– Zabrudzone jest wszystko, począwszy od okien, przez elewacje domów, na nas samych skończywszy! – denerwuje się pani Maria.
W dzielnicy Płonia, na ul. Szkolnej mieszka od urodzenia. Twierdzi, że zakład elektrod węglowych od zawsze dawał się mieszkańcom we znaki. – Tu nie chodzi tylko o estetykę, o zabrudzone domy, o to, że nie ma mowy o wywieszeniu prania. Tu chodzi głównie o nasze zdrowie – skarży się pani Maria. Twierdzi, że dym z kominów zakładu jest przyczyną jej uciążliwego kaszlu. Mówi, że najgorzej jest wieczorem i nocą. – Jakby bali się dnia. Nocą mniej widać i zakład to wykorzystuje. Jedynie my, bezpośredni sąsiedzi, wiemy jak to wygląda naprawdę – twierdzi kobieta.
Oburzeni mieszkańcy nie boją się o sprawie mówić, ale obawiają się robić to oficjalnie. – Od zawsze byliśmy związani z firmą. Pracował tu mój mąż, pracują dzieci. Każdy teraz drży o swoją pracę… – przyznaje pani Maria. Mieszkańcy wspominają, że w latach 80-tych i 90-tych, zanim zakład ucierpiał w czasie powodzi, wypłacano im co roku odszkodowania. – Nie było tego wiele, ale starczało, żeby trochę odświeżyć dom, pomalować odymione okna, płot – mówi jedna z mieszkanek. Żałuje, że odkąd zmienił się właściciel zakładu (obecnie niemiecki koncern SGL Carbon, wcześniej Zakłady Elektrod Węglowych S.A.) o rekompensatach nie ma mowy. – Mamy wrażenie, że jest jeszcze gorzej, że uciążliwości są coraz dotkliwsze – zgodnie twierdzą mieszkańcy.
Roman Nowak, dyrektor personalny SGL Carbon broni się, że dopóki firma będzie produkowała czarny węglowy produkt, brud będzie jej nieodzownym elementem. – Za cel stawiamy sobie nie zatruwanie środowiska. W ciągu kilku ostatnich lat na modernizację zakładu wydaliśmy 20 mln euro – argumentuje Nowak. Informuje o nowych instalacjach i nowoczesnych filtrach kominowych. – Zależy nam na mieszkańcach, dlatego staramy się ograniczać i hałas, i zanieczyszczenia – deklaruje dyrektor dodając jednocześnie, że wynagrodzeń za straty firma wypłacać nie ma zamiaru. – Nikt nie zwrócił się do nas o wypłacenie rekompensat. Nasze badania wskazują, że nie stanowimy zagrożenia dla środowiska. Aby otrzymać odszkodowanie należy udowodnić, że jest inaczej. Tego typu sprawa z pewnością trafiłaby do sądu – kończy Nowak.
/SaM/