Stanisław Borowik odebrał nagrodę „Przyjaciel TVP Katowice”. Telewizja, unikatowe odznaczenie i dyplom przyznała pierwszy raz na jubileusz 50 – lecia działalności ośrodka regionalnego.
Podczas gali w Teatrze Śląskim im. S. Wyspiańskiego strażak z Raciborza stanął obok wyróżnionych tym tytułem: abpa metropolity katowickiego, generała jasnogórskich paulinów, obok prezydentów Katowic i Rybnika, profesorów, dyrektora Biblioteki Śląskiej w Katowicach i znanego trenera skoczków narciarskich.
Jak czułeś się w gronie tak znamienitych osób?
– To było niesamowite przeżycie. Nagrodę przyznano mi za wieloletnią współpracę, we wzajemnym wspieraniu się podczas organizowania kolejnych memoriałów. Raciborski memoriał uznano za najważniejszą imprezę powstającą we współpracy z katowicką TVP. Na tę okoliczność ekipa telewizyjna nakręciła o mnie program w straży pożarnej…A na scenie czułem się trochę speszony, ale było miło znaleźć się w tak wyśmienitym towarzystwie. Powiedziałem w Katowicach, że dedykuję tę nagrodę strażakom i współorganizatorom z klubu zapaśników oraz mieszkańcom Raciborza, bo oni na tę nagrodę najbardziej zasłużyli…Chciałbym też podziękować raciborzanom za pomoc, cierpliwość i zrozumienie, a przeprosić za utrudnienia. Cieszę się zawsze kiedy jesteście zadowoleni!
Jak to się stało, że strażak przemienił się w animatora czy nawet showman'a?
Wszystko zaczęło się po pożarze lasów Kuźni Raciborskiej w 1992 roku. Ten potworny żywioł zabrał moich kolegów Andrzeja Kaczynę i Andrzeja Malinowskiego. Wówczas, zmagając się z tym przeżyciem znalazłem gdzieś, na jakimś cmentarzu napis: „Ojczyzna to ziemia i groby, a naród, który traci pamięć – traci życie". Z kolegami strażakami chcieliśmy uczcić ich pamięć. Oni wtedy, w tym pożarze oddali tam wszystko, wszysko co mieli najcenniejszego – swoje życie. Pomyślałem, że nie wolno zapomnieć o tamtej tragedii… I tak to się zaczęło, od małej imprezy miejskiej, do której przyłączyli się sportowcy w 1992 roku.
Jak rozpoczynasz przygotowania do kolejnych memoriałów?
Po zakończeniu imprezy i po rozliczeniu, myślimy i planujemy nową. Na szczęście, już nie robię tego sam. Pracujemy wspólnie z Grzegorzem Pieronkiewiczem z Unii Racibórz. Jeździmy po Polsce, wysyłamy propozycje, listy, zawieramy umowy. Większość czasu zajmuje poszukiwanie sponsorów. Często zdarza się, że tam, gdzie nas wyrzucą drzwiami, to wchodzimy oknem…Bijemy się o te pieniądze! Przyznam, że w 16 – letniej działalności organizacyjnej przeżyłem moment, że impreza wisiała na przysłowiowym włosku. Wydawało się, że zrezygnujemy. Jednak znaleźliśmy sponsora aż w Poznaniu. Zrezygnowaliśmy jednak z wyścigu kolarskiego, wielka szkoda bo długo kojarzył się on z memoriałem. Powiedzieliśmy sobie prawdę, że nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć pieniędzy na wyścig. Gdyby też nie było zdecydowanej pomocy radnych Raciborza, głównie Tadeusza Wojnara, to imprezy byśmy już nie mieli. W zmaganiach o finansowanie wydeptaliśmy sporo ścieżek. Wspiera nas Rada Miasta Raciborza, sprzyja i popiera zarząd, choć nie zawsze tak było… Aktualnie Związek Zawodowy Straży Pożarnej i Miejski Klub Zapaśniczy trzymamy pieczę nad wszystkim, jako główni organizatorzy memoriału. Nie chcę tu wymieniać sponsorów, gdyż oni nie zawsze chcą być ujawnieni. Współpraca odbywa się z wieloma podmiotami, bo przecież, za każdym razem budżet imprezy zamyka się kwotą około 200 tys. zł. Powiem tylko, że mamy pięciu sponsorów strategicznych. Oczywiście, memoriał ma swoje konto w banku, a operacje finansowe odbywają się przelewami. Dokumenty z rozliczeń są do wglądu w magistracie… Bo w tym nieustającym poszukiwaniu pieniędzy chodzi o to, by raciborzanie mieli zapewniony wstęp wolny na wszystkie imprezy memoriału! Gdyby to były imprezy biletowane, wystarczyłoby zadzwonić do gwiazd, dziś można to załatwić jednym telefonem…Dlatego nieporozumieniem było wystąpienie radnej, która chciała ogłaszać przetarg na memoriał! Doprawdy, na imprezę wymyśloną przeze mnie i kolegów strażaków!?…Przecież logo imprezy jest zastrzeżone, podobnie jak wymyślony przez nas rodzinny rajd rowerowy, turniej piłkarzyków czy turniej zapaśniczy.
Drugą grupą spraw do załatwienia są koncerty gwiazd…
Jestem zadowolony ze współpracy z mediami, zwłaszcza z TVP w Katowicach. To stamtąd czerpiemy pomysły na kolejnych wykonawców. Pracownicy TVP podsuwają mi ich, korzystamy z ich kontaktów. Bardzo dziękuję pani Joannie Pietrzybie – Waszczak. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że my musimy szybko planować, a decyzje muszą zapaść do końca roku. Plany koncertowe zespołów wybiegają daleko naprzód, a my przecież chcemy się wpasować w ich trasy koncertowe. Tylko tak możemy liczyć na obniżenie kosztów występów…
Właśnie, czy wiadomo już kto wystąpi podczas planowanego XVI Memoriału?
Jestem po wstępnych ustaleniach koncertu grupy „Bajm” z Beatą Kozidrak. Trwają też rozmowy z zespołem „Lady Pank”. Na razie tyle mogę ujawnić.
Szefujesz Związkowi Zawodowemu „Solidarność” w PSP, czy żyłka organizacyjna to cecha rodzinna?
Pochodzę z rodziny kombatanckiej. Ojciec był żołnierzem Armii Krajowej. Walczył. Uciekali z mamą z północnowschodnich kresów dawnej Polski, gdyż rodzice pochodzą aż spod Nowogródka, z Wileńszczyzny. Z siostrą jechali na ziemie odzyskane w bydlęcych wagonach…i trafili do Raciborza…Tak, mam chyba we krwi umiejętność radzenia sobie z trudnościami. Ja także walczę, choć front nie jest tak niebezpieczny, czasem jednak równie trudny…Też muszę być ostrożny, a ostatnie batalie organizacyjne omal nie przypłaciłem życiem. Doszedłem do stanu przedzawałowego i wylądowałem w klinice serca. Na krótko jednak. W poniedziałek mnie przyjęli, wypuścili w środę, a w piątek stawialiśmy wspólnie scenę dla wykonawców. Tak trzeba było… Ojciec nauczył nas chyba waleczności…i nie załamywania rąk w trudnych sytuacjach.
Mało kto wie, że masz brata bliźniaka…
Tak, kiedyś z trudnością nas odróżniano. Byliśmy jak dwie krople. Teraz Henryk mieszka w Opolu i rzadko się widujemy. Starsza siostra przebywa na stałe w Kanadzie. Nasze dzieci bardzo nam podrosły… Doczekaliśmy się z żoną wnuków, to chłopaki 5-letni Patryk i 1,5 roczny Oliwer, niestety przebywają na zachodzie i widujemy je tylko podczas wakacji. Syn jest policjantem i jeszcze się nie ustabilizował, ale chłopak ma czas.
Czy wobec tego wybierasz się na emeryturę ?
Właściwie to powinienem już na niej być, ale nie wyobrażam sobie bezczynności i odpoczynku na kanapie. Może chciałbym trochę zwolnić, bo to już nie tempo dla starzejącego się faceta. Najbardziej to żona mnie strofuje, w obawie o moje zdrowie, o stres…
W Raciborzu jesteś człowiekiem instytucją. Niektórzy są przekonani, że nazwisko Borowik otwiera każde drzwi…?
Taaak?…to chyba żart! Cieszę się, że przy wielu obowiązkach udało mi się jeszcze zrobić coś poza memoriałem. Spotkałem fantastycznych ludzi, którzy podobnie jak ja pracują dla innych. Ostatnie moje pół etatu realizuję w raciborskim Domu Pomocy Społecznej przy Jagiełły. Tam też jestem potrzebny, tam nauczyłem się patrzeć na ludzi i zauważać człowieka…
Byłeś organizatorem kolonii dla dzieci po powodzi tysiąclecia, a jedno z odznaczeń, które posiadasz obok brązowego krzyża zasługi, otrzymałeś ratując ludzkie życie?
Udało się zorganizować kolonie raciborskim dzieciom z rodzin, które ucierpiały w powodzi 1997 roku. Pojechaliśmy do Grecji, a potem już tylko kontynuowaliśmy pomysł kolonii. Dzieci raciborskie pojechały więc do Tunezji i Chorwacji…
Z tym ratowaniem…każdy strażak jest ratownikiem, w akcjach każdego dnia ratujemy życie…To była standardowa akcja. W innym przypadku wyłowiłem kolegę, który wypadł za burtę podczas akcji oczyszczania Odry z mazutu, ale to była zwyczajna akcja. ..Moje życie usiane jest działaniami…
Choć niektórzy może myśłą, że biegam za kasą albo popularnością? Gdyby tak było, to nie mieszkalibyśmy z żoną w dwupokojowym mieszkaniu spółdzielczym, jeździlibyśmy niezłą bryką, jak mówią dziś młodzi…
Tylko, każdy musi sobie zadać pytanie czy o to w życiu chodzi?
Otóż ja, jako strażak odpowiadam, że strachu i pieniędzy to ja nie mam…
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Maria J. Jończy