Najpierw chcieli podwyżek, zagrozili, że odejdą. Słowa dotrzymali. Potem udało się ich ubłagać i wszyscy anestezjolodzy raciborskiego szpitala, którzy z końcem czerwca złożyli wypowiedzenia, wrócili do pracy. Nie na długo. W końcu zawieszono działalność OIOM – u. Niedawno wyszło na jaw, że zmarł pacjent, który prawdopodobnie był nieprawidłowo znieczulony do operacji. Placówka sprawę chciała przemilczeć.Po tym, jak z lecznicy zwolnili się niemal wszyscy anestezjolodzy, dyrekcja usilnie zaczęła szukać zastępstwa, zaś działalność Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii zawieszono. Postanowiono, że pacjenci w krytycznym stanie będą wożeni do innych placówek.
Przypomnijmy, że do końca czerwca raciborskie szeregi anestezjologów zasilało 13 specjalistów. Dzień później, na polu walki, została ich już tylko trójka. Dyrekcja uznała, że postulaty lekarzy przewyższają możliwości finansowe placówki. Porozumienie okazało się niemożliwe. Pacjenci zostali pod opieką 4 anestezjologów: 2 ze szpitala i dwóch z prywatnej firmy Falck. Mieli przeprowadzać większość planowanych zabiegów. Jeden z nich zakończył się tragicznie…
Trzy tygodnie temu w raciborskim szpitalu zmarł 83 – letni pacjent. Sprawa wyszła na jaw dopiero teraz. Do śmierci chorego przyczyniły się braki kadrowe na OIOM – e. Ordynator, jego zastępca i lekarka w trakcie specjalizacji – jedyni, którzy zostali po zwolnieniu się reszty, dyżurowali na okrągło. W końcu Falck znalazł dla Raciborza lekarzy, jednak dr Grzegorz Frydrych, ordynator anestezjologii, miał wątpliwości co do kompetencji jednego z nich. Jak twierdzi Frydrych, miał on tylko pierwszy stopień specjalizacji i brak doświadczenia w znieczulaniu. Swoje wątpliwości przedstawił dyrekcji szpitala, jednak ta problem zbagatelizowała. Byli anestezjolodzy próbowali zablokować pracę nowych lekarzy. Stworzyli nieprzyjazny klimat, twierdząc, że z placówki zostali wyrzuceni. Tymczasem odeszli przecież sami – komentuje Wierciński, zastępca dyrektora szpitala.
Tego samego dnia w szpitalu pojawił się kolejny lekarz ściagnięty przez firmę – miał co prawda specjalizację, ale przez ostatnich pięć lat pracował tylko w erce i nie znieczulał. I to znowu zaniepokoiło Frydrycha, ale Wierciński stwierdził, że to nie problem, więc ordynator postanowił opuścić szpital. Poinformował jednak, że w razie potrzeby będzie pod telefonem.
Pojawiła się konieczność natychmiastowej operacji 83 – latka. Lekarz z Falcka rozpoczął znieczulanie. Pojawiły się kłopoty – chory zaczął mieć problem z oddychaniem. Lekarz próbował go intubować. Bez skutku. Mimo to, nie zgodził sie na ściągnięcie pomocy. W końcu jeden z chirurgów zadzwonił na intensywną terapię. Gdy zjawił się dr Zbigniew Barto, zostawiając bez lekarza swój oddział, serce pacjenta już nie biło. Reanimacja się powiodła, ale stan chorego był na tyle poważny, że zmarł tuż po operacji.
Dr Frydrych twierdzi, że wiele procedur zostało naruszonych. Lekarz, któremu na stole umarł pacjent, nie powinien w tym dniu wykonywać już żadnych zabiegów. Tak się nie stało mimo, że ja w każdym momencie mogłem przyjechać do szpitala i przejąć dyżur. O całym zdarzeniu dowiedziałem się dopiero drugiego dnia i to od osób trzecich! – komentuje Frydrych.
Ordynator dziesięć dni temu został zwolniony dyscyplinarnie ze szpitala. Odwołał się od tej decyzji i skierował sprawę do sądu, natomiast o zdarzeniu, jakie miało miejsce w szpitalu powiadomił konsultanta wojewódzkiego. Ten zawiadomił prokuraturę. Twierdzi, że istnieje podejrzenie o nieprawidłowym znieczuleniu pacjenta. Z kolei skutki długotrwałego niedotlenienia mogą nie być zauważalne podczas sekcji zwłok. Uważa też za niedopuszczalne, że szpital sprawę przemilczał.
/SaM/
Pacjent zmarł, bo źle go znieczulono?
- reklama -