Klub „Koniec Świata” zjawiskiem kulturalnym

Od listopada zeszłego roku możemy bez zażenowania mówić, że w Raciborzu mamy „koniec świata”. Dzieją się tam rzeczy niebanalne i na pewno nie z kręgu tych prowincjonalnych. Mowa tu o całkiem nowym miejscu wieczornych spotkań – o Pub & Café Koniec świata.

Jeszcze kilka lat temu mieścił się tu dobrze znany w kręgach twórczych pub „Irlander” ze specyficznym ciemnozielonym wystrojem stylizowanym na wyspiarskie puby. Nowe miejsce nie tylko usuwa wakat po dawnym „Irlanderze”, ale także zapełnia lukę w wieczorno-nocnej ofercie miasta. Jest to miejsce o zupełnie nowym w Raciborzu profilu, stąd mowa o luce.




Lokal na I piętrze Domu Kultury „Strzecha” na ul. ks. Londzina 34 jest otwarty już od 16.00. Można przyjść z gazetą i napić się dobrej kawy. Przy jazzie czy alternatywnym rocku można skosztować wyszukanej herbaty. Czyżby wreszcie popołudniowa kawiarnia z prawdziwego zdarzenia? Choć zazwyczaj nieśpieszny klimat nie zmienia się do samego zamknięcia, od godziny 20. widać jak zbiera się coraz to większa rzesza gości na wieczorne piwo. Oczywiście głównie ludzie młodzi, ale przekrój wiekowy mimo to jest imponujący: od maturzystów po tych, którzy twierdzą, że „im już nie wypada”, a jednak przychodzą.. W piątki czy soboty robi się naprawdę ciasno, a przy barze ustawia się kolejka. Jednak fachowość barmana może nam te niedogodności zrekompensować.





Pewnie nie powstałby ten artykuł o „Końcu świata”, gdyby na tym skończyła się specyfika lokalu. Nowy zakątek na Londzina to pierwsza w Raciborzu knajpa podróżnicza założona przez prawdziwych podróżników – Dawida Wacławczyka i Marcina Kazubskiego. Obaj panowie byli kojarzeni do tej pory z Grupą Rosynant, która od kilku lat wojuje o kulturalną różnorodność w Raciborzu i wszystkie inne sprawy podróżników – trawestując Korę Jackowską. Postanowili – jak mówią – spełnić swoje marzenie i uruchomili własną knajpkę w Raciborzu, o której mówią „bywalnia”. Dziś panowie mają nadzieję, że zrealizowali marzenie także wielu innych raciborzan o kameralnym barze i kawiarni z charakterem.





Na całe szczęście właściciele kontynuują w „Końcu świata” sposób działania starszego brata – stowarzyszenia Grupa Rosynant. Nowy pub realizuje ideę nowoczesnych klubów. Na całym świecie przyjmują one dodatkową – acz nie mniej ważną – rolę galerii, teatru czy wręcz miniośrodka kultury i rozrywki w ogóle. Taka tendencja panuje od wielkich metropolii aż po nieduże miejscowości, a sztandarowym przykładem w Polsce był już nieistniejący kultowy klub Le Madame w Warszawie. Od listopada w „Końcu świata” zjawił się już zespół-gwiazda Lao Che, koncertowały młode lokalne zespoły muzyczne i te, zaproszone z Polski. W podróżniczym pubie jednego wieczora na scenie poezję Allana Ginsberga serwował bywalcom Jerzy Dębina, innego tłumy przepychały się na tematycznych imprezach pod hasłem „Moher Party” czy „Dzień św. Patryka”. Teraz dwa razy w tygodniu odbywają się seanse kina niezależnego, a w czwartki Dawid i Marcin chcą wprowadzić dzień z muzykowaniem bywalców. Przyzwyczaić gości do cyklicznych bloków to niełatwa sprawa, ale jeśli się uda, to popłaca i lokal będzie miał wierną publiczność, która z pewnością skorzysta z usług dobrze zaopatrzonego baru.




Dziś to niewielkie miejscem na końcu śródmieścia przeżywa w weekendowe wieczory prawdziwe oblężenie. – Czuję się tu nieskrępowany – wyznaje Marek, 36 lat – brakowało mi lokalu, który będzie mnie zaskakiwał, co tydzień jak to się tutaj dzieje. Jednak nie łatwo będzie utrzymać prestiż klubu o naprawdę różnorodnej ofercie. – Na początku zjawiałam się tu nawet kilka razy w tygodniu – mówi Milena, 22 lata – teraz potrzebuję większej odmiany i częściej wybieram inne miejsca na wieczór. Właściciele będą musieli włożyć sporo wysiłku, żeby stali bywalcy się nie znudzili i nie przesycili „Końcem świata”. W dodatku jak zrobić, żeby knajpę odwiedzało coraz większe grono ludzi, a wierni fani lokalu czuli się wciąż jak u siebie. Niezależnie od przyszłości, „Koniec świata” jest uznawany w Raciborzu za swego rodzaju zjawisko – mimo, że ogólnopolskich trendów nie wyznacza. Ale też i nie po to powstał.




Na razie wystarczy opowieści o nowym klubie. Żeby chciało się otworzyć tę powieść przygodową pod tytułem „Koniec świata”, nie można czytelnikowi zdradzać wszystkiego.

fot. Aleksandra Drużbicka

/ argent/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj