W raciborskich kantorach cena euro zastygła i chyba nic jej nie ruszy na korzyść klienta, choćby i trąby archanielskie zwiastowały koniec świata.
Co jest grane? Średnia krajowa cena skupu detalicznego wynosiła 3,87 zł (sobota 15.10.05r., źródło: „www.kantory.pl”). Oczywiście w miastach, gdzie tej waluty jest dużo, można się spodziewać znacznie silniejszej złotówki. Mowa tu przede wszystkim o miastach śląskich, których mieszkańcy pracując na Zachodzie zarabiają w euro. Po powrocie do domu wymieniają unijne pieniądze na złotówki.
Zwykłe prawo popytu i podaży powoduje, że kantory w tych miastach oferują niższą cenę za towar, którego jest dużo. Nie dzieje się tak jednak wszędzie! O, są miejsca na tym świecie, gdzie ptaki latają grzbietem do góry lub przestają działać podstawowe zasady ekonomii!
Opole – miasto, którego mieszkańcy tłumnie wyjeżdżają do Niemiec lub Holandii. Miasto, gdzie euro jest sporo. Ile tam kantory oferują swym klientom? 3,88zł (piątek 14.10.05 r.) w skupie detalicznym, 3,95 w sprzedaży. Trochę mniej niż podaje NBP, lecz i tak stawka jest w miarę korzystna dla zwykłego obywatela.
Ile w Raciborzu? 3,80zł (a przy sprzedaży 1000 euro: 3,84-3,86zł). Absolutnie każdy kantor zapłaci nam za 1 euro 3zł i 80 groszy. Należało się spodziewać, że kurs złotówki w Raciborzu osłabnie, jak się to stało w innych miastach. Ale nie… Po perturbacjach politycznych ostatnich tygodni złoty stracił na wartości wszędzie, tylko nie w Raciborzu. Ciekawe dlaczego?
Przykuwa uwagę coś jeszcze: jeżeli nasze kantory płacą mniej za euro, to przy okazji powinny też i sprzedawać je taniej, skoro żyją w oderwaniu od reszty kraju. Jakże moglibyśmy się tu pomylić! Nic z tych rzeczy… O, nie. Cena sprzedaży detalicznej wynosi 3,95zł – czyli dokładnie tyle samo, co we wspomnianym już Opolu! Ciekawe, czyż nie? To oznacza, że w Raciborzu klienci kantorów są całkiem nieźle rolowani.
Oczywiście to przecież interes. Każdy chce zarobić. Punkty wymiany walut muszą się w końcu z czegoś utrzymać. Właściciele raciborskich kantorów płacą jednak w skupie euro 8 groszy mniej niż ci z np. Opola, ale w sprzedaży żądają tyle samo. Niezła heca. Albo raczej: niezły interes.
Oczywiście mógłbym płacić więcej – twierdzi właściciel jednego z owych przybytków – ale inni nie płacą, więc i ja nie będę! Podpatruję konkurencję i ustalam taką samą stawkę.
Pytanie jednak: co to za konkurencja, skoro wszyscy oferują od tygodnia tyle samo? Nikt nie podbija stawki choćby o jeden grosz. Co to za konkurencja, skoro nie widać tu żadnej walki o klienta? Co to ma być? Komitywa raczej niż konkurencja. Czy przedsiębiorcy zajmujący się w Raciborzu obrotem walut porozumiewają się ze sobą i ustalają sobie: „Będziemy rzucać te liche 3,80zł za euro. Jeśli komuś się nie spodoba, niech jedzie do innego miasta.”?
Ta sama osoba, co powyżej, stwierdziła: Ten rynek się kończy… Ci, którzy pracują na Zachodzie, to korzystają z zakładanych tam kont bankowych, a niemieccy turyści to margines. Zapytany natomiast o to, czy odczuł spadek obrotów, mówi enigmatycznie: Tajemnica handlowa… Ale gdzie się ten rynek kończy? No, chyba tylko w Raciborzu, bo w innych miasta jakoś tego nie widać.
Coś tu mimo wszystko brzydko pachnie. Co się robi w takich sytuacjach? Najlepiej ominąć źródło nieprzyjemnego zapachu, a więc raciborzanie, bojkotujcie tutejsze kantory! Jeśli ich właściciele zapomnieli o fakcie, że mamy wolny rynek i należy dbać o klienta, to sami o nich zapomnijcie.
/dw/
A co z naszymi gołębiami na rynku:))?