Przekonał się o tym niestety Piotrek Morawski – starszy ode mnie tylko o 3 lata – jeden z najlepszych himalaistów polskich tzw. młodego pokolenia.
Świetny wspinacz o znacznym dorobku i 6 szczytach ośmiotysięcznych. Fizycznie – niesłychanie mocny zawodnik. Z pasji: doskonały i zapalony fotograf. Na scenie – ciekawy i pasjonujący opowiadacz. Z zawodu chemik i pracownik politechniki warszawskiej. Społecznie – v-ce prezes Polskiego Związku Alpinizmu…
Człowiek nie tylko znany, ale niezwykle przez nasze podróżnicze środowisko lubiany. Część z Was pamięta go zapewne z 2-giej edycji Wiatraków, która odbyła się w 2005 roku. Przyjechał do nas z opowieścią o zimowych wyprawach na K2 i Shisha Pangmę – na którą dokonał pierwszego wejścia zimowego na świecie (wraz z Simonem Moro). Pamiętam, że organizując tę edycję byliśmy totalnie bez kasy. Piotr, choć był już wtedy znanym "czołowym" wspinaczem, bez żadnego problemu przyjechał ze swoim pokazem tylko za zwrot kosztów podróży. A po imprezie, do 5 rano imprezowaliśmy przy "śląskich szlagrach" z szafy muzycznej, tańcząc na stole bilardowym w dawnym "Country"…
Dziś, 9 kwietnia, na stokach Dhaulagiri, w trakcie wejścia aklimatyzacyjnego (wyprawa na Manaslu) uległ zwykłemu "tragicznemu wypadkowi" wpadając w szczelinę i ginąc na miejscu… Z dziennikiem jego ostatniej wyprawy można zapoznać się na: www.wyprawy.onet.pl/34864,rel,1949321,ekspedycja.html
Jego strona to www.piotrmorawski.com
Gdy czyta się jego biografię i zbiór dokonań, człowiekowi wydaje się, że w swoim stosunkowo krótkim życiu Piotr zrobił tak wiele, że starczyłoby na 10 "normalnych". I choć każdego pięknego człowieka zawsze jest nam niezwykle żal, to jednak smutek łagodzi świadomość, że był jednym z tych, którzy żyli do końca, na całego, po swojemu. A jednak szkoda, że jego marzenie o Koronie Himalajów zostało przerwane…
Pozdrawiam w chwili zadumy…
Dawid Wacławczyk
To prawda.. Wspaniały człowiek, miałem przyjemność uczestniczyć w kilku jego slajdowiskach. Świetny fotograf i nadzieja Polskiego himalaizmu. Niestety z dużym prawdopodobieństwem tak tragiczne skutki wypadku spowodowane są tym, że idą w trójkę z Peterem Hamorem i Justyną Szczepieniec po zaśnieżonym lodowcu nie związali się… Jeśli ktos mogl pokonac takie zagadnienia jak
trawers Broad Peakow, albo zimowe K2, to wlasnie Morawski. z jego
smiercia himalaizm zrobil krok wstecz.
Pasja pasją ale dwójka maluchów została sierotkami. Egoizm?
Byłem na tym pokazie w Raciborzu… a potem śledziłem wiele poczynań Morawskiego, jak i innych gości wiatrakowych i rosynanckich… Czasami doceniamy wspaniałych i niesamowitych ludzi dopiero gdy odejdą. Szkoda Morawskiego, zwłaszcza, że zginął nisko, trochę przez przypadek. I choc nikt z nas nie podrózuje po świecie aby zginąć (a tym bardziej tacy giganci, bo ja sam mam tylko doświadczenia alpejskie i tatrzańskie), a jedynie poczuć zycie o wiele bardziej (choc może nie każdy to rozumie jak widać) to jednak i z takimi sprawami trzeba sie liczyć. Żal tego człowieka, ale zgadzam się z p. Wacławczykiem – lepiej żyć w zgodzie z sobą i zginąć w Himalajach, niż życ byle jak i po pijaku rozbic sie na drzewie… Zapalam wirtualną świeczkę na drogę, może oświetli jakis kawałek drogi górskiej po drugiej stronie Styksu… [*]
Odnosząc się do listu D.Wacławczyka warto sprostować drobną nieścisłość. Piotr wpadając do szczeliny nie zginął na miejscu tylko powoli (prawdopodobnie w wyniku obrażeń i wychłodzenia ) umierał. Niestety jego partnerzy z powodu ich zbyt małej liczby niei byli w stanie mu pomóc. Co do wypowiedzi TomAsh’a. Samo związanie sie na stoku z innymi nie gwarantuje bezpieczeństwa. W większości przypadków w terenie o umiarkowanym nastromieniu upadek jednego osobnika powoduje katastrofę całego zespołu. Bezpieczeństwo daje zakładanie punktów asekuracyjnych między idącymi. W przypadku Piotra: miał z pewnością świadomość zagrożenia w poruszaniu się w pojedynkę. Jednak należy mieć na uwadze odległości jakie pokonuje się w Himalajach, oraz czas potrzebny by dostać się z punktu A do B. Asekuracja wyklucza tam w takim terenie możliwość prowadzenia dzaiłalności wspinaczkowej (zabiera zbyt dużo czasu). Jest to główny powód dla którego trzeba podjąć ryzyko działania bez niej. Inaczej akcji w terenie nie da sie prowadzić.