11 października w kościele Św. Mikołaja w Raciborzu odbył się koncert z okazji Roku Karola Szymanowskiego oraz 150. rocznicy śmierci Josepha von Eichendorffa.
Krzysztof Penderecki przyjechał do Raciborza z Chórem Polskiego Radia w Krakowie, Chórem Filcharmonii Śląskiej oraz Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach oraz solistami: Iwoną Hossa, Ewą Wolak oraz Thomasem E. Bauer.
Rok Szymanowskiego trwa i wszedł właśnie w etap swojej drugiej kulminacji. Pierwsza, w marcu, związana była z obchodami 70. rocznicy śmierci kompozytora, obecna zaś upamiętnia datę jego urodzin.
Podczas czwartkowego koncertu 11 października wykonano „Litanię do Marii Panny” Karola Szymanowskiego do słów Jerzego Lieberta. Skomponowana została kilka lat po słynnej „Stabat Mater” i często też w praktyce koncertowej z tym dziełem kojarzona jest w parę. Klimat dźwiękowy dzieła, powściągliwy, refleksyjny a chwilami nawet ascetyczny z odrobiną egzotyki, podyktowany został liryzmem i intymnością poezji. Sam kompozytor wysoko cenił Litanię; mimo iż nie zrealizował jej w zamierzonym wcześniej kształcie, uważał ją za dzieło dorównujące wartością „Stabat Mater”. W liście do Zofii Kochańskiej napisał: „…to może najgłębsza, najbardziej skupiona rzecz moja”.
Łodzi z koralu.
Serc Przewoźniczko
Ponad głębiną,
Kładko cedrowa
W nas przerzucona
Przenieś nią miłość.
Granico prosta,
Którą Bóg serca
Nasze przemierzył –
Włącz ziemie żyzne
Do ciała mego,
Co puste leży (…).
Drugim wykonanym dziełem była „Pieśń przeznaczenia” Johannesa Brahmsa ze słowami Friedricha Holderlina. Jest krótkim ale pełnym wyrazu dziełem przeznaczonym na chór i orkiestrę. Poemat Holderlina ma tylko dwie strofy. Pierwsza opisuje szczęśliwy świat bogów, w którym panuje odwieczna jasność, harmonia i piękno. Wizję tę skojarzył kompozytor z brzmieniem chóru i barwą instrumentów dętych drewnianych oraz smyczkowych. W odmienną aurę dźwiękową wprowadza słuchacza przeciwstawiony niebiańskiemu świat człowieka. Tutaj dominuje cierpienie i heroiczna walka bez oglądania się na konsekwencje. Los ludzki ukazany zostaje jako z gruntu tragiczny, jako naznaczona wstrząsami droga w nieznane, ku śmierci, jako ślepy skok w przepaść. Ta apokaliptyczna wizja przynosi też diametralną odmianę aury muzycznej. Ostre dysonanse, synkopy, poszarpana melodyka, nieustający ruch w smyczkach.
Niepodlegli losowi, jak śpiące
Niemowlę, oddychają niebianie;
W niewinności zachowanej
W skromnym pąku
Kwitnie wiecznie
Ich duch,
A szczęśliwe oczy
Patrzą w cichej
Wiecznej jasności.
Lecz nam nie jest dane
Spocząć na jakimkolwiek miejscu.
Znikają, spadają
Cierpiący ludzie
Na oślep z godziny
Na godzinę,
Jak woda ze skały
Na skalę chlustana (…).
Trzecim dziełem była VIII Symfonia Krzysztofa Pendereckiego „Pieśni przemijania”. Ten cykl pieśni kompozytor skomponował do słów czołowych poetów niemieckojęzycznych: Josepha von Eichendorffa, Johanna Wolfganga Goethego, Achima von Arnima, Rainera Marii Rilkego, Hermanna Hessego i Karla Krausa, kierując się w doborze tekstów ideą przewodnią dzieła – zjawiskiem przemijania, obserwowanym w wyglądzie drzew w ogrodach i lasach. W dziele mamy do czynienia z jednej strony z brzmienia stojące, ascetyczne, sugerujące bezruch, ale obok tego fantastyczne rozmigotane.
Stoję w mrok lasu spowity, jak na krawędzi życia;
wsie niby łąki ściemniałe, rzeka jak srebrna wstęga.
Z dala dobiega dźwięk dzwonów, ponad lasami płynie;
sarna łeb wznosi z przestrachu i znowu w sen zapada (…).
/oprac. SaM/