Sala widowiskowa Raciborskiego Domu Kultury, 28 października, godzina 18:00… Przez następne półtora godziny było to najbardziej rozbawione miejsce w mieście. Dlaczego? Kabaret Moralnego Niepokoju o to zadbał.
Z minimalnym poślizgiem rozpoczął się występ Kabaretu Moralnego Niepokoju. Cóż w tym dziwnego? Chyba nic, skoro wydarzenia kulturalne zazwyczaj są lekko opóźnione, a artyści często sami do tego doprowadzają, by spotęgować napięcie. Sala widowiskowa RDK nie pękała w szwach, lecz publiczność przygotowana na występ warszawskiego kabaretu była doskonale.
Żywiołowe reakcje składające się na przemian z oklasków i spazmatycznego śmiechu dowodzą, iż raciborzanie tego wieczoru potrzebowali takiej rozrywki. Bo kabaret – jako krzywe zwierciadło rzeczywistości, jest idealną odtrutką na życie codzienne i jego czasem paranoiczne problemy. Stołeczni satyrycy zdają sobie z tego sprawę, efektem czego jest ogólnospołeczny i polityczny charakter ich skeczy.
Najnowszy program „A miało być tak pięknie…”, jaki zaprezentowali w Raciborzu, nie odbiega od tej normy. Stanowi krytyczne spojrzenie na absurdy polskich realiów. Konferansjer rozpoczął od wyrażenia nadziei, iż może jednak nie nastanie ta dumna, a jednak nierealna, IV Rzeczpospolita. Później tematy zaczerpnięte wprost z aktualnej sceny politycznej usunęły się w cień wobec bolączek samego społeczeństwa. W dość obfitym programie (łącznie z bisami było to aż 12 scen i dwie piosenki w wykonaniu Katarzyny Pakosińskiej) znalazły się niestety nad wyraz tendencyjne skecze o małżeństwie, które tak w istocie żyje w utajonym konflikcie, o relacji ojciec-syn, w której to właśnie ojciec jest jednostką bardziej nieporadną, czy chociażby o karkołomnej wizycie u dentysty… Z pewnością tych kilka skeczy nie było czymś rewelacyjnym, natomiast pozostałe pokazały już klasę KMN. Mogliśmy np. obejrzeć jak satyrycy postrzegają Rządowy Program Walki z Bezrobociem, w ramach którego były księgowy ma nagle stanąć na profesjonalnym ringu. Jak zwykle jedno zdanie w ustach aktorów tego kabaretu potrafi zdemaskować cały absurd ukazywanej sytuacji: „Czy to jest program walki z bezrobociem czy z bezrobotnym?” – pyta w desperacji bokser-amator. W innym skeczu nauczycielka pyta swych uczniów, co też chcą robić w przyszłości, i słyszy: „Chcę zostać pracownikiem supermarketu, bo lubię być poniżany”, „Chcę zostać kierownikiem zorganizowanej grupy przestępczej” lub: „Chcę zostać księdzem, jak mój ojciec”. Cóż może powiedzieć? „I to ma być przyszłość narodu?!”. Nic więcej. KMN urzeka właśnie niezwykle precyzyjnym chwytem słownym. Na przykład oferta pracy: „Poszukiwany były kierownik domu publicznego”. Gdzie? W ZUS-ie, „aby opanował ten burdel”. Lub scena rozwiązywania krzyżówki: „Pracują np. w urzędach… A, to proste! Złodzieje!”. Najsilniejszą stroną KMN są nie pomysły inscenizacyjne, lecz teksty – czasem jedno zdanie powala na kolana, bo wyraża i nastrój publiczności, i specyfikę komentowanego zjawiska. Czasem jedno słowo wyraża wszystko. A nieraz jeszcze więcej…
Raciborzanie zgromadzeni w RDK-u pękali ze śmiechu. Nic w tym dziwnego. Warszawskie gwiazdy postarały się zaprezentować bardzo dobrze przed teoretycznie prowincjonalną publicznością. Dawały trzykrotny bis, co świadczy zarówno o doskonałym przyjęciu artystów przez raciborską publiczność, jak i o zaangażowaniu satyryków. Występ można uznać za całkowicie udany. Miernikiem jego jakości jest przecież nastrój widzów, a masowy śmiech i długie oklaski pokazały, iż był wyśmienity.
dw
Na stronie RCK widnieje wiadomość, że jeszcze można dokonać rezerwacji na występ a widniejący tam baner zachęca do udziału… Hm
przepiekina analiza twórczości „KMN” pod kątem palących problemów społecznych… autorowi gratulujemy dystansu do rzeczywistości:>
i zapewne ostatni komenatrz pisał sam autor hehe. Nie ma to jak autoreklama:)
drogi „kolumbie” przez małe „k”! widzę, że jak typowy konformista postrzegasz świat przez pryzmat własnych uwarunkowań… i ograniczeń. cóż, no comment
Czy autor – „dw” studiuje może socjologię na uniwersytecie raciborskim? Bo pisze jakby chciał się pochwalić nowo poznanym słownictwem 😉 Kolumbie… a nevermore chyba go nie chwalił. Tak na marginesie 😉