„Śląsk” pamięci Jana Darowskiego

Grudniowy numer miesięcznika społeczno-kulturalnego "Śląsk", zamieszcza obszerny materiał poświęcony pamięci poety, eseisty, tłumacza Jana Darowskiego – syna ziemi raciborskiej, twórcy emigracyjnego.

Jana Darowskiego – postaci dotychczas mało znanej, a tak znaczącej w życiu literackim powojennej emigracji.
W numerze tym zamieszczono bogaty biogram poety. Zaleźć tam można również wybrane wiersze poety, w tym "Brzeską aleję", utwór opiewający piękno naszej raciborskiej ziemi.
Niezwykle interesujący artykuł prof. Floriana Śmieji "Czekam na cud" obrazujący trudną drogę literacką poety. Wspomniany artykuł jest przedrukiem z książki "Zbliżenia i kontakty raz jeszcze", Wydawnictwa Biblioteki Śląskiej, Katowice 2007.
Postać Jana Darowskiego i jego przywiązanie do ziemi rodzinnej przybliża artykuł "Powroty" Małgorzaty Rother-Burek, który za zgodą autorki przytaczamy w całości.

- reklama -

 

 Powroty
                                                                                                    

 

Pamięci poety, tłumacza, eseisty Jana Darowskiego

                                                                                 
  Brzezie n/Odrą-Londyn-Brzezie n/Odrą

Nie nie nie nie wrócę
nigdy tam nie wrócę

Matka mi zabrania
wciąż cerując pod kaflowym piecem
rano rozdzierane cisze

Zabraniają brzozy,
których w Brzeziu już nie ma
i ryby w Odrze wytrute,

a świecące cekinami łusk
w moim nie nie nie

Umarłych wyprowadzę z cieni
wywołam raj stracony
z tego negatywu

po pewnym czasie
przy pewnym świetle
za pewną cenę

Może kiedyś w ten sposób
jak nigdy tam wrócę

    

 

Wiosną 1993 roku wiersz "Negatyw" Jana Darowskiego zaprezentowany został szerszemu odbiorcy rodzinnej miejscowości Brzezie n/Odrą, gdzie 22 grudnia 1926 roku urodził się poeta.
Dwa wydane w Londynie zbiory poezji Jana Darowskiego "Drzewo sprzeczki" (1969) oraz "Niespodziewane Żywoty" (1990) z dedykacjami "…że nie zapomniałem – Janek" przechowywane były z pietyzmem wśród rodzinnych pamiątek brata i sióstr Jana Darowskiego.
"Negatyw" wybrany jako pierwszy przez redakcję "Brzeskiego Parafianina", pisma o charakterze historyczno-religijnym, rozpoczął prezentację twórczości poety rodem z Brzezia piszącego wśród emigracji powojennej w Londynie. Wybierając ten utwór, redakcji przyświecała głęboka nadzieja, która emanuje z tegoż utworu, że przyjazd, odwiedziny rodzinnej miejscowości po prawie pół wieku nieobecności staną się faktem. Kolejne zdarzenia wskazywały, że poeta odwiedzi "kraj lat dziecinnych", swoiste sacrum, które po wielokroć przewija się w jego poezji, a tak łatwo odczytywane jest szczególnie przez czytelników jego rodzinnego Brzezia.
Żywioną nadzieję potwierdzały listy poety kierowane do rodziny w Brzeziu. Oto co pisał poeta do siostry w liście z 13 grudnia 1993 roku:
" (…) jaki wspaniały prezent świąteczny mi sprawiłaś tym Brzeskim Parafianinem".
Cieszyłem się tym jak dziecko. Cały Boży dzień spędziłem przeglądając te numery, studiując pilnie zdjęcie po zdjęciu, czytając o naszej historii, kolorując mapę, by wszystko było wyraźniej, przeżywając raz jeszcze całe moje dzieciństwo. No i zaszczyt dla mnie widzenia się tam w druku. Nie myśl, że żartuję. Co mi tam Londyn, Paryż czy Warszawa, to są tylko monstrualne dziury, pełne pozłacanej nędzy, kanciarzy i błaznów, uczuciowe pustynie przepisywane przez podmuchy przelotnych trendów i mód. Najwartościowsze życie każdego kraju rozwija się po jego wioskach i prowincjonalnych miastach. Tak jest tu, tak we Francji, w Polsce i wszędzie. Dlatego być witanym i rozumianym we własnej kolebce, to naprawdę jest coś. Przynajmniej dla poety (…).
Dając nr 6 Parafianina jako pierwszy w paczce, naprawdę nie mogłaś lepiej uczynić. Aż mnie zatkało widząc na okładce to, co przez 50 lat było samym centrum świata dla mnie, moim sacrum najświętszym, z którego brałem moją iskrę do twórczości zapalną: szkoła, kościół, stary cmentarz i niewidoczny tu klasztor, w którym przez tyle lat byłem ministrantem. Ciekawe czy jeszcze chowają na tym cmentarzu, bo tam właśnie chciałbym spocząć: gdzie moi rodzice, siostry Lazaria i Dulcissima, i różni wspaniali ludzie, którzy nam dawali cukierki i klapsy. Nasz stary kościół, o którym tyle się w dzieciństwie nasłuchałem, widzę tu po raz pierwszy i czytam jego historię. Nie ma co, mamy być z czego dumni, gdziekolwiek jesteśmy na świecie (…).
Mapa topograficzna Brzezia jest dla mnie, jak się rzekło, bezcenna. Chociaż po prawdzie mam ją i tak wyrytą w pamięci, i wymierzoną dokładnie moimi młodymi nogami. Parę szczegółów jest dla mnie nowością (…).
W całości biorąc, pomysł Parafianina całkiem mnie zachwycił. To akurat rzecz, która może coś zdziałać w postkomunistycznej próżni, bo odwołuje się do spraw lokalnych, drogich każdemu sercu, uświęconych przez dzieje, działa ponad głowami "mędrców" w urzędach i redakcjach stołecznych. Każda wieś, każde miasteczko w Polsce powinno zdobyć się na coś podobnego i walczyć o swoją indywidualną duszę i twarz (…).
Mógłbym się całkiem utopić w Parafianinie i pewnie byś nie zobaczyła tego listu przed Świętami.
                                                                                                                                    Janek"
    

 

Bezsprzeczną radość i dumę, nie tylko dla  czytelników "Brzeskiego Parafianina”, sprawił fakt przesłania do redakcji cudownego wiersza "Brzeską aleją” jeszcze pod roboczym tytułem "Aleja”, który opublikowany został w 1994 roku na łamach naszego pisma. A dziś z tym większą satysfakcją odnotować należy, że znajduje się on w "Antologii poezji polskiej na obczyźnie”, rozsławiając skrawek pięknej ziemi raciborskiej – Brzezia n/Odrą, od 1975 roku dzielnicy Raciborza.
Początkowa korespondencja ubogacana była rozmowami telefonicznymi; wzajemne pytania Londyn-Brzezie, wymiana myśli, oczekiwania na nowe teksty, często również gorzkie słowa poety: "(…) w kraju? Niewiele tam drukowałem – są zawsze jakieś opory polityczne lub korekcyjne. Chcą zmian, na które nigdy się nie zgodzę (…). Jestem jednak jak ten przysłowiowy lodowiec (góra) i najwięcej materiałów dalej czeka sobie w moich teczkach albo na komputerowych dyskietkach”.
I jest rok 1995 – w przesyłce z Londynu do redakcji przeczytam:  "(…) załączam również siedem wierszy, z których tylko jeden może być Pani znany. Załączam jeszcze raz "Aleję”, bo przywróciłem tam oryginalny tytuł, ten w sensie "pierwotny”, chcę, żeby ta zmiana została odnotowana. Wiersz "Oślepienie Erosa” przyszedł mi wraz z innymi w szpitalu, kiedy sam byłem prawie ślepy. Jest tu na dowód – albo w nadziei – że nie jest jeszcze u mnie wszystko skończone. Są do Pani dyspozycji – gdyby się spodobały. Znowu wyczekuję Brzeskiego Parafianina. Może zobaczy Pani kiedyś, jakie to da wyniki również dla Brzezia. Oby mi tylko starczyło zdrowia, tj. oczu (…)”.
Temat wzroku, oczu powraca wielokrotnie w życiu poety, wyczytać go można również z kart jego twórczości. Związany jest z przeżyciami z dzieciństwa, kiedy to ciężko zachorował na szkarlatynę i o mało nie stracił wzroku. Swoje cudowne uzdrowienie wiąże z postacią siostry Dulcissimy.
Jego życie w Anglii to, jak się okazuje, stałe wsłuchiwanie się w odgłosy z rodzinnego Brzezia; tak było również w 1996 roku podczas rozpoczynającego się procesu beatyfikacyjnego, dziś już Sługi Bożej S. M. Dulcissimy, która przebywała w brzeskim klasztorze i zmarła w opinii świętości, kiedy poeta miał 10 lat. Nie dziwi więc jego spontaniczna reakcja. Darowski pisze: "(…) słyszałem o procesach beatyfikacyjnych dla siostry Dulcissimy, a ja o Niej pisałem. Rzecz utknęła na siódmym rozdziale i nie wiem, kiedy znowu ruszy. To o siostrze Dulcissimie jest do Pani dyspozycji, tyle że będzie to wyrwane z większej całości. Nie rozstanę się z tymi siedmioma rozdziałami aż rzecz skończę albo śmierć mnie tam zatrzyma. Taka jest moja warsztatowa metoda, od której nigdy nie odstępuję. Tutaj jednak mógłbym podpisać wybrany fragment (…). Załączam 11 stron komputerowego wydruku książki, którą pisałem w 1994. Ma ona prowizoryczny tytuł "Unsere” i jest o mojej młodości, o drodze z Brzezia do Anglii, i o ludziach spotkanych (…). Fragment o Siostrze Dulcissimie wydaje mi się być jasny i zrozumiały, jest na stronie 13. podkreślony (…)".
W tym miejscu korzystam z przyzwolenia poety i przytaczam wskazany fragment, który jest jednocześnie, na prośbę poety, złożonym świadectwem w procesie beatyfikacyjnym siostry.
"Moje lewe, dziś widzące i kiedyś wspaniałe oko jest darem od siostry Dulcissimy z naszego nowicjatu Marianek. Ja wzrok odzyskałem, a ona oślepła zupełnie – prawie w tym samym czasie. Lekarze przyjeżdżali i odjeżdżali, kiwiąc głową, pełni wyrazów współczucia dla Matki. Ona nie. Ona zatroskana modliła się o wzrok dla mnie, mówiła Matce, że odda mi Jej własne oczy albo choć jedne. Myślałem, że to może Ona mnie tuli, bo ten sztywny, krochmalony kołnierz, ten krucyfiks, ta dłoń tak delikatna na moich włosach albo na policzku.
Cokolwiek się stało, stało się. Pewnego dnia ja świat widziałem, a Ona już nie. Lekarz, gdy przyjechał, oświadczył Matce, że to cud".
Poeta pisze dalej ze swą podziwu godną skromnością "Nie jestem człowiekiem zbyt gorliwej wiary, ale co było, to było. Nie zapomina się takich rzeczy nigdy". 
We fragmencie przesłanej książki "Unsere", który oddany został do mojej dyspozycji, sprawa wzroku wraca ponownie w momencie badań lekarskich podczas wojennej wędrówki. Darowski pisze: "(…) "najlepszy instytut na świecie” urządzał mnie absolutnie. Kopalnią złota wręcz  był dla mnie adiutancki pomysł, bo i tak wiedziałem, że nie mogą nic dla mnie zrobić ci cudotwórcy z soczewkami, że nie na samym oku cała rzecz polega, a tylko na "spalonym” optycznym nerwie gdzieś głęboko w głowie. Tylko nie mówić nic o tej szkarlatynie. Nie pytali w Brzeziu podczas wcielenia do wojska, dlaczego miałbym w optalmologa zabawiać się aż tutaj w Stuttgarcie?".
Praca nad książką "Unsere", według relacji żony poety, pani Barbary Darowskiej, nie została skończona, jednak i te siedem rozdziałów napisanych byłyby doskonałym ubogaceniem nie tylko biografii poety, lecz również literackim obrazem wojennej tułaczki wielu osób, także ludzi z Brzezia, o których powojenne losy dopytywał poeta podczas pisania książki.
Jeden z artykułów w lokalnej prasie zatytułowałam "Polak w Londynie", jak bowiem nazwać inaczej poetę, tłumacza m. in. Miłosza, Herberta, Szymborskiej (ze swoją rzetelnością, dokładnością i uporem dziś zaliczany do czwórki najlepszych tłumaczy na język angielski), który ponad pół wieku w przybranej losowo ojczyźnie legitymuje się stale, jedynie polskim obywatelstwem?     
Być może nieco światła w tej kwestii wniesie fragment biografii z okresu pracy i nauki Jana Darowskiego w znanej raciborskiej drukarni braci Mayerów zaraz po ukończeniu brzeskiej "podstawówki". Opisane zdarzenia to już nie młodzieńcza fantazja, tu wyziera "polska dusza" poety balansująca nad wojenną rzeczywistością: "Ponieważ Mayerowie mieli te polskie czcionki, mieli dwujęzycznych zecerów i mieli już "opiekuna" partyjnego, majstra-introligatora, który ich inwigilował, dostawali zamówienia – i to bezzwłocznie rozkazowe – dla Generalgouvernement'u. Druki często tajnej natury. Dlaczego u nich, a nie w Krakowie? Bali się pewnie Niemcy penetracji za strony wywiadu Polskiego Podziemia. A tu w Raciborzu czuli się pewniej (…). Ja to zwykle odbijałem w szpaltach, a inni chłopcy łamali. Aż raz nadeszła książeczka pt. "Zur der Vernichtung der polnischen Literatur". Był to po prostu katalog polskich książek do zakazania, wyszukania i zniszczenia. Bardzo dalekoplanowa robota.  Kulturkampf na całego i ostatecznie rozstrzygający (…).
Postanowiłem zdobyć to za wszelką cenę dla p. Gasza, ale jak? Kaloryfer dał mi rozwiązanie, gdy mi spadły tam raz odbitki szpaltowe i znalazłem za nim inne, kiedyś szukane po całej drukarni. Więc było: 6 odbitek dla nich i jedna dla mnie – za kaloryfer (…). Dwa miesiące tam leżały za kaloryferem na "ostygniecie", a później wyniosłem je i dałem je p. Gaszowi".
Polskość, przywiązanie do ojczyzny to nie tylko postawa życiowa Darowskiego,  ale jeden z motywów przewodnich pojawiających się w całej jego twórczości poetyckiej.
Ożywione kontakty poety z Brzeziem w połowie lat 90., spotkania profesora Śmieji z Darowskim w Londynie, ich dalsze plany wydawnicze utwierdzały w przekonaniu, że spełnią się oczekiwania i gościć będziemy pana Jana w Brzeziu, i to nie tylko wśród przyjaciół czy rodziny, lecz w szerszym gronie, szczególnie młodych, którzy coraz chętniej sięgają po poezję Jana Darowskiego. 
Trzy lata temu, jeden z maturzystów napisał w swojej pracy:

 

 

"Temat Brzeskich Alei szczególnie mnie zaciekawił. Ja przecież  nie znam brzeskiej lipowej alei, nigdy nią nie spacerowałem od Raciborza aż na Widok, nie oglądałem jej piękna w lipcowym rozkwicie i zapachu, jak pisał o tym poeta (…). Twórczość Jana Darowskiego jest różnorodna.
Ja wybrałem tę, która wydawała mi się najciekawsza dla mnie prywatnie i dla mojego pokolenia, a umieszczenie jego twórczości w "Antologii poezji polskiej na obczyźnie" obok takich osobowości jak Miłosz, Herbert czy też Różewicz świadczy o tym, że jest on zaliczany do grona najlepszych piszących na obczyźnie Polaków (…).
Przed rozpoczęciem prac nad tym tematem, nie wyobrażałem sobie nawet, że ktoś z mojej miejscowości będzie wymieniany wśród tak liczących się nazwisk".

  

 

Więc czekaliśmy. Tu jednak życie dyktowało inaczej – choroba, pobyty w szpitalach, rehabilitacje; w kolejnych listach, w rozmowach telefonicznych odczuwało się, że prawdopodobnie Brzezie pozostanie na zawsze swoistym sacrum dla poety, mickiewiczowskim  "krajem lat dziecinnych".
Potwierdzał to również profesor Śmieja, wierny przyjaciel Darowskiego, poeta, również pochodzący ze Śląska. Pisał on z Ontario do naszej redakcji: "Janek zamknął się w swoich "Brzeskich alejach" w swojej dziupli, z której trudno go wyciągnąć (…)".
Ze smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Jana Darowskiego, a zarazem z dumą i wzruszeniem fakt, że ostatnia wola poety, eseisty, znakomitego tłumacza to powrót do Brzezia – niestety pośmiertny. Serce, które kochało tak silnie rodzinną ziemię, spoczęło w Brzeziu, będzie tu na zawsze, zaś twórczość poety, tak jak za życia jego głowa, krążyć będzie po szerokim świecie.
Poeta zmarł w Londynie 4 lipca, urna z prochami staraniem żony pani Barbary oraz rodziny z Anglii sprowadzona została do Polski. Poeta pochowany został na brzeskim cmentarzu 26 lipca 2008  roku. W uroczystościach pogrzebowych udział wzięły liczne delegacje władz miasta, starostwa powiatowego, Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej oraz ośrodków kultury ziemi raciborskiej. Nad otwartą mogiłą odczytane zostały kondolencje skierowane do rodziny, wśród nich list pożegnalny Zespołu Redakcji miesięcznika  "Śląsk", Zarządu Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego w Katowicach. Słowa z tegoż listu niechaj stanowią klamrę zamykającą garść wspomnień o Janie Darowskim.
 "Poeci zawsze wracają do swoich, do miejsca urodzenia, z którym nie rozstali się nigdy – niezależnie jak ułożyły się ich życiowe losy. I taki sens ma dzisiejsze pożegnanie zmarłego (…). Teraz wreszcie może zostać pożegnany w swoim majestatycznym Brzeziu n/Odrą, miejscu dozgonnej nostalgii, które wielokroć ożywiał w swej poezji.
Niech stanie się odtąd to miejsce nie tylko znakiem wiecznego spoczynku – ale i żywej, trwałej pamięci poprzez poetyckie słowo, w którym trwa i przetrwa (…)".

                                                                                          

 

Małgorzata Rother-Burek

 

Zobacz  również "Powroty" Jana Darowskiego

- reklama -

2 KOMENTARZE

  1. Ile takich Darowskich, różnej profesji, służy Polsce na emogracji, nie kryjąc swego polskiego pochodzenia. Specyficzna to grupa ludzi, których trzeba promować i wprowadzać w obieg naszej mentalności w kraju. Pod natłokiem różnego gatunku „koksu” ziejącego z wielu publikatorów, systematycznie poddajemy się degradacji własnej osobowości stając się bezwolnymi, niezdolnymi do głębszych motywacj we własnym życiu. Wędrujący po świecie Rodacy, gdy spotykają Polaków osiadłych w różnych miejscach na świecie o opinii ludzi kreatywnych, uznawanych autorytetów w lokalnej społeczności i szanowanych obywateli – wracają do kraju podbudowani patriotyzmem Polaków za granicą. Trzeba wyjechać z kraju, by poznać ducha Polaków, tak bardzo brukanego w Kraju, jak śmiertelny wirus zjada przodków maksymę, Wiara Honor i Ojczyzna. Dziwne, że Dalajlama będąc ostatnio w Polsce nadal widzi Ducha w Polsce!

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj