– Medal z Birmingham dał nam ogromnego kopa do tego, żeby trenować jeszcze ciężej i na kolejnych Mistrzostwach Europy wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego stojąc na najwyższym stopniu podium – zapewnia zawodniczka, która z koleżankami została halową wicemistrzynią globu w sztafecie 4×400.
Jest niedziela 4 marca 2018 roku. Ostatni dzień lekkoatletycznych Halowych Mistrzostwa Świata w Birmingham. Do rozegrania jeszcze kilka finałów, w tym żeńska sztafeta 4×400, a w nim ekipa polska w składzie Patrycja Wyciszkiewicz, Aleksandra Gaworska, Małgorzata Hołub-Kowalik i Justyna Święty-Ersetic. „Aniołki Matusińskiego”, jak zwykło się o nich mówić, faworytkami do złota nie są, ale medal jest jak najbardziej w zasięgu. Start. Bieg. Finisz. Polki kończą na trzecim miejscu, jest brązowy medal. Po chwili zapada decyzja o dyskwalifikacji sztafety Jamajki, która ukończyła bieg jako druga. Oznacza to, że srebro przypadło Polkom, które dodatkowo pobiły rekord kraju. Trener Matusiński zaskoczył wszystkich zmieniając przed biegiem kolejność. Raciborzanka Justyna Ersetic, która zwykle biegnie na ostatniej zmianie, tym razem pobiegła jako pierwsza. – Nie miałam z tym problemu, to tak jakbym tak naprawdę biegła indywidualnie 400 m, a Gosia troszkę obawiała się tej ostatniej zmiany. Bała się, że sobie z nią nie poradzi jednak ja w nią wierzyłam – komentuje Justyna.
Halowe srebro to dla niej ogromny sukces, ale nie największy w dotychczasowej karierze. Za taki uważa brąz na Mistrzostwach Świata w Londynie wywalczony pół roku wcześniej, także w sztafecie. Mało brakowało, a w imprezie tej w ogóle nie wzięłaby udziału. Dwa miesiące wcześniej doznała skręcenia stawu skokowego z zerwaniem więzadła. Wiele osób odradzało start. – Jednak było mi ogromnie szkoda tego niedokończonego sezonu, tego że byłam w życiowej formie, i co? To wszystko miało się tak skończyć? – wspomina zawodniczka. Nie dała za wygraną. Rehabilitacja, treningi zastępcze, rower, piłki lekarskie i łzy. Efektem morderczego wyścigu z czasem był pierwszy medal na otwartym stadionie w karierze seniorskiej.
Justyna Święty na bieżnię trafiła w szkole podstawowej. Lubiła biegać, ale nie wiązała jeszcze przyszłości z lekkoatletyką. Los chciał inaczej. Na szkolnych zawodach w raciborskim SMS wypatrzył ją trener Piotr Morka i zaprosił na zajęcia. Z początku były SKS-y, potem gimnazjum sportowe. I coraz poważniejsze starty. Mistrzostwa Polski najpierw w kategorii juniorów, zawody międzynarodowe, przeskok do kategorii seniorów, Uniwersjada, Mistrzostwa Europy i Świata. Wszystko na koronnym dystansie 400 metrów, czy to solo czy w sztafecie. Za tym poszły sukcesy. Dziś Justyna dysponuje całkiem pokaźną kolekcją medali wybieganych na bieżniach całego świata.
– Ostatnio w moim życiu wiele się działo. Kontuzja, medal Mistrzostw Świata, ślub… cieszę się że udane życie prywatne idzie w parze z życiem zawodowym – wylicza Justyna. We wrześniu 2017 roku wyszła za mąż, jej wybrankiem został zapaśnik Dawid Ersetic. Wśród najbliższych planów są sierpniowe Mistrzostwa Europy w Berlinie, gdzie zamierza wystartować zarówno w biegu indywidualnym, jak i sztafetowym. Nie ukrywa, że chciałaby przywieźć do Raciborza dwa medale. Ma ambitny plan przebiec okrążenie poniżej 51 sekund. Jeśli chodzi o plany długofalowe, to z całą pewnością są to Igrzyska Olimpijskie w Tokio w 2020 roku. Medal IO to chyba największe marzenie każdego sportowca. Jeśli tylko obędzie się bez kontuzji, istnieje spora szansa na kolejny, długo wyczekiwany medal wywalczony przez sportowca z Raciborza. Bo umiejętności z pewnością pozwalają myśleć o tym z optymizmem.
/ps/