcze oficjalnie przesłuchany przez śledczego majora Romana Witeckiego i na tej podstawie wszczęto dochodzenie. Nie trwało ono długo. Zastępca szefa Misji kapitan Władysław Czechowski zwrócił się w tej sprawie do Prokuratury Sądu Specjalnego w Katowicach, by ta przeprowadziła czynności śledcze. Na polecenie J. Gumkowskiego, dyrektora Głównej Komisji szukano jeszcze, acz bez powodzenia, gestapowców, którzy wykonali wyrok śmierci. Katowicki prokurator dr Jan Markowski uznał zebrany materiał za wystarczający, by ścigać podejrzaną. Innego zdania była Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, która przesłała ponownie materiały do Bad Salzuflen z adnotacją, że podejrzanej na listę zbrodniarzy wojennych nie wpisano. Uznano, że alianci niechętnie wydają podejrzanych do sowieckiej strefy, a ustalenia dochodzenia nie stanowiłyby dostatecznego uzasadnienia wniosku ekstradycyjnego, więc pielęgniarki nie wpisano do centralnego rejestru przestępców wojennych i podejrzanych i co za tym idzie nie wystąpiono o ekstradycję, a sprawę umorzono.
Świadkowie z Godowa podkreślają w protokołach przesłuchań przynależność i aktywność Niemki w NSDAP, a jako główny powód aresztowania sąsiadki zniszczenie materiałów partyjnych. Z kolei kroki podejmowane przez syna Henryka w zasadzie pomijają ten wątek skupiając się na próbie ocalenia ubrań z zawieruchy wojennej. Bezsprzecznie NSV podlegała bezpośrednio pod NSDAP i kierowała się wspólną ideologią i działała w ścisłej współpracy z lokalnymi strukturami partii. Wiele wyjaśniłyby akta wojskowego sądu doraźnego, jednak dotąd nie zostały odnalezione.
Pewnego grudniowego dnia roku 1946 syn zamordowanej, Henryk Borek stanął na progu mieszkania w Essen Werden i spotkał się oko w oko z pielęgniarką. Spotkanie i rozmowa były krótkie. Elsa Kreichgauer była zdenerwowana i zmieszana, Henryk Borek poczuł, że wyjaśnienia siostry NSV, które usłyszał, były kłamstwem. Ona sama tylko starała się wybielić i wykręcić od odpowiedzialności, nawet w oczach syna swej ofiary. Jak wiemy, wielu wojennych oprawców nie zostało osądzonych i wiodło spokojne, dostatnie życie.
Beno Benczew
/publ. a/
Nie kumam dlaczego ta niemiecka pielęgniarka zostaje nazwana oprawczynią? A co ona zawiniła? Ilu Polaków można by nazwać tak samo tylko dlatego, że broni swego życia i swych rodzin w czasie wojny?
Czy ktoś redagował ten tekst? Bo momentami to jakiś bełkot.
Znam Niemki, które oddałyby wszytsko, żeby cofnąć to, co zrobiły w czasie wojen. Trzeba umieć wybaczać, ludzie!
Marderstw i śmierci celowo spowodowaniej raczej się nie wybacza!