Pracownicy raciborskiego Miejskiego Zarządu Budynków mają już dość milczenia. – Nie chcemy już udawać, że wszystko jest w porządku. Jeśli zaczniemy mówić, może inni też w końcu przestaną się bać i opowiedzą co się tu wyprawia – twierdzi Emil Adamczyk.
Rzecz idzie o mobbing, o jaki kadra oskarża zastępcę kierownika OGM-u II Stanisława Furgałę. – To osoba, która wykorzystuje swoje kierownicze stanowisko do poniżania ludzi i pokazywania podległym mu pracownikom, gdzie jest ich „miejsce w szeregu” – twierdzą konserwatorzy (nazwiska do wiadomości redakcji). – Gnębienie jest na porządku dziennym. Najbardziej razi nas jedno z jego ulubionych zwrotów kierowanych do podwładnych: „Do pracy, bo praca czyni was wolnymi”. Ten, kto używa takich zwrotów, nie jest godzien pracować w polskiej administracji – uważają pracownicy. Lista zastrzeżeń co do zachowania Furgały wydaje się być długa. – Pamiętam, jak podczas pełnienia pogotowia technicznego, zadzwoniłem do kierownika i po drugiej stronie usłyszałem: „K***, nie chce mi się teraz z tobą rozmawiać” – mówi jeden z konserwatorów. – Trzeba być naprawdę bardzo silnym psychicznie, by znosić takie traktowania – dodaje Adamczyk (przewodniczący Związków Zawodowych MZB pracujący na stanowisku konserwatora).
Pełniąca obowiązki dyrektora Wioletta Śliwińska w rozmowie z nami temat niechętnie komentuje. Nie kryje, że z zarzutami co do stosowania mobbingu się nie zgadza. – Pojęcie to należy odróżnić od nieprzestrzegania norm moralnych, obyczajowych, określających zasady poprawnego współżycia społecznego jakie powinny panować w zakładzie pracy. Te, rzeczywiście, zdarza się panu Furgale naruszać – przyznaje Śliwińska.
Innego zdania jest kadra pracownicza. Zarzuty pod adresem Stanisława Furgały oficjalnie stawia 20 osób, jednak większość, jak twierdzą, z obawy przed utratą pracy, boi się o tym mówić głośno. – Jeśli mobbing to dręczenie, obrażanie pracownika, to nie ma wątpliwości, że z tym właśnie mamy do czynienia – mówi zgodnie załoga. Emil Adamczyk uważa, że jest jedną z osób, których Furgała „nie lubi szczególnie”. – Często, po tym jak celowo z „sympatii” zmieniał mi pracę na gorszą, słyszałem od niego sarkastyczne: „Jak tam panie przewodniczący w pracy?”, rzucane z ironicznym uśmieszkiem. To upokarzające – relacjonuje Adamczyk. Pracownicy twierdzą, że po tym, gdy o zakładowym konflikcie zaczęło być głośno, pracownikom zaczęło się „obrywać”. – Brak wyróżnień, pochwał i nagród dla szeregowych pracowników negatywnie wpływa na klimat pracy. Dodaje się nam tylko więcej pracy i obowiązków, a niejednokrotnie karze – denerwuje się kadra. Emil Adamczyk, podaje, że odkąd zaczął mówić o konflikcie zabroniono mu m.in. poruszania się służbowym samochodem. Śliwińska tłumaczy, że decyzja musiała zapaść ze względu na brak wymaganych badań lekarskich. – Wcześniej kierownictwu ten fakt nie przeszkadzał. Dziwnym trafem ocknęło się dopiero wtedy, gdy na jaw wyszło gnębienie pracowników – uważają konserwatorzy. Są zdania, że celem ataku kierownika Furgały są nie tylko pracownicy, ale także sami lokatorzy komunalnych mieszkań, do których trafiły pisma dotyczące instalacji liczników wody. Wezwanie do udostępnienia w tym celu mieszkania kończy stwierdzenie: „W przypadku nie dostosowania się do w/w zapisów nastąpi komisyjne wejście do zajmowanego lokalu”. – Jakim prawem można ludziom na siłę wejść do ich mieszkań?? O tym jak wielkie emocje budzi to pismo wśród mieszkańców, mogą powiedzieć konserwatorzy, którzy te wodomierze montują – wyjaśnia jeden z pracowników. – To kolejny przykład tego, w jaki sposób pan Furgała traktuje otoczenie, w tym lokatorów, którzy są naszymi klientami! – denerwuje się mężczyzna.
Ostatecznie doszło w tej sprawie do spotkania. Pojawiła się na nim część pracowniczej kadry, dyrekcja i kierownictwo. Pracownicy mówią o nim z goryczą. – Zamiast merytorycznie podejść do sprawy, pani dyrektor skupiła się na tym kto jest „prowodyrem tej afery” i zaczęła nas-pracowników każdego z osobna odpytywać. W jednej chwili z ludzi oczekujących na wyjaśnienie problemu, staliśmy się ofiarami i to my musieliśmy się tłumaczyć, a nie kierownik Furgała. Pani Śliwińska broniąc pana kierownika zaatakowała nas! – oburza się załoga. – Całe spotkanie było waleniem grochem o ścianę. Jedna, wielka farsa – kwitują. Śliwińska uważa, że nie mogła pracowników o sprawę nie wypytać. – Miałam do tego prawo. Jeśli pojawiło się oskarżenie, miałam w obowiązku zbadać podstawy – tłumaczy szefowa MZB. Poza ręcznym protokołem, spotkanie było rejestrowane także za pomocą dyktafonu. Niestety, jak tłumaczy Śliwińska, nagrania… nie da się odczytać. – To faktycznie pech i wyjątkowy zbieg okoliczności. My jednak przewidzieliśmy taką możliwość i nagraliśmy spotkanie własnym sprzętem, o którym pani Śliwińska nie wiedziała – tłumaczy załoga. Na podstawie swojego nagrania pracownicy sporządzili protokół, który, ich zdaniem, znacznie różni się od tego sporządzonego przez MZB. – Protokół przekazaliśmy pracownikom, by wnieśli ewentualne uwagi. Co też zrobili. Wszelkie sugestie zostały dołączone do dokumentu – deklaruje dyrektor.
Sprawa ze skargą zarówno na dyrektor Śliwińską, jak i kierownika Furgałę trafiła do prezydenta Mirosława Lenka. „Zwracamy się bezpośrednio do Pana, gdyż jesteśmy świadomi dobrych stosunków (układów) kierownika Furgały i dyrektor Śliwińskiej. Nie mamy zaufania do Pani dyrektor. Uważamy, że jest osobą niewiarygodną. Zastrasza nas. Wielu wylewało łzy z jej powodu. W dyrekcji i innych oddziałach wiele osób jest gotowych złożyć swoje opinie i potwierdzić te zarzuty, ale pod rygorem zwolnienia wolą pozostać anonimowi. Taka osoba naszym zdaniem nie jest godna pełnić funkcji szefa zakładu” – brzmi fragment skargi. Prezydent jednak nie chce interweniować. – Od zarządzania firmą jest dyrektor. Ale skargę, jak tylko zapoznam się z tematem, oczywiście rozpatrzę – komentuje Lenk.
Wioletta Śliwińska deklaruje, że konflikt starała się rozwiązać, bo, jak mówi, nie służy on ani zakładowi, ani mieszkańcom-klientom. – Sprawa jest w toku wyjaśniania. Przede wszystkim zależy mi, by nie skonfliktować pracowników. Staram się ich przekonać, by skupili się na jakości świadczonych usług, a nie na wzajemnych urazach – mówi dyrektor. Informuje jednocześnie, że wystosowała do Furgały pismo pouczające o obowiązku przestrzegania zasad „poprawnych relacji interpersonalnych”. Natomiast pracowników pouczono m.in. o prawie „rozwiązania umowy o pracę bez wypowiedzenia, także wtedy, gdy pracodawca dopuścił się ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków wobec pracownika”. Dodaje, że „pracownik, u którego mobbing wywołał rozstrój zdrowia, może dochodzić od pracodawcy odszkodowania”.
Stanisław Furgała na oficjalnym spotkaniu z pracownikami nie krył rozczarowania zaistniałą sytuacją. – Chciałem pracować w atmosferze koleżeństwa, ale nie jest to możliwe w świetle przedstawionych mi zarzutów. Czuję się szykanowany – mówił. Obiecał równocześnie powrót do służbowej formy „Pan/Pani” w stosunku do podwładnych. Do chwili publikacji artykułu nie udało nam się skontaktować z S. Furgałą, który przebywa na urlopie.
Sytuacja w zakładzie coraz bardziej się zaognia. Formę rozwiązania konfliktu przez dyrekcję pracownicy uważają za nieskuteczną. – To wszystko trwa już tyle lat. Chcemy zmian i to poważnych. Bo tylko takie, jak wierzymy, są w stanie przywrócić firmie zdrowie – uważają. Niewykluczone, że kadra zdecyduje się niebawem na bardziej kategoryczny ruch i wprowadzi protest. – Nikt z nas tego nie chce, ale może w tej chwili to już jedyna droga, by nasz głos został w końcu usłyszany – mówią.
Tymczasem stanowisko dyrektora MZB pozostaje wolne. Jacek Łapiński, były szef tej placówki, obecnie dyrektor zarządu budynków komunalnych w Gdańsku, miał pod koniec czerwca wrócić do raciborskiego zarządu, ale w ostatniej chwili odmówił. Prezydent Lenk zapowiada, że konkurs na stanowisko ma zostać ogłoszony już na początku sierpnia. Śliwińska jeszcze nie podjęła decyzji, czy w nim wystartuje. Prezydent ma nadzieję, że tak, bo jego zdaniem, Śliwińska to doświadczony pracownik.
/SaM/
Załoga MZB oskarża kierownictwo o mobbing
- reklama -