Kolokwium. Dwa identyczne opowiadania. Informuję o sytuacji i słyszę: „Ależ my nie ściągaliśmy, naprawdę. Nawet nie siedzieliśmy obok siebie”. Pytam więc, czy zdarzył się cud. „Dlaczego zaraz cud? Widocznie skorzystaliśmy z tego samego źródła w Internecie. To przecież nic złego”. Nie wierzę własnym uszom. Czy może być aż tak źle?Wpisuję hasło „ściąganie” i pojawia się prawie 5 milionów wyników. Przechodzę szybki, bogato ilustrowany, kurs tradycyjnych i najnowszych metod i technik ściągania, poprzedzony wywodem na temat zasadności korzystania z takiej pomocy jako jedynego sposobu przetrwania w naszym systemie edukacji. Rzeczą niemożliwą jest przecież przeczytanie, zrozumienie i przyswojenie ogromu wiedzy wymaganego w szkole, a cóż dopiero na studiach. Ktoś, kto przeczytał lektury, a nie ich streszczenia, i tablicę Mendelejewa ma w głowie, a nie na ściądze, powinien się wstydzić.
Ściąganie, chociaż wyraźnie niezdefniowane przez prawo jako przestępstwo, jest oszustwem w rozumieniu regulaminów szkół. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej w sprawie warunków i sposobu oceniania, klasyfkowania i promowania uczniów i słuchaczy oraz przeprowadzania sprawdzianów i egzaminów w szkołach publicznych (Dz. U. z 2007 r. Nr 83, poz. 562) za niesamodzielne rozwiązywanie zadań przewiduje kary w postaci przerwania i unieważnienia egzaminu. Wszyscy wiedzą, że zabronione, a w praktyce jest tak, jak w powiedzeniu, że jeśli czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można. Dlaczego ściąganie cieszy się tak ogromnym przyzwoleniem społecznym?
W komunikacie CBOS z roku 1997 o wynikach badania zatytułowanego „Nie wolno, ale można – stosunek Polaków do zachowań nagannych bądź niejednoznacznych moralnie” czytamy, że tylko 28% respondentów dezaprobuje ściąganie na maturze, a aż 52% nie widzi w nim nic złego. W siedmiopunktowej skali, na której 1 oznaczało, że dane zachowanie spotyka się z całkowitym potępieniem respondentów, 7 zaś – że nie mają nic przeciwko niemu, ściąganie na maturze otrzymało średni wynik aż 4,70 punktu. Co ciekawe, krytykowanie kogoś poza jego plecami otrzymało średnio 1,68 punktu (Komunikat nr 1785 z dn. 25.06.1997). W podobnym badaniu przeprowadzonym w 2009 roku największą zmianę społecznej oceny czynu zanotowano właśnie w przypadku ściągania na maturze. Do 47% wzrósł odsetek osób potępiających takie zachowanie, a liczba osób nie mających nic przeciwko niemu spadła do 34% (Komunikat nr 4136 z dn. 14.05.2009).
Jest poprawa, owszem, ale nadal co trzeci obywatel usprawiedliwia ściąganie niską szkodliwością społeczną lub tłumaczy koniecznością. Wiele osób nie widzi związku między oszukiwaniem nauczyciela czy egzaminatora, i stojącego za nimi systemu, a oszukiwaniem kolegi, który uczciwie zapracował na swoją ocenę. Słyszy się też często opinie podnoszące kwestię: „samodzielnie i słabo czy niesamodzielnie i dobrze?” do poziomu dylematu moralnego: kraść chleb czy umrzeć z głodu? Warto zdać sobie sprawę, że oszukiwanie w szkole czy na studiach to nie jest kradzież chleba, lecz co najmniej tortu z wisienką. Ściągi, plagiat, tak zwane gotowce, prace napisane niesamodzielnie i całe dobrodziejstwo funkcji kopiuj-wklej kradną dla nas ocenę, a w konsekwencji zaliczenie, świadectwo czy wreszcie dyplom. Tylko zdobyte własnym wkładem czasu, zdolności i wysiłku intelektualnego rzeczy te nabierają odpowiedniej wartości. Nie tylko dlatego, że to, co zdobywamy z trudem, cenimy bardziej, ale przede wszystkim dlatego, że włożony czas, zdolności i intelekt zamieniamy na wiedzę i umiejętności, które następnie sprzedajemy na rynku pracy.
Paradoksalnie, właśnie brakiem czasu i zdolności najczęściej próbują się usprawiedliwić ściągający. Co więc zamierzają sprzedawać? Co zrobią, kiedy nikt nie zechce tego kupić? Wracam do wyszukiwarki. Może znajdę jakiś głos w obronie uczciwości? Wpisuję hasło „nie ściągam w szkole” i… pierwszy wynik to: Dlaczego warto ściągać? Jeszcze mniejszym optymizmem napawa wyszukanie hasła „samodzielne pisanie prac”: jako pierwsza pojawia się strona oferująca prace dyplomowe od … zł, a słowo „samodzielnie” występuje głównie w pytaniu „Czy warto?”. No właśnie, czy warto? Niech następne badanie CBOS pokaże, że tak, i że oszukanie kolegi, który zasłużył na ocenę, gdy my poszliśmy na skróty, będzie dla wszystkich nie mniejszym świństwem niż krytykowanie kogoś za jego plecami. Życzę tego, Drogi Studencie, i Tobie i sobie.
mgr Urszula Dyczkowska
Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 64 / czerwiec 2013