Radni są strażakami, zapaśnikami i fachowcami w innych dziedzinach, w związku z czym mają prawo nie wiedzieć, czymże ta kultura jest i co ważniejsze – jakie ma znaczenie dla rozwoju Raciborza!
Kultura
Największy rozwój społeczności występuje przy zwiększeniu pozornie deficytowej kultury. Pozornie, bo zwraca się z nawiązką w postaci aktywnego, twórczego potencjału ludzkiego. Od starożytności.
Mimowolnie pośród 60 tys. raciborzan, są osoby twórcze, które same gospodarują własną przestrzeń. Ale działania miasta inicjujące aktywność reszty, to rzecz ważniejsza…
Moja Mała Ojczyzna?
Kim jest Raciborzanin? Gdzie bije jego tętno? Czy jest ono w ogóle wyczuwalne? Puls społeczności to nie pieniądz, inwestycje, czy grunty na sprzedaż. To nie nowe banki przy ul.Długiej. Pulsem miasta są ludzie. To także ich kultura, historia, rozrywka, rekreacja i turystyka. W tych dziedzinach rodzi się aktywność społeczna i więź. W tych dziedzinach rodzi się lokalny patriotyzm, odpowiedzialność i tożsamość budowana na aktywnym uczestnictwie i wspomnieniach.
Władze Miasta są bezradne w tym względzie… Dla nich pieniądz, to jedyny wyznacznik szczęśliwego, acz głupawego raciborzanina. Prezydentowi Mirosławowi Lenkowi wydaje się, że skoro zamiast basenu wybuduje blok z mieszkaniami za 400 tys. zł, a obok sprzeda kolejny grunt pod market spożywczy, powstrzyma młodych przed ucieczką – bo młodzi, ambitni mają siłę i na chleb zarobią. Owszem, mają siłę i zarobią, ale i tak stąd uciekną, bo miasto poza czynszem i przyrodą, niewiele więcej oferuje. Ani im, ani ich dzieciom.
RCK
W 1991 roku na działania kulturalne Raciborza z budżetu przeznaczano 9 proc. Prezydent Andrzej Markowiak zmniejszył do 5 proc. A dziś? Dziś to 1,3 proc! Więc pytam – co w tym mieście ma ludzi scalać?
Dwa kluczowe dla kultury Raciborza gmachy RCK-u, otrzymują głodowy budżet porównywalny z małym, osiedlowym Domem Kultury w Boguszowicach. Po połączeniu dwóch placówek (RDK i Strzecha), obecny RCK otrzymuje dotację, jaką wcześniej miała wyłącznie Strzecha. RCK został ubezwłasnowolniony jeżeli chodzi o działania, bo system urzędniczy zatrzymał instytucje w epoce Gierka. Dotychczasowi dyrektorzy RCK-u: Marek Rapnicki, ani Leszek Wyka, nie potrafili tego zreformować. Nigdy w Raciborzu nie nastąpiła zmiana „inspektora” na „menedżera” kultury!
Jak sobie radzą w nowych czasach inni? Nawet w małym Pszowie, Dom Kultury jest autonomiczną finansowo placówką i kilka razy w roku organizuje koncert gwiazdy, na której zarabia kilka, a nawet kilkanaście tysięcy złotych jednorazowo. Zysk rozdziela do puli na nowy sprzęt/scenę, na finansowanie niekomercyjnej kultury oraz motywacyjne dla pracowników za dodatkową pracę. Pracownicy sami się napędzają do nowoczesnych działań, bogacą w doświadczenie i stają lepszymi menedżerami kultury. Zarabiają przede wszystkim z korzyścią dla mieszkańców. Nie ma planowanych przychodów, tylko autonomiczne menedżerstwo. W Raciborzu mechanizm jest odwrotny – im mniej się organizuje, tym mniej ryzyka. Gdy sale są puste, jest bezpiecznie. W zamian rokrocznie RCK ma obcięty budżet. Więc po co się męczyć? Trudno o stworzenie silniejszego syndromu amotywacyjnego. Być może powinno się sprywatyzować Raciborskie Centrum Kultury na zasadzie agencji – jak w większych miastach, czy na zachodzie. Choćby z litości dla pracowników RCK-u, bo Urząd Miasta zahibernował ich w marazmie.
Może jednak nie…
Najnowszym pomysłem Urzędu Miasta na RCK jest zbawcze kuriozum – nowy dyrektor – Janina Wystub, która z kulturą nie miała nic wspólnego. Oprócz traktowania ludzi, słynie z remontów w raciborskim I LO.
Janina Wystub zaczęła od cięć tego, co już było maksymalnie obcięte – działalności merytorycznej. Wydawałoby się, że z instytucjonalnego ogryzka nie można już nic wycisnąć, ale nowa dyrektor pokazała raciborzanom, że w stroju ludowym można robić imprezy plenerowe za przysłowiową złotówkę.
Kolejnym etapem jest manewr godny kamikaze, czyli destrukcja środowiska, dla którego została powołana. Wieczorowy pub „Koniec Świata”, stał się formalnym, niezależnym centrum kultury, wypełniającym przestrzeń tym raciborzanom, którzy w weekend oczekują kulturalnej strawy. Mieści się w budynku Strzechy i dotychczas współpracował z Domem Kultury. Skupia się wokół grupy teatralnej Tetraedr, Stowarzyszenia Kulturalnego ASK, Stowarzyszenia Artystów i Podróżników Grupy Rosynant oraz młodych działaczy, którzy dla Raciborza organizują szereg imprez, wykładów, galerii, wystaw, warsztatów, przedstawień, koncertów i obozów aktorskich. Raciborzanie sami stworzyli protezę kulturalną, bo miasto było niewydolne. I zamiast być pełną respektu dla ich pracy, wykorzystać potencjał, poznać potrzeby raciborzan, Janina Wystub zauważyła w pubie piwo! Normalnie jak na Bavarii! Zauważyła również wino, jak w Toscanii. Mało tego, zwyczajnie można je kupić podczas imprez kulturalnych jak w Opolu, Gdańsku, Wrocławiu, czy choćby Pszowie. W całej Europie domy kultury kooperują z profilowanymi knajpkami – uzupełniają się wzajemnie w organizacji kultury, ale w naszym mieście – nie. Janina Wystub rozpoczęła kroki zmierzające do likwidacji – paradoksalnie – najbardziej aktywnego kulturalnie miejsca w Raciborzu. Nie od dziś wiadomo, że „Koniec Świata” skupia również nową generację młodych działaczy politycznych – Aktywne Miasto. Czyżby dyrektor robiła coś celowo?
Inny przykład „odświeżających” działań – sala kameralna „Strzechy” była wyciszona, wytłumiona dzwiękowo i przygotowana do imprez muzycznych. Istniały grube kotary (choć dziś stosuje się profesjonalne materiały tłumiące) a akustyka jest oczkiem w głowie każdego projektanta. Obecnie sala kameralna została zmieniona w profesjonalnie wymalowaną świetlicę ze sceną. Pani dyrektor powiesiła obrazki na ścianach i nie zabrzmi już na niej żaden zespół muzyczny. Na bankiet nada się idealnie. Kto będzie odpowiedzialny za remont sali widowiskowej przy ul.Chopina? Chyba nie była dyrektorka I LO?
Ominę sposób traktowania ludzi, bo to problem psychologiczny. Nowy dyrektor Raciborskiego Centrum Kultury jest zaprzeczeniem oczekiwań wszystkich tych, do których kierowana jest kultura. Już na starcie odwróciła od siebie wszystkie środowiska twórcze. Nieznajomość zagadnienia oraz problemu raciborskiego jest porażająca. Prezydent zakpił sobie z raciborzan tą nominacją.
Współpraca
Rozumiem, że skoro Urząd Miasta i Starostwo Powiatowe zminimalizowały wydatki na kulturę do granic absurdu, to zrekompensowały to dostępnością prywatnych animatorów kultury, którzy proponują ciekawe wydarzenia mieszkańcom i mają projekty na promocje i poprawę wizerunku miasta. Nic bardziej mylnego. Aktywne stowarzyszenia, grupy twórcze i inni wolontariusze, są traktowani z pogardliwym, szyderczym uśmieszkiem. Nie mają nawet żadnego gruntu na sprzedaż, żeby ktoś ich poważnie potraktował… Nie licząc imprez Borowika i Makulika – reszta jest blokowana. To oni trafiają najczęściej do pani Teresy Piaseckiej, inspektor kultury w Urzędzie Miasta, która w niereformowalną, zaściankową wizję, nijak nie potrafi ich wpasować. Nie jest w stanie zrozumieć, że tym ludziom chodzi o tożsamość Raciborza. Bo Racibórz to ludzie. Zawsze się znajdzie problem – bo schodek, murek, chodnik, trawnik, wątroba, trzustka, śledziona. Cokolwiek, byle na – nie. Zaprzeczenie aktywnego miasta. Niestety pani Piasecka postawiona między wilkami, jest tak samo ubezwłasnowolniona jak RCK – decyzje podejmowane są przez radnych i prezydentów. A radni są strażakami, zapaśnikami i fachowcami w innych dziedzinach, w związku z czym mają prawo nie wiedzieć, czymże ta kultura jest i co ważniejsze – jakie ma znaczenie dla rozwoju Raciborza! No a kto, jak nie pani Piasecka ma im to uzmysłowić?
W rezultacie, młodych raciborskich twórców i stowarzyszenia podkupią inne powiaty, które już wyraziły zainteresowanie pomysłami na rozwinięcie swoich miast… Tam doceniają ich wartość, bo u nas jedyną wartość mają grunty.
Przykładów na potwierdzenie sztywnej, degradującej postawy urzędu jest mnóstwo. Dajmy na to minione juwenalia PWSZ. Właściwe cudem się odbyły. Urząd robił wszystko, by tylko zablokować sztabowi organizacyjnemu imprezę lub w najlepszym wypadku – żeby była jak najgorsza. Na zamku – nie, na Osirze – nie, na pl.Długosza – nie. W końcu na własnym stadionie szkolnym – również nie. Studenci musieli prosić o pomoc radcę prawnego, by cokolwiek wskórać. Byli zdeterminowani, zmierzyli się z betonem urzędniczym i wygrali – Raciborzanie mogli usłyszeć zespół Hey. Co prawda tylko na własnym stadionie i do 22.00. Przekazanie przez prezydentów i starostów symbolicznego klucza do miasta studentom, powinno być medialnie zbojkotowane.
Trudno zliczyć, ilu ludzi zamiast do radcy prawnego, wychodziło z kwitkiem.
900-lecie
Czy jest jakaś konsekwentnie realizowana myśl i wizja miasta po 89-tym roku? Odpowiedź brzmi – nie. Jest tylko administracja i sprawy bieżące. W tym roku 900-lecie.
Ludzie zaglądają nostalgicznie w raciborskie pamiętniki. Nieważne, że mają potencjał, który można by ukierunkować dla dobra ogółu. Traktowani są jak idioci. Jeżeli się słyszy, że radni nie chcą skateparku, bo dzieci łamią kości, to z kim podjąć dialog? Kulturę orżnięto do cna, rekreację rżnie się z pozostałości. Basen poszedł bezpowrotnie, OSiR to tylko skrót. Bidne dzieci same budują rampy z desek, ale i plac przy Arka Bożka im sprzedadzą. Młodzi, zamiast być naturalną siłą napędową Raciborza, wyjeżdżają. I to nie ze względu na brak mieszkań. Wyjeżdżają tam, gdzie mieszkania kosztują 600 tys.zł i jest ich o wiele mniej. Raciborzanie narzekają szeptem, na głos, chórem – wszystko jedno. Wszyscy. To jednocząca domena na 900-lecie grodu. Mami się lud jakimiś prezydenckimi wizjami, ale gdzie przełożenie do faktów? Już dawno, gdyby urzędnik szanował mieszkańca, Racibórz byłby znany nie tylko z ułomności władz, a porównywany kulturalnie do Cieszyna, Kazimierza Dolnego, czy innych niewielkich miast stawiających na intelektualną wartość. Nowy market z promocją staników niczego tu nie zmieni. Nie mamy może dobrej pozycji gospodarczej i prawdopodobnie już mieć nie będziemy, ale za to mamy coś, czego inni nie mają – 900-letnią tradycję i wartościowych ludzi.
Pamiętam, jak kilka lat temu Prezydent Wrocławia – Rafał Dutkiewicz, z radością przyjął jedną z dziesiątek inicjatyw młodych ludzi, tym razem o wystawie fotograficznej w opuszczonej fabryce. Wymagał jedynie formalnego bezpieczeństwa imprezy "kwit i legalizujcie" – odparł. Wszystko. Zostawił studentom sprawę wiedząc, że dadzą radę własnej inicjatywie. Potraktował ich jak "społecznie chcących" i przede wszystkim wnoszących coś miastu. Ten prezydent ma do dziś 80 proc. poparcia.
A naszym władcom współczuję, bo są ślepi. Nawet opluci na plecach, dalej się po nich klepią. Zaściankowość, żałosne gierki, pieniądz i władza całkowicie ich pogrążyła. To co z miastem od lat wyprawia przewodniczący Wojnar i jego drużyna, to kara raciborzan za swoją bierność. Wiemy, że takim politykom potrzebny jest bierny lud, ale w kociołku aż wrze.
/Raciborzanin – mgr Odyseusz Olbiński
Zespół Parking
Współorganizator RockcoRock oraz dziesiątek koncertów m.in. Stare Dobre Małżeństwo, czy Hey w 2001 w Raciborzu/